piątek, 17 października 2014

[2] Rozdział 20. '' Zadam Ci jedno podstawowe pytanie''

soundtrack:
 proszę o włączenie tych piosenek i przeczytanie notki pod rozdziałem.

(Rose)

Kilka dni po przyjeździe
 [ środa, dzień przed wyjazdem do cioci ] 

   Spakowana już od dwóch dni, siedziałam na tarasie, patrząc na padający z nieba deszcz. Duże i zimne krople spływały po dachówkach, spadając na drewniane schody prowadzące do domu. Spojrzałam w szare niebo i chciałam sprawić aby wszystkie moje myśli wyparowały wraz z pojawieniem się słońca na niebie.

   Głowa pękała mi z bólu i miałam wrażenie, że zaraz wybuchnę. Ciągle chodziłam poddenerwowana, a kiedy kończyły mi się zajęcia i siadałam na tarasie, tak jak teraz, chciałam się popłakać. Byłam bezsilna, nie miałam nawet na to wpływu. Łzy szybko kumulowały się i spływały po mojej twarzy, tworząc dwie krzywe linie.

   Dziś wieczorem powinien przyjść Brad. To właśnie z nim się jeszcze nie pożegnałam. Wczoraj, gdy chłopcy zorganizowali pożegnalne spotkanie nie przyszedł. Było mi na prawdę przykro. Mimo ,że nasze stosunki ostatnio się oziębiły, to nadal był on moim przyjacielem.

   Można powiedzieć , że przez pół poniedziałku i cały wtorek nie zamieniliśmy ze sobą nawet zdania. Tak jakbyśmy się w ogóle nie znali. Brad mnie ignorował,  i ja, żeby nie być mu dłużna robiłam to samo. Skoro on nie chciał ze mną rozmawiać, to ja też się starałam. Choć chciałam to wszystko zmienić i naprawić Brad na to nie pozwalał. Raniliśmy się wzajemnie.

   Usłyszałam dzwonek do drzwi, więc wstałam z ławki i podeszłam do frontowych drzwi. Byłam dziś sama w domu, ponieważ mama miała dyżur, a tata załatwiał coś w Stevenage. Jak się okazało taka mała przeprowadzka nie jest łatwa. Trzeba załatwiać masę papierów, co jest moim zdaniem bez sensu. Spojrzałam w wizjer i zobaczyłam Bradley’a  ociekającego deszczem. Przypomniała mi się chwila, gdy to ja byłam w podobnej sytuacji kilka tygodni temu. To było takie głupie. - pomyślałam.

- Zapomniałeś parasolki czy co? - nawrzeszczałam na niego, gdy znalazł się w progu.

- Może tak cześć na początek?


- Cześć. - wymamrotałam.- Zapomniałeś parasolki?  -powiedziałam trochę spokojniej, siląc się na milszy ton.

- Nie, kiedy wychodziłem nie padało. - powiedział ponurym głosem.
- Chcesz coś na zmianę? - zaproponowałam, jednak on pokręcił głową.
- Mogłabyś mi zrobić coś ciepłego do picia? - spytał zdejmując kurtkę.
- Jasne, w salonie jest koc - okryj się nim, a ja zaraz do ciebie przyjdę.- poinstruowałam go.

- Yhym. - wymruczał i poszedł do salonu.


- Chcesz kakao? - krzyknęłam z kuchni.

- Obojętnie.


- To chcesz czy nie? - zapytałam wywracając oczami.
- Może być.



 (Brad)




   Kupiłem Rose naszyjnik. Chciałem aby miała coś, co będzie jej przypominało o mnie, gdy będzie daleko. Trzymałem w dłoni małe pudełeczko, nie bardzo wiedząc jak dać je Rose.  


   Postanowiłem, że muszę poczekać i wyczuć odpowiednią chwilę. Owinąłem się kocem i usiadłem na kanapie włączając bez żadnych skrupułów telewizor. Rose weszła do salonu z dwoma kubkami, z których ulatywała para. Postawiła je na niskim stoliku i usiadła na drugim końcu sofy. Poczułem się źle. Musiałem przerwać tą krępującą ciszę. Jeżeli Rose jutro odjeżdża, musimy wszystko sobie wyjaśnić. Muszę wyjawić Rose co tak naprawdę do niej czuję, bo inaczej ona nigdy nie zrozumie ile dla mnie znaczy.

   Nie mogłem znieść tego, że rozstaniemy się w kłótni, więc schowałem dumę do kieszeni i odezwałem się pierwszy:

- Przepraszam Rose.- zacząłem cicho, jednak po chwili kontynuowałem już trochę głośniej.- Przepraszam Cię dosłownie za wszystko. Za to, jeśli kiedykolwiek Cię skrzywdziłem. Za to, że czasem się kłóciliśmy.Za to,że przeżyłaś przeze mnie tyle przykrości. Za ostatnią kłótnię i kilka słów, które nie powinny zostać wypowiedziane.


   Rose milczała, wgapiając się w swoje pozdzierane paznokcie. Zaszczyciła mnie małym spojrzeniem, po czym znowu spuściła głowę ,zasłaniając włosami swoją śliczną twarz. Zmotywowałem się i zacząłem mówić dalej. Postanowiłem, że powiem jej dzisiaj to co chciałem, aby usłyszała od miesięcy. Chcę wyznać to, co do niej czuję, jak sobie wyobrażam to wszystko.


- Wiem ,że to dla ciebie nie jest proste. Nasza relacja jest tak popaprana i skomplikowana,  że nie wyobrażam sobie,  abyśmy mogli ją kiedykolwiek ogarnąć. Ale.. - zaciąłem się na chwilę, zastanawiając się czy powinienem o tym mówić. -  Ale może spróbujmy co? Nie mamy nic do stracenia. Kocham Cię od lutego i tak w zasadzie nigdy nie przestałem. Czasami po prostu oszukiwałem się, że to tylko przyjaźń. Byłem wtedy taki głupi. Kiedy miałaś wypadek i widziałem Cię w tej łazience całą w krwi, to naprawdę się przeraziłem.  I kiedy reanimowałem Cię  coś mnie uderzyło. Zrozumiałem, że chcę byś była kimś więcej niż tylko moją najlepszą przyjaciółką. Chciałem i nadal tego pragnę, abyś była dla mnie kimś najważniejszym. Chcę tworzyć z tobą parę. Chcę być twoim księciem, a Ty moją księżniczką. Chcę być twoim wszystkim. Kocham Cię, Rose. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Zrozumiałem to wszystko dobrze. Przemyślałem też wszystko chyba z milion razy .Chciałbym spróbować. Cz-czy jesteś na to gotowa?

Podniosła głowę i wtedy mogłem spojrzeć w jej piękne oczy, płakała.


- Brad.- zaszlochała i rzuciła się na mnie, oplatając mnie swoimi rękoma.- Boże, nie rozumiesz tego? Nie możemy być razem! - wykrzyknęła. - Związek to coś nie dla mnie. Nie chcę się z Tobą wiązać, ponieważ nie zasługuję na ciebie. Jesteś kochany,opiekuńczy i troskliwy. Potrzebujesz dziewczyny, która da Ci szczęście. Ja niestety nią nie jestem. Jesteśmy młodzi ,rusz w świat. Znajdź sobie dziewczynę i ją kochaj. Ja nie zasługuję na twoją miłość.
- Rose, czy ty siebie słyszysz? – powiedziałem podirytowany. - Ty jesteś moim szczęsciem. Jestem moim światem , moim wszystkim. To dzięki tobie dzień staje się lepszy. Dzięki tobie pragnę być lepszy. Mam ochotę się uczyć, czytać książki, pisać piosenki. Dzięki tobie mógłbym zacząć przenosić góry. Chciałbym dać Ci to samo, pozwól mi tylko.

- To jest takie skomplikowane. - pokręciła głową.


- Wytłumacz mi to, proszę. Nie możesz wiecznie wszystkiego ukrywać. Powiedz mi wszystko, czego bałaś się powiedzieć odkąd się znamy. Nie bój się mnie.

   Wstała, schodząc ze mnie i podeszła do okna. Jej klatka piersiowa ciągle się podnosiła i opadała. Wzięła głęboki oddech i odwróciła się w moją stronę.


- Powiem wprost. Boję się zaangażowania. Mam wrażenie, że kiedyś się mną znudzisz. Zostawisz mnie samą sobie i tyle z tego będzie. To nie ma sensu, wiem. – zaczęła kręcić głową.- Ale po co mam coś próbować czegoś, co jest skazane na niepowodzenie?
- Kto ci nagadał takich głupot? Dlaczego stawiasz nasz związek na niepowodzenie? – zapytałem, ale ona milczała. - Zadam Ci jedno podstawowe pytanie. - powiedziałem twardo, przetwarzając słowa Rose w głowie. – Kochasz mnie?


   Chwilę zastanawiała się nad tą odpowiedzią , po czym uchyliła lekko usta. Nie powiedziała nic.Miałem wrażenie ,że toczy w sobie jakąś wielką walkę.


   Mijały sekundy, minuty ,a ona nadal nic nie powiedziała. Czułem się jak jakiś debil. Bez sensu mówiłem jej to wszystko. Boże, byłem takim popierdoleńcem. Co ja sobie myślałem? Rzuci mi się na szyję  i będziemy żyli długo i szczęśliwie? Byłem głupi. Miałem zbyt wielkie oczekiwania od życia , przez co często się zawodziłem. Wtedy Rosalie wyjąkała:


-K-ko-kocham Cię.

   Było to wypowiedziane tak cicho, że miałem wrażenie, że to tylko wytwór mojej wyobraźni, jednak gdy Rose powtórzyła to nieco pewniej ,a ja usłyszałem to ponownie, poczułem jak moje serce rośnie. Było już tak w niewyobrażalnie wielkim rozmiarze, że myślałem iż za chwilę wyskoczy i pobiegnie gdzieś sobie, zostawiając mnie tu samego. Szybko wstałem i podbiegłem do niej.


   Położyłem lekko dłonie na jej twarzy, popatrzyłem w załzawione oczy i pocałowałem. Nie mogłem się powstrzymać. To chyba była najszczęśliwsza chwila w moim żałosnym życiu.  Miłość mojego życia właśnie powiedziała,że mnie kocha. Nadal nie mogłem w to uwierzyć.

   Nie mogłem już wytrzymać. Brutalnie popchnąłem Rose na ścianę i przycisnąłem ją swoim ciałem, sprawiając , że pomiędzy nami nie było żadnej wolnej przestrzeni. Zacząłem całować ją po nagiej skórze szyi,zbliżając się powoli swoimi malinowymi ustami do jej twarzy. Kiedy już odnalazłem jej usta, złączyliśmy się w przyjemnie powolnym pocałunku.

 
   Jednak to nie było dla nas wystarczająco dużo. Rose zaczęła oddawać pocałunki co raz bardziej zachłannie , tak jakby chciała je zachować na wieczność. Jej klatka piersiowa unosiła się tak szybko, a jej oddech był nierównomierny. Na jej ramionach pojawiła się gęsia skórka, a na policzkach rumieńce. Nasze języki połączyły się  w namiętnym tańcu, walcząc o dominację. 

Byłem po prostu w raju.



- Posłuchaj czasami głosu serca. Nie zawsze rozsądek jest najważniejszy.-powiedziałem, gładząc jej delikatną skórę .
- Ale jeśli nam się nie uda, jeśli mnie zostawisz? - zapytała płaczliwym tonem.

- Nie zostawię, nigdy . Jesteś dla mnie całym światem i obiecuję, że zawsze będę Cię
kochał.Zawsze.-czekałem na jakąś reakcję ze strony Rose ,jednak ona nadal milczała.- Mam coś dla ciebie. To naszyjnik. Chcę aby Ci zawsze o mnie przypominał. Kiedy będziemy tyle kilometrów od siebie, chcę abyś o mnie pamiętała. Abyś wiedziała, że w Dover jest pewien zakochany w tobie po uszy chłopak ,który będzie czekał na weekendy, by móc zobaczyć swoją ukochaną i najpiękniejszą dziewczynę na świecie.


-Niech stracę.-powiedziała, a ja odetchnąłem z ulgą.



   Dziewczyna delikatnie wyjęła z czerwonego pudełeczka łańcuszek i rozłożyła go na dłoni, dokładnie mu się przyglądając. Westchnęła z zachwytu i spojrzała na mnie wdzięcznym wzrokiem. W jej oczach znów pojawiły się łzy. Jednak wiedziałem,ze tym razem są to łzy szczęścia.


-Jest przepiękny.Brad, dziękuję - wtuliła się we mnie i wtedy zrozumiałem ,że Rose to najlepsze co  mnie w życiu spotkało. Choć będziemy od siebie oddaleni, nasza miłość przetrwa. Jesteśmy silni.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Kochani! I tak o to tym rozdziałem kończymy przygodę z CURLS. Nistety na nic się zdały wasze prośby,bo ja naprawdę nie chcę już tego ciągnąć. Pisanie tego na siłe byłoby dla mnie udręką i  dla Was również.Ale...NIE MARTWCIE SIĘ!

Wracam do Was z super świeżymi pomysłami i mam nadzieję,że ciekawymi! Powinno się Wam spodobac, bo jednak w tym nowym ff będzie ZDECYDOWANIE WIĘCEJ scen miłosnych. Takze ten.... Z A P R A S Z A M :*


A więc moze teraz czas na podziękowania...

Dziękuję Wam wszystkim. Moja przygoda z Wami zaczęła się w marcu i kończy w październiku. Nie wiem czy w to uwierzycie,ale to były moje najlepsze miesiące. Dzięki temu opowiadaniu poznałam tylu fantastycznych ludzi. Poznałam Was - moich najukochańszych czytelników. Kocham Was i dziękuję dosłownie za wszystko. O to ,ze martwiliście sie gdy byłam chora. Gdy miałam zły nastrój to mnie pocieszaliście. Pomagaliście , gdy była bez weny. Naprawdę to wszystko doceniam. Jesteście świetni!!!

Mam nadzieję,że nie zostawicie mnie i dacie szansę drugiemu opowiadaniu. Piszcie o nim znajomym, ludziom na tt, asku..Cokolwiek! Niech wiedzą :)
Dobra....i co teraz?

Pożegnania są naprawdę ciężkie.Pisząc tą notkę mam łzy w oczach, bo nie wierzę ,że wszystko sie tak potoczyło... Zrobicie dla mnie taki prezent i napiszecie 50 komentarzy? Tak na pożegnanie.Byłoby mi ogromnie miło...

Kocham Was i zawsze będę, Wika :*

piątek, 10 października 2014

[2] Rozdział 19. '' Czym my jesteśmy? ''


NOTKA POD ROZDZIAŁEM!

Rozdział dedykuję @krejzimonkey , @awokado1 i  @Olciiiia97.
Dziękuję Wam z całego serca za wszystko. JESTEŚCIE NAJLEPSZE <3 


(Rose)
   Kiedy wróciliśmy, Angie i Tristan poszli do swojej sypialni. Niestety ja i Brad mieliśmy do dyspozycji tylko sofę, która po rozłożeniu nie była zbyt wielka. Kiedy zaścieliliśmy ją, okazało się, że jest naprawdę mała.  Przebrałam się w swoją piżamkę ze Spongebobem, składającą się z koszulki na ramiączkach i spodenek przed kolano, po czym wskoczyłam pod kołdrę. Brad poszedł pod prysznic, więc miałam trochę czasu dla siebie. Wyciągnęłam telefon i zaczęłam przeglądać katalog z atrakcjami w Londynie. Planowałam pójść na Tower Bridge, a potem przejść się po Baker Street. Kocham zagadki Sherlocka i naprawdę fascynuje mnie ta postać. Chętnie zobaczyłabym jak mieszkał. Chciałabym także zajrzeć do muzeum figur woskowych, jednakże boje się, że będzie zbyt długa kolejka, która nam to uniemożlliwi. W Londynie jest tyle miejsc do zwiedzania, co sprawia, że nie mam pojęcia co wybrać.  Gdyby się udało, poszłabym na Trafalgar Square lub do ZOO.
    Znużona i zmęczona dniem przeciągle ziewnęłam. Odłożyłam telefon z ustawionym budzikiem pod poduszkę, po czym przymknęłam powieki, starając się zasnąć. Jutrzejszy dzień zapowiadał się niezwykle ciekawie, więc musiałam się dobrze wyspać,aby być gotowa na całodniową wycieczkę.
    Kilka minut później przyszedł Bradley. Cichym krokiem podszedł do sofy, na której spaliśmy. Odsunął lekko kołdrę i położył się na boku. Byłam odwrócona do chłopaka tyłem, więc objął mnie w tali i przesunął się bliżej mojego ciała. Podejrzewam, że chłopak myślał, że śpię, więc położył głowę ponad moim ramieniem. Jego mokre włosy dotykały mojej gołej skóry, powodując przyjemne  łaskotanie. W pewnym momencie poczułam jak usta Brada stykają się z moją skórą. Chłopak zaczął całować moje ramię, co wywołało w moim ciele milion dreszczy. Postanowiłam tego nie przerywać i kontynuować udawanie, że śpię.
   Chłopak zaprzestał swoich romantycznych ruchów, wtulił się w moje plecy i tak jak ja próbował zasnąć
*   *   *
   Noc minęła mi w okropnym dyskomforcie. Ciągle kręciłam się i przewracałam z boku na bok. Wiedziałam, że Brad także się nie wyśpi, ponieważ ciągle sapał i mamrotał coś pod nosem.
   Wstałam z kanapy i najcichszym krokiem na jaki mnie było stać poszłam do łazienki, aby zacząć się przygotowywać przed wyjściem. 
   Wczoraj zostawiłam tutaj swoją kosmetyczkę, więc bez problemu mogłam przywrócić swoje włosy do normalnego stanu. Wyciągnęłam szczotkę, rozczesałam je, umyłam zęby i nałożyłam lekki makijaż. Wyszłam z toalety niemal na palcach i wybrałam ubrania na dzisiaj.
    Po kilku minutach weszłam do salonu i popatrzyłam w stronę sofy, na której Brad się rozłożył i robił dziwną minę. Był taki słodki kiedy spał i nic nie mówił. Uśmiechnęłam się  i zaczęłam robić sobie herbatę.
    Myślę cały czas  o mnie i Bradleyu jak o kimś więcej niż tylko przyjaciele i nadal jestem zdezorientowana.  Przez to, że powiedziałam mu o wyjeździe bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Częściej żartowaliśmy i  w pewnym momencie zachowywaliśmy się jak para. Chciałabym tego wszystkiego, jednak boję się. Cholernie się boję tego, że mu się znudzę i mnie zostawi.
Może jeśli nie będę go widziała, przejdzie mi, a Brad znajdzie nową dziewczynę?
   Chciałabym jego szczęścia, nawet bardziej niż swojego. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ja nie mogę mu go dać. Oczekuje ode mnie zbyt wiele, a ja go przez to niszczę. Wiem, że na niego nie zasługuję. Kiedy będziemy stąd wyjeżdżali do mojej przeprowadzki zostanie tylko kilka dni.
   Usłyszałam burczenie w brzuchu, wiec schyliłam się w poszukiwaniu chleba lub jakiekolwiek pieczywa. Kiedy znalazłam bułkę z wczoraj, postanowiłam ją posmarować nutellą i popić zimnym mlekiem.
   Nagle poczułam jak ktoś mnie obejmuje. To był Brad. Pocałował mój obojczyk po raz kolejny w ciągu tej doby, mrucząc coś. Lekko zdenerwowana odwróciłam się i teraz stałam na przeciw niego.
- Co to ma znaczyć? - zapytałam.
- Wiem, że to lubisz - powiedział chłopak, podchodząc jeszcze bliżej.
- Odsuń się, Brad. Wczoraj nie spałam, jak mnie całowałeś - zaczęłam lekko odpychać przyjaciela.
- Rose, chcę żeby ten wyjazd był dla nas przyjemny. Skoro za tydzień wyjeżdżasz, daj mi się sobą nacieszyć. – wyznał.
   Przejechał swoimi gorącymi ustami po moich gołych ramionach, a wspomnienia z nocy wróciły ze zdwojonym tempem. Kreślił sobie drogę wzdłuż mojej szyi, będąc coraz bliżej moich ust. Westchnął i wymruczał:
 - Jesteś taka gorąca Rose.
- Będziemy musieli porozmawiać.- przerwałam mu.
- To coś poważnego? - zapytał
- Chyba tak. - podrapałam sie po karku, będąc lekko zakłopotana tym, że Brad nadal znajduje sie zbyt blisko.
*   *   *
- Czołem młodzieży! - powiedziała Angie salutując nam, gdy ja i Brad siedzieliśmy w pokoju na kanapie i oglądaliśmy coś bliżej nieokreślonego. Nie mogłam się skupić. Moje myśli nadal wędrowały do chwili, gdy Brad podszedł do mnie w kuchni.
- Um..Hej. - przywitałam się.
- Idziecie coś zwiedzać? - zapytała Angie.
- Tak, mamy plany na cały dzień.- powiedziałam już nieco ożywiona.
- Coś konkretnego?
- BAKER STREET! - wykrzyknęłam podchodząc do kuchennej wysepki.
- Zamknij się ! - odpowiada Tristan, wchodząc do kuchni zaspany. – W ogóle, moglibyście nic nie mówić. Zaraz chyba pęknie mi głowa.
- Trzeba było tyle nie tańczyć kochanie. - odpowiedziała lekko podirytowana blondynka. Czuję, że mieli jakieś spięcie.
- Nie mówmy o tym, ok? - zapytał.
-Dobra, dobra. – powiedziała, posuwając mu pod nos witaminki i wodę. – Wypij to, a ja z Rosalie pójdziemy do marketu po coś do jedzenia.
-Yhym… - wydukał resztkami sił.
(Brad)
   Dziewczyny poszły do sklepu, więc zostałem w mieszkaniu sam z Tristanem. Rozłożyliśmy się na kanapie i zaczęliśmy oglądać jakieś durne seriale.
   Bałem się jak cholera naszej rozmowy, o której rankiem wspominała Rosalie. Już wczoraj w klubie chciałem jej powiedzieć jak bardzo ją kocham i chcę spędzić najbliższy czas z nią, jako moją drugą połówką, jednak ona urwała temat  i czułem, że jestem na straconej pozycji. Nie było sensu zaczynać tej rozmowy jeszcze raz. Zrobię to później.
- Gadałeś z nią? - zapytał zmeczony Tris.
- O czym?
- O was debilu. O tej waszej super przyjaźni i w ogóle.
- A, o to Ci chodzi. .. - wzruszyłem tylko ramionami.
- Jesteś ciotą. - stwierdził chłopak.
- Dziękuję, jesteś super przyjacielem Tristan, nie ma co.
- Serio, ile ty już próbujesz jej to powiedzieć?
- O, ciekawe od kiedy mi kibicujesz? Nie przypominam sobie, abyś kiedykolwiek stał po mojej stronie.
- Nie jestem po niczyjej stornie, ale kurwa nie mogę patrzeć na to, jak się wzajemnie niszczycie.
- Pogadam z nią. - powiedziałem zdeterminowany.

*   *   *
(Rose)
- Chyba nie powinniśmy psuć sobie wyjazdu poważnymi rozmowami. - powiedział Brad kiedy jechaliśmy autobusem.
- Dlaczego nie chcesz rozmawiać, nawet nie wiesz o czym chce pogadać!? - obruszyłam się.
- Domyślam się - mruknął z przekąsem Brad.
- To znaczy?
- Chcesz mi coś powiedzieć o wyjeździe i o nas, prawda?
- Może. - powiedziałam wymijająco.
- Mi osobiście jest dobrze tak jak jest teraz.
- A jak jest teraz, czym my jesteśmy? Ni to przyjaciele, ni to para.  Musimy się ogarnąć.
- Wiesz, że chciałbym abyś była moja dziewczyną.
- Brad... - zaczęłam.
- I nadal będę na ciebie czekał,  aż w końcu się zdecydujesz.
- Nie powinieneś.
- Pozwól, że ja zadecyduje co powinienem, a czego nie powinienem robić. - urwał temat i zaczął rozglądać sie po autobusie.
*   *   *
   Londyn jest taki piękny. Te wszystkie stare budowle wprost proszą się o zrobienie im zdjęcia. Jadąc autobusem mijaliśmy wiele zabytków, których nie zdążymy zobaczyć idąc pieszo trasą uzgodnioną podczas śniadania.
   Plan prezentował się tak: na początek muzeum Madame Tussauds. Czekaliśmy w kolejce ponad godzinę,  jednak po wejściu do środka, musiałam przyznać, że było warto. Wewnątrz  czekały na nas znane chyba na całym świecie figury woskowe - można było zrobić sobie zdjęcie z ulubionym celebrytą czy rodziną królewską. Od razu gdy weszliśmy, postanowiliśmy pójść do Sali Muzki. To właśnie tam mogliśmy podziwiać wigury sławnych osobistości, które teraz były naszymi inspiracjami. Zrobiliśmy sobie selfie z The Beatles, a potem przeszliśmy do Sali Filmu, gdzie Brad zrobił mi zdjęcie z moim idolem- Benedictem Cumberbatchem.
   Byłam wtedy taka podekscytowana. Te muzeum było świetne! Od razu na Marylebone Road,postanowiłam za nas oboje, że przejdziemy się na Baker Street, która była naprawdę niedaleko. Wstąpiliśmy do Muzeum Sherlocka Holmesa, co było dla mnie spełnieniem marzeń. Wstęp był niedrogi. Figury przedstawiające sceny związane z poszczególnymi opowiadaniami serii oraz ciekawe eksponaty pozwalały poczuć niemal magię tamtych czasów. W niewielkiej odległości od muzeum znajduje się również pomnik Sherlocka Holmesa,do którego poszliśmy.

*   *   *
   Zwiedzanie zajęło nam prawie cały dzień. Na zegarku była godzina 19 ,więc wpadłam na pomysł, aby pójść do jakiegoś sklepu po trampki. Potrzebowałam nowych butów. Wybraliśmy  t-k-max i już po chwili chodziliśmy po sklepie, przeszukując półki. Wybrałam jedną parę szarych  trampek, po czym zaczęłam szukać Brada.
   Uśmiechnęłam się pod nosem widząc jak stoi przed lustrem i przymierza kapelusze. W tej chwili  miał na sobie brązowy, spod którego wystawały niesforne loki. Podeszłam do niego z szerokim uśmiechem i stalam przy nim, patrząc się w wysokie lustro. Wyglądaliśmy razem tak ładnie.
- Brad, będę tak strasznie tęsknić. - powiedziałam zarzucając ręce na jego szyję, nadal patrząc się w lustro.
- Wybrałaś juz trampki? - zapytał Brad, zmieniając temat.
- Um.. Tak, wybrałam. - powiedziałam nieco zażenowana tym, że Bradley kompletnie zignorował moje wcześniejsze słowa.
-W takim razie chodźmy do kasy, chcę kupić ten kapelusz. - wskazał palcem na nakrycie głowy.
Wzruszyłam ramionami i lekko zawiedziona nagła zmianą humoru chłopaka, udałam się do kasy.

- Gdzie teraz idziemy?
- Mam ochotę zjeść coś dobrego, tylko nie wiem co. - mruknęłam.
- hmm, może zajdziemy do Redberry i coś sobie zamówimy? Jest taka ładna pogoda, moglibyśmy posiedzieć na zewnątrz.
- Jasne. - kiwnęłam głową i ramię w ramię poszliśmy do lodziarni.
   Zamówiłam loda na bazie mrożonego jogurtu z ciastkami oreo, malinami i borówkami.
 Brad zastanawiał się długo nad wyborem i kiedy miał juz coś zamówić, zadzwonił do niego telefon. Spojrzał na mnie i powiedział szybko, abym zamówiła mu melonowego loda, do którego miałam wybrać dodatki.
   Młoda dziewczyna podała zamówienie na małej, czerwonej tacce i czekała, aż jej zapłacę.
Wyciągnęłam dwadzieścia funtów i podałam je, po czym zaczęłam rozglądać się za wolnym stolikiem na zewnątrz.
   Wreszcie wybrałam dwuosobowy, biały stolik z wiklinowymi krzesełkami, na których umieszczone były równie białe poduszki.
- Z czym mi zamówiłaś? - zapytał Brad, gdy chował telefon do kieszeni swoich czarnych spodenek.
- Nie bardzo wiedziałam co lubisz, więc wzięłam Ci kiwi, truskawkę i winogrono.
- Jest dobrze. - powiedział, uśmiechając się blado. - Chcesz coś jeszcze jutro zwiedzać? Bo jeśli tak, to myślę, że w poniedziałek możemy wrócić.
- Nie jestem pewna. - zaczęłam.
- Niepewna czego?
- Nie wiem czy chcę wracać do Dover. Jak juz tam będziemy to będę musiała się przejmować przeprowadzką i w ogóle te całe zamieszanie, wiesz o co mi chodzi. - wytłumaczyłam pokracznie.
- Jesteś dziwna Rose - odezwał się chłopak, jedząc loda.
- Przepraszam? - Zaśmiałam się cicho, nie bardzo wiedząc o co mu chodzi.
- Ciągle jesteś niezdecydowana, masz huśtawki nastrojów, najpierw coś robisz i nie myślisz o konsekwencjach. Ja też nie będę wiecznie tego tolerował Rosalie - zwrócił się do mnie pełnym imieniem co oznaczało tylko jedno.... był na mnie zły. - i kurwa, jestem taki zagubiony. Wiesz co? Kiedy zwiedzaliśmy to przemyślałem sobie wszystko. Doszedłem do wniosku, że nie możemy tak żyć.
- To znaczy jak?
- No właśnie nie wiadomo jak, określmy się jakoś..
- Brad, to nie jest pora na takie rozmowy.
- Jak nie teraz to kiedy? Sama mówiłaś, że chcesz ze mną poważnie porozmawiać.
- Później - powiedziałam stanowczo.
- Później to Ty wyjeżdżasz. Nie zapominajmy, że to już  w czwartek.
- Nie będę z Tobą o tym teraz rozmawiała i koniec.
- Ogarnij się!  - podniósł głos - zachowujesz się jakbyś miała wiecznie  pms*.
- Co? Wracajmy do domu, robi się późno. - urwałam rozmowę i podchodząc do kosza, wyrzuciłam swój papierowy kubeczek i łyżeczkę
*   *   *
   Atmosfera była gęsta, jednak pilnowaliśmy z Bradem, aby ten weekend minął nam już bez żadnych komplikacji. Mało odzywaliśmy się do siebie. Czasami tylko jakieś proste zdania, aby Angie z Tristanem nie odczuli ,że jest z nami coś nie tak.
    Było mi przykro, ponieważ jak wrócę, będę musiała się spakować do Stevenage. Do tego doszła ta kłótnia z Bradem. Żyjemy w ciągłych niedomówieniach, a przecież mieliśmy sobie wszystko mówić. To naprawdę zabawne, gdy mówię tak o nas, a nie potrafię się do tej zasady dostosować.  Z każdym dniem odechciewa mi się tego wszystkiego, ale przecież nie opuszczę cioci w tak trudnej chwili. 
    Najgorsze jest to, że nie wiem jak będzie wyglądało moje pożegnanie z Bradem.  Jesteśmy skłóceni i naprawdę, choć się staram to nie wiem. Chciałabym aby było spokojnie, bez płaczu i zbędnych słów. Ale czy tak będzie? Czy obydwoje damy radę ?


*pms - zespół napięcia przedmiesiączkowego [ objawy: rozdrażnienie, huśtawka nastrojów, agresja, depresja itd. ]

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witajcie, dedykuję ten przed ostatni rozdział trzem wyjątkowym osobom. Mojej kochanej Izie, która już chyba od wieków ze mną pisze. Pamiętam , jak pierwszy raz napisała do mnie na asku. To było takie mega słodkie i urocze. Kindze - po prostu. Nasze sprzeczki, która ma grubsze nogi są mega zabawne,a ja już odliczam czas do naszego spotkania. No i dziękuję Oli, która od niedawna zajęła się korektą rozdziałów. DZIĘKUJĘ DZIEWCZYNY!

Oczywiście nie zapominam też o Was kochane. Widzę,że niektórzy są tak świetni ,że komentują każdy rozdział. Dziękuję Wam za to. Jesteście super. I w ogóle nie mogę w to wszystko uwierzyć. Curls powoli się kończy,został nam tylko jeden rozdział, jejku.

Dziękuję Wam dosłownie za wszystko. Te kilka miesięcy były najpiękniejszymi miesiącami w moim życiu.  D Z I Ę K U J Ę ! * wirtualny HUG *

Ale nie będę sie już rozpisywać. Proszę Was o opinie i tyle. Napiszę trochę więcej słów za tydzień.

KOCHAM WAS,
wasza WIKA BEZ GUZIKA XX

PS.zajrzyjcie tutaj 17 października. :*

piątek, 3 października 2014

[2] Rozdział 18. ''Poradzimy sobie''


 (Rose)

  Siedzieliśmy w ciszy w ośmioosobowym przedziale. Starsza pani oraz jej wnuczka przeglądały jakąś gazetę, a my z Bradem co chwilę wymienialiśmy spojrzenia. Przypominałam sobie w pewnej chwili, że wzięłam ze sobą książkę. Pech chciał ,że była schowana głęboko w mojej torbie. Nie chcąc robić zamieszania w pociągu, zrezygnowałam z tego pomysłu.
   Postawiłam swoją torebkę na kolana i zaczęłam szukać w niej telefonu. Kiedy już znalazłam komórkę, napisałam do Tristana i zaczęliśmy z Bradem przeglądać Internet. Gdy podniosłam oczy z nad ekranu, zobaczyłam małą dziewczynkę siedzącą naprzeciwko i przyglądającą się nam.      Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się.  Dziecko odwzajemniło uśmiech i spytało:

- Jesteście razem?

- Lissy, nie wolno tak pytać. - skarciła ją babcia, trzymała w dłoni książkę z bajkami dla dzieci.

- Przepraszam babciu. - powiedziała smutno dziewczynka.

- Nie przepraszaj mnie, tylko państwa – babcia wskazała na nas.

- Przepraszam was. - powiedziała, podchodząc do nas. - Jestem Lissy.

- Cześć Lissy - powiedziałam uprzejmie, czując ,że dziwna atmosfera powoli opada - Jestem Rose, a to mój przyjaciel Brad.

Chłopak pomachał dziewczynce znad telefonu i uśmiechnął się, pokazując rząd zębów.

- Gdzieś już Cię widziałam, Brad. - powiedziała Lissy.

- Taaaaak? Gdzie złotko? - zapytał słodkim głosem Brad, co wydawało mi się być urocze.

- Czy Ty czasem nie  śpiewasz w zespole? - odpowiedziała pytaniem na  pytanie.

- Śpiewam.

- Babciu, babciu to jest Bradley. Bradley Will Simpson! - zaczęła piszczeć dziewczynka.

- Kto taki? - zapytała zaskoczona.

- Bradley, on śpiewa w tym zespole. Pokazywałam Ci ich w internecie. - zaczęła tłumaczyć Lissy.

   Starsza pani zdjęła okulary i zaczęła się przyglądać badawczo chłopakowi, na co Brad zareagował dość dziwnie, ponieważ na jego policzkach pojawiły się rumieńce.

- Mogłabym zrobić sobie z tobą zdjęcie? - zapytała dziewczynka, robiąc maślane oczka.

- Jasne. - odpowiedział uśmiechnięty Bradley.

   Lissy podała mi telefon, więc byłam odpowiedzialna za zrobienie zdjęcia. Brad wziął dziewczynkę na kolana i  objął ją. Lissy wyglądała na wniebowziętą. Usiadłam naprzeciwko nich, włączyłam aparat i zrobiłam słodkie zdjęcie. Lissy podziękowała ładnie i zaczęła przeglądać telefon, który chyba należał do babci.

*  *  *

   Nasze towarzyszki wysiadły już kilka stacji po akcji ze zdjęciem.Siedzieliśmy teraz z Bradleyem sami w przedziale - było naprawdę komfortowo i przyjemnie. Włączyliśmy sobie spotify ,podłączyliśmy słuchawki i zaczęliśmy przesłuchiwać playlistę Brada. Były na niej utwory Arctic Monkeys, Bena Howarda, Foo Fighters czy Nirvany.

- Taki gwiazdor z ciebie teraz. - zaśmiałam się, dźgając  Bradleya w brzuch.

- To było słodkie.

- I zawstydzające. - dodałam. - Byłeś czerwony jak burak.

- Nie śmiej się ze mnie. - powiedział Brad. - Jak napiszesz książkę, to też będą do ciebie podchodzić i prosić o zdjęcie. - dopowiedział.- Ej, przestań! Nie śmiej się, no już.

- Nie mogę się powstrzymać.- zakomunikowałam i wybuchłam głośnym śmiechem.

- Jesteś podła.- pokręcił głową i tak jak ja zaczął się śmiać.

- Dobra ,dość. - przerwałam nasze śmiechy, ponieważ zaczynał mnie boleć brzuch. - Na jakiej stacji wysiadamy?

- Londyn wschodni? - zapytał jakby sam siebie Brad, drapiąc się po głowie.

- Ej ,to za chwilę. - krzyknęłam, po czym zerwałam się z siedzenia i zaczęłam zbierać wszystkie swoje rzeczy.  Brad zrobił to samo, więc po chwili byliśmy gotowi do wyjścia. Pociąg zaczął zwalniać i wjeżdżać na peron . Zatrzymał się ,otworzyliśmy drzwi i wyskoczyliśmy na peron. Zaczęliśmy się rozglądać, aż znaleźliśmy podziemne przejście, które wyprowadziło nas na dworzec. Ominęliśmy zagubionych turystów i już po kilku minutach byliśmy na zewnątrz. Wyjęłam swoją podróżną mapę Londynu, po czym zaczęłam szukać ulicy, przy której mieszkali  Angie wraz z Tristanem.

- Nie mogę ich znaleźć. - orzekłam ,siadając zrezygnowana na ławce.

- Pokaż mi to - powiedział Brad, zabierając mi mapę. - Przypomnij mi na jakiej ulicy jest ta kamienica.

 *  *  *

   Myślę, że powinniśmy iść w stronę centrum, jednak nie odzywam się i czekam na decyzję Brada. Tristan powiedział, że mieszkają w centrum, więc każdy głupi mógłby się domyślić, że trzeba iść właśnie w tę stronę. 
    Naszym najgorszym błędem było to, że nie zapamiętaliśmy dokładnej nazwy ich osiedla. Wyjęłam więc komórkę i zaczęłam wybierać numer Tristana i włączyłam tryb głośnomówiący.


- Jeśli jesteście we wschodniej części Londynu to idźcie w stronę jakiegoś przystanku. Skręcicie na lewo od dworca i ulicę dalej znajdziecie przystanek. Poczekajcie na autobus z numerem 358 i wsiądźcie w niego. Powinien was wywieść na naszą okolicę. Wyjdę po Was, więc nie przejmujcie się.


- Dobra, poradzimy sobie. - powiedział zdeterminowany Brad, po czym pożegnaliśmy się. 

   Bradley przewiesił przez ramię swoją torbę, a moją wziął na drugie ramię. Pokłóciłam się z nim o to, kto ma nieść mój bagaż, jednak nie miałam nic do gadania. W ramach rekompensaty wzięłam jego plecak oraz swoją czarną, skórzaną torebkę, którą niosłam w ręku.
    Schowaliśmy mapę, jednak przewodnik pozostawiliśmy na wierzchu w razie jakiegoś  problemu.  Gdy szliśmy , mijając sklepy, przyglądałam sie nam w szybach i doszłam do wniosku, że wyglądamy
jak prawdziwi turyści.

    Obładowani bagażami, zdezorientowani i lekko zagubieni w mieście, ot zwykli turyści. Gdy doszliśmy na przystanek autobusowy, spojrzeliśmy na rozkład jazdy i zdziwiliśmy się, ponieważ 358 odjechała niecałe piętnaście minut temu.
    Zrezygnowani usiedliśmy na ławce, czekając kolejne trzydzieści minut na.W Londynie panowała wyjątkowo dobra pogoda. Słońce parzyło wszystkich, którzy ośmielili się wyjść dziś na zewnątrz.
    Mimo upału po mieście przewijały się dziesiątki turystów, pragnących zobaczyć legendarnego Big Bena i parlament.Wyłoniłam się z przystanku i zaczęłam wyglądać na ulice i sprawdzać czy nie jedzie autobus- niestety nie.
    Westchnęłam i ponownie usiadłam obok Brada, przyglądając się swoim starym trampkom. Pomyślałam, że przydałyby się nowe, więc planuje jutro pójść gdzieś z Bradem i kupić jakieś fajne buty.

- Coś jedzie - odezwał się Brad, jakby wyrwany ze snu. 

- To 358,wstawaj - zaczęłam poganiać chłopaka.

   Byliśmy bez biletów, wiec podeszłam do automatu i zaczęłam wybierać ilość i rodzaj biletów. Wykupiłam cztery ulgowe, na wszelki wypadek. Skasowałam dwa z nich i usiadłam obok Brada.
Z każdym przystankiem autobus zapełniał się, a do pojazdu zaczęli wchodzić kolorowi turyści oraz ciekawi ludzie z subkultur. Nie obyło się tez bez zabieganych matek z dziećmi czy staruszków w przestarzałych okularach. 


- Brad, gdzie dokładnie wysiadamy? - zapytałam. 


- Za jakieś trzy lub cztery przystanki, tak myślę.

- Yhym - mruknęłam i wróciłam do podziwiania widoków za oknem. 

    Mijaliśmy budowle w wiktoriańskim stylu, ceglane kamienice, nowoczesne bloki, aż po zwyczajne domy. Kiedy wyjechaliśmy do centrum, za oknem zaczął padać deszcz. Były to niewielkie kropelki, które odznaczały się na szybie długimi, wodnymi paskami.
    Gdy zbliżaliśmy się do przystanku, na którym mieliśmy wysiąść Brad szturchnął mnie w ramię i kazał wstać. Podeszliśmy do drzwi i  kiedy pojazd się zatrzymał, otworzyły się automatycznie.
Wyszliśmy na kamienny chodnik i zaczęliśmy rozglądać się   dokoła w poszukiwaniu Tristana.
W końcu Brad zauważył go śpieszącego ku nam.
   Choć Tris wyprowadził się zaledwie półtora tygodnia temu, to zdążyłam już za nim tak zatęsknić.
Rzuciłam się chłopakowi na szyję i zaczęłam go ściskać. Tristan poklepał mnie otwartą dłonią, dając do zrozumienia, że już wystarczy tych czułości, po czym odstawił mnie na ziemię i podszedł do Brada, który równie mocno go wyściskał.
    Po czułym przywitaniu Tris zabrał moja torbę od Brada. Wsiedliśmy do kolejnego czerwonego autobusu z piętrem, który zawiózł nas praktycznie pod mieszkanie Angie i Tristana. Weszliśmy długimi schodami na trzecie piętro i udaliśmy się w kierunku mieszkania. W progu przywitała nas uśmiechnięta Angie, która swoją drogą chyba zapomniała już o naszym małym sporze.
    Zostawiliśmy bagaże przy drzwiach i weszliśmy dalej. Chłopaki już się czymś zajęli i zaczęli żywo dyskutować. Machnęłyśmy na nich ręką  i podeszłyśmy do aneksu kuchennego gdzie Angie kroiła lodową sałatę.

- Pomóc Ci w czymś? - zapytałam 

- Możesz pokroić pomidory w plasterki, są w lodówce - Wyjęłam trzy czerwone pomidory oraz nóż, deskę przygotowała mi dziewczyna brata.

- Przepraszam Angie. - odezwałam się po chwili milczenia. 

- Za co? 


- Za tamto. Wiesz o co mi chodzi. - zaczęłam tłumaczyć. 


- Powiedziałaś mu o wszystkim? - spytała trochę ciszej. 


- Tylko o wyjeździe. 


- Rose - skarciła mnie wzrokiem - moje gadanie jest chyba na nic.


- Powiedział, że będzie na mnie czekał przez te sześć miesięcy.. 

- Czy on jest aż tak głupi?! - zapytała głośno Angie, kiedy Brad wszedł do pomieszczenia.

- Kto jest głupi? - zapytał, siadając po drugiej stronie aneksu na wysokim stołku.

- Yyyy.. - zaczęłam, jednak Angie się wtrąciła. 

- Mówimy  o książce, która poleciła mi Rose. Czytałyśmy ją i uważamy, że główny bohater jest naprawdę głupi. 


- Naprawdę? - zapytał z niedowierzaniem Brad, jakby podejrzewał, że wciska mu kit - a co czytacie?

- "Pięćdziesiąt twarzy Greya". - powiedziała Angie, nie odrywając wzroku od sałaty, która nadal kroiła.

- Co? - Brad zaczął się krztusić wodą, której przed chwilą sie napił. - Ty Rose czytasz taką książkę?

- Taaa - powiedziałam trochę zakłopotana. Nikt miał się nie dowiedzieć o tym, że przeczytałam tą książkę, a tymczasem wychodzi to na jaw przed wszystkimi. Nie rozumiem czemu Angie przyszła do głowy akurat ta książka. Polecałam jej wiele tytułów, ale nie ten. No ludzie! Wyjdę na jakiegoś zboczeńca.  

- W końcu to bestseller .- odezwała się blondynka


- Yhym - pokiwał w odpowiedzi chłopak - Dla zdesperowanych mamusiek,chyba.

- Jeśli chcesz Brad-zaczęła wesoło Angie - to możesz zabrać Rose na walentynki do kina, bo wychodzi ekranizacja tej trylogii. 

- No, Angie... widzę, że z ciebie wielka fanka skoro jesteś taka poinformowana.

- Żebyś wiedział. Gdyby nie Tristan,to pan Grey byłby moim mężem. - zaśmiała się. 

- Tristaaaaan - zaczął wołać Brad, schodząc z wysokiego krzesełka.

- Co? - spytał , będąc w swojej sypialni. 

- Twoja dziewczyna chyba  jest niewyżyta seksualnie.


- Czemu? - spytał brat, robiąc dziwną minę.

- Jest zachwycona "Pięćdziesięcioma twarzami Greya". - oznajmił przyjaciel.

- Angie, tak Ci ze mną źle? - zapytał ze śmiechem Tristan, na co ja spaliłam buraka.

*  *  *

   Dziś odpuściliśmy sobie zwiedzanie. Był koniec tygodnia, więc Londyn zaczynał żyć pełnym życiem. Angie zaproponowała, abyśmy poszli do jednego z pobliskich klubów. Brad przytaknął w odpowiedzi, więc ja nie mając innego wyboru również się zgodziłam. Była 20,więc za godzinę mieliśmy wyjść, a ja nadal nie wiedziałam jak się ubrać. To będzie mój pierwszy raz. Wszyscy przecież dobrze wiedzą, że nie chodzę na tego typu imprezy.

- Angie, w co mam się ubrać? - zapytałam, wchodząc do jej pokoju.

- A to ty jeszcze nie gotowa? - zdziwiła się gdy zobaczyła, jak bardzo jestem nieogarnięta.

- No nie, nie wiem jak się ubrać.

- Jezu, Rose. – mruczy pod nosem przyjaciółka i podchodzi do szafy.

- Nie zmieszczę się w nic co Twoje.- powiedziałam otwarcie.

- Nie wkurzaj mnie jeszcze bardziej. Jeśli ja ci coś znajdę to , to na pewno będzie dobre. – odparła - I nawet nie waż się kwestionować mojego zdania!

- Dobra, już dobra. - poddałam się.

   Angie wyjęła ze swojej szafy jakąś przewiewną żółtą koszulę i czarną spódniczkę z wysokim stanem.  Położyła to koło mnie i spojrzała się na moją twarz, czekając chyba na jakąś reakcję z mojej strony. Uśmiechnęłam się i podziękowałam blondynce. Choć wizja mnie w spódniczce w klubie nie przypada mi do gustu, to nie mam innego wyboru.  Dziewczyna nie pozwoliła mi iść w spodniach i koszulce. Jak stwierdziła to jest to zbyt głupie.
   Poszłam więc do łazienki, założyłam szybko ubrania Angie i szczerze się zdziwiłam, ponieważ zapięłam się w tak małe ubrania.  Przejrzałam się jeszcze ostatni raz w lustrze, poprawiłam włosy i byłam gotowa. Wychodząc z toalety, napotkałam brązowe tęczówki Brada, które teraz zaczęły mi się przyglądać. Uśmiechnęłam się do niego i poszłam do Angie, aby ta mogła poprawić moje niedoskonałości na skórze.
   Pół godzinny później byliśmy już wszyscy gotowi i zwarci do wyjścia. Angie z Tristanem ruszyli na przód i zaczęli nas prowadzić w stronę klubu. Ja i Brad szliśmy z tyłu. Chłopak chciał mnie złapać za rękę , jednak wydawało mi się wtedy ,że jest to nie na miejscu.
   Dotarliśmy w krótkim czasie do jednego z klubów. Kolejki praktycznie w ogóle nie było, więc kiedy weszliśmy do środka papierosowy dym sprawił, że zaczęłam cicho kaszleć.  Zapach alkoholu i spoconych ciał roznosił się po całym pomieszczeniu.

- Co to za speluna? – zapytałam Brada, gdy usiedliśmy przy barze.

- Angie lubi takie klimaty. - zaśmiał się  ,na co mu zawtórowałam.

- Nie jeździj tak po niej .- poprosiłam.

- Dobra, chcesz coś do picia?

- Sama nie wiem - odpowiedziałam. - Nie chcę mieć jutro kaca ,ani nic z tych rzeczy.

- No ale może jednego drinka? – zaproponował chłopak.

- Okay.

   Zaczęłam szukać Tristana , jednak nigdzie nie mogłam go znaleźć. Pewnie już szaleje z Angie na parkiecie i  bawi się w najlepsze. Odwróciłam wzrok z tłumu za nami, po czym zaczęłam przyglądać się ludziom siedzącym przy barze, tak jak my. Jedna blondynka wpatrywała się maślanymi oczami na Brada, przez co poczułam się lekko zazdrosna. Trąciłam go lekko w ramię,więc chłopak na mnie spojrzał. Przybliżyłam usta do jego ucha i zaczęłam mówić:

- Ta blondynka po twojej lewej stronie, ciągle się na ciebie gapi.

- Na mnie? – Brad zapytał zaskoczony.

- Nie, na mnie. - odpowiedziałam sarkastycznie i gdy barman podał mi drinka, upiłam z niego dużego łyka.

- Olejmy ją. - powiedział i wstał z krzesła. - Zatańczysz?

   Nie chciałam tańczyć, ponieważ najzwyczajniej w świecie nie potrafię. Jednak pod wpływem czekoladowego spojrzenia Brada, zgodziłam się . Jeśli raz zaryzykuję to nic mi się przecież nie stanie. Przytaknęłam i chwyciłam wyciągniętą rękę Bradley’a. Pociągnął mnie w tłum i objął w tali.
Mam nieodparte wrażenie, że zmówił się z DJ’em ponieważ właśnie puścił wolniejszą piosenkę. Mogłam się dzięki temu wtulić w Brada i delektować się jego przyjemnym zapachem.

- Uwielbiam takie momenty jak te. - szepnął mi do ucha. - Uwielbiam też ciebie. Twoje włosy łaskoczące moją skórę, twój głos mówiący mi do ucha cokolwiek, twoje ciało blisko mojego, twoje wszystko.

- Brad, przestań.- mruknęłam w odpowiedzi.

   Chłopak pokręcił tylko głową i wtulił się jeszcze bardziej. Muzyka nadal grała, a ja z każdą minutą czułam się jeszcze gorzej. Męczyła mnie już ta cała sytuacja. To było zbyt wiele.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział spokojny, może troszkę zabawny ,ponieważ miałam dobry humor pisząc go.
Ale teraz? Jestem wykończona, wróciłam wczoraj z Warszawy o 1 w nocy i rano musiałam iść do szkoły napisać test i kartkówkę. Nie wiem czy wyobrażacie sobie jak bardzo jestem zmęczona. Ledwo co zdołałam dodać ten rozdział :[
Oczywiście zbliżamy się do zakończenia tej jakże zwariowanej histori.. Jeszcze tylko dwa rozdziały i będziemy musieli się pożegnać. Choć zakończenie będzie ciekawe.Pewnie za tydzień już sie sami domyślicie jakie. :p
A i dziękuję,że jednak posłuchaliście mojej skargi i napisaliście dużooo komentarzy. Jesteście super! Mam chyba najlepszych czytelników na świecie *-*
Ale juz nie przynudzam, dodam tylko ,że w listopadzie/ grudniu rusza moje nowe opowiadanie!
Szczegóły podam pod ostatnim postem , czy cos w tym rozdzaju.Na razie odsyłam Was do zapoznania sie z bohaterami. Hope you enjoy it!


http://the-royals-academy-ff.blogspot.com/

Zapraszam ponownie  10 października xx

Pozdrawiam, Wika bez guzika [przezwisko od mojej przyjaciółki haha :p]