piątek, 27 czerwca 2014

[2] Rozdział 4. ''Co z kobiecą solidarnością?''


 (Rose)

Nowy tydzień - nowe wyzwania. Weekend minął mi w naprawdę dobrym nastroju. Pomimo mojej ogromnej kompromitacji przed Bradem czułam się okej, jednak przez cały ten czas rozmyślałam o tym, co robiłam, kiedy byłam pijana. Odpowiedź Brada nie zadowoliła mnie. Czułam, że chłopak ukrywa coś przede mną. Jego zawahanie podczas odpowiadania, mówiło samo za siebie.  Bradley nigdy tak się nie zachowywał, nie widziałam go nigdy w takim stanie.
Wyjęłam książkę od WOSu ze szkolnej szafki, a następnie udałam się w stronę klasy. Do dzwonka obwieszczającego rozpoczęcie czwartej lekcji zostało jeszcze kilka minut. Szłam więc powoli, przyglądając się znajomym. Jak zwykle część klasy siedziała razem na ławkach i zacięcie o czymś dyskutowała, a inni porozrzucani byli po całym korytarzu. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, więc usiadłam na jednym z wolnych parapetów i zaczęłam wpatrywać się w szkolny plakat, który mówił, że palenie niszczy człowieka. Byłam nieco zmęczona, a lekcje zaczynały być nużące. W ostatnim miesiącu przed końcem roku był wielki harmider.  Wszędzie chodziły dziewczyny użalające się nad sobą, ponieważ zabrakło im trochę do wyższej średniej czy też paska. Denerwowało mnie takie coś. Żyję w przekonaniu, że trzeba się uczyć sumiennie cały rok, a nie tylko w czerwcu, kiedy to niektórym przypomina się o ocenach. Inni poprawiali oceny, a ja siedziałam spokojna i przyglądałam się temu wszystkiemu. Nie byłam teraz taka zabiegana jak moi rówieśnicy, mogłam sobie spokojnie korzystać z dobrej pogody, kiedy oni musieli wkuwać jakieś nudne regułki, aby zaliczyć na słabą dwóję jakiś przedmiot.
Pokręciłam jedynie głową i  spojrzałam na grupkę dziewczyn, które stały niedaleko mnie i perfidnie patrzyły się na moją twarz. Jedna z nich zmierzyła mnie gardzącym wzrokiem, po czym prychnęła. W tamtej chwili zrobiło mi się naprawdę przykro. Zawsze próbowałam żyć z wszystkimi w zgodzie, bez żadnych problemów. Jednak kiedy zaczęłam się przyjaźnić z chłopakami, poczułam, że coś jest nie tak. Nie raz czułam na sobie zazdrosne spojrzenia dziewczyn, kiedy to przechodziłam z jednym z chłopców po szkolnym korytarzu.
Zabrzmiał dzwonek na lekcje, więc prędko zsunęłam się z zimnego parapetu i podeszłam pod drzwi prowadzące do sali lekcyjnej. Jak to na większości lekcji bywa, siedziałam sama w środkowym rzędzie, w drugiej ławce. Zajęłam pospiesznie swoje miejsce i czekałam spokojnie na nauczyciela, kiedy moja klasa szalała, wydzierając się i zachowując jak dzieci.
- Omówimy dzisiaj różnice pomiędzy ustrojem politycznym panującym w starożytnej Grecji a polityką w Sparcie. Myślę, że to bardzo przyjemny temat zarówno dla Was, jak i dla mnie. W zasadzie jedni z Was będą mogli sobie dzięki niemu podwyższyć ocenę. - powiedział nauczyciel, kładąc dziennik na swoim brązowym biurku. - W takim razie zaczynamy!
Lekcja przebiegła naprawdę szybko. Lubiłam pana Sticks'a, ponieważ był naprawdę wesołym facetem. Lekcje z nim przebiegały bezproblemowo, a poza tym mieliśmy z nim niezły ubaw. Potrafił z nami pożartować, jednak kiedy był na nas zły, bez trudu krzyknął. Był typowym, a może i nietypowym nauczycielem. Wiem, że miał dobrą opinię wśród licealistów.
Nadeszła pora na lunch, więc udałam się na stołówkę. Szybko odebrałam dwa naleśniki w syropie czekoladowym, po czym zajęłam jedno miejsce bliżej wyjścia, aby móc potem jak najszybciej wyjść. Mimo, że obiady w szkole jemy wspólnie, to jedzenie przy kimś sprawiało, że czułam się skrępowana.
Jedząc w spokoju jednego z naleśników, poczułam jak mój stół się rusza i ktoś dosiada się do mnie. To był Louis, kolega z ławki podczas zajęć biologii.
- Cześć. - przywitał się.
- Hej. - powiedziałam, zaraz po tym, jak przełknęłam kawałek naleśnika
- Nie chcę Cię martwić, ale chyba Lily się na Ciebie uwzięła.
- Nie rozumiem. - zmarszczyłam brwi zdezorientowana.
- Czyli jeszcze nie słyszałaś. - powiedział jakby sam do siebie. - Lily zaczęła na Ciebie narzekać podczas długiej przerwy. A wiesz… poczta pantoflowa szybko się roznosi.
- A mógłbyś mi powiedzieć, co o mnie mówiła i, hm... dlaczego? - zapytałam zmartwiona.
- To bardzo delikatny temat. - odpowiedział Lou.
- Louis! - prawie krzyknęłam. - Proszę, powiedz mi, bo nie wytrzymam.
- Poszło o  chłopaka.
- A co ja mam z tym wspólnego? - nic nie rozumiałam z tej popapranej kłótni.
- Chodzi o Brada i jakiegoś Luke’a.
"Luke, Luke, Luke" coś mi mówiło to imię, ale nie miałam pojęcia co. Pamiętam jedynie to, że pomógł mi wyjść  z basenu, kiedy wrzucił mi do niego Bradley. Jaki miałam udział w tym całym sporze JA? Przecież ja nic nie robiłam. Nie rozumiem Lily i jej zachowania.  Musiałam jak najszybciej znaleźć ją i z nią porozmawiać. Straciłam ochotę na dalsze jedzenie obiadu, więc odsunęłam się od stołu i ostrożnie wstałam.
- Chcesz mojego naleśnika? - zapytałam chłopaka.
- Jasne, ale Rosee... - zaczął Louis. - Nie przejmuj się tym, to nic strasznego.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się lekko, po czym odeszłam zostawiając chłopaka z tacą, na której leżał talerz z obiadem.
*   *   *
- Lily. - zaczęłam, klepiąc lekko dziewczynę w ramię, kiedy stała przy swojej szafce, odwrócona do mnie plecami. - Lily, możemy porozmawiać?
- Hmm?
- O co chodzi z tą całą sprawą? Podobno narzekałaś na mnie i pół szkoły o tym teraz mówi. Co ja Ci zrobiłam? - powiedziałam na jednym wdechu, lecz spokojnie. Nie chciałam wszczynać kłótni.
- Serio, nie domyślasz się? - Lily prychnęła pod nosem. - A podobno jesteś taka mądra.
- Nie rozumiem.
- To ja nie rozumiem. - zaczęła. - Jak możesz się tak zachowywać. Co z kobiecą solidarnością?
- CO? Jaka znowu kobieca solidarność? - poczułam jak moje ciśnienie wzrasta.
- Najpierw był Brad. Dobrze wiem, że całowaliście się na walentynkach. Widziałam Was. Robiliście to... ugh... nawet nie masz pojęcia, jak ja się wtedy czułam. On odmówił mi, poszedł z Laurą, a całował Ciebie? Gdzie w tym wszystkim logika? Jeszcze sama zapewniałaś mnie, że nawet go nie znasz dobrze. Potem… ta niby wasz przyjaźń. Spacery po  Dover, trzymanie się za ręce, spędzanie każdej wolnej chwili razem. Tak, to też dało się zauważyć. A teraz dochodzi jeszcze Luke. Na imprezie byłaś taka wyzywająca. Tańczyłaś z nim perwersyjny taniec, ocieraliście się o siebie. Te jego spojrzenia na ciebie, podczas tańca. Myślisz, że nikt tego nie widział?  Dobrze wiesz, że Brad mi się podoba, a Lindsey spodobał się Luke, mimo to zaczęłaś się do nich dobierać. Nie rozumiem, jak tak możesz. Jesteś okropna!
- Jaki Luke? A przede wszystkim, jaki perwersyjny  taniec? Wiem tylko, że Luke pomógł mi wyjść z basenu, nic więcej.
- Nie pamiętasz?
- No nie. - odparłam. - Nic w zasadzie nie pamiętam. Brad opowiedział mi o wszystkim i mówił mi o tańcu z chłopakiem, ale nie wspomniał nic o Luke’u, a znał go przecież.
- Tak czy siak, jesteś złą kobietą. - skwitowała Lily, po czym zaczęła iść w stronę jakiejś klasy.
- Lily… - zawołałam. - Czekaj!
- Co chcesz? - powiedziała, odwracając się w moją stronę.
- Chcę przeprosić. - odpowiedziałam. - Nie wiem co we mnie wstąpiło. To wszystko wina alkoholu. Wypiłam o wiele za dużo i naprawdę jest mi przykro, że tak to wszystko przyjęłyście. Nie interesuje mnie Luke. To było raczej jednorazowe spotkanie. Myślę, że już go nawet nie zobaczę. Nie przejmuj się mną, naprawdę. Luke nie jest kimś istotnym i nawet mi się nie podoba. A co do Brada. - zaczęłam tłumaczyć. - Też nie powinnaś się przejmować. Ostatnio dużo rozmawiamy na temat naszych uczuć i możesz być pewna, że nie łączy mnie z nim nic, poza przyjaźnią. Kocham go, ale jak brata, jak Tristana. Może wtedy, na walentynkach zaiskrzyło coś między nami, ale teraz już tego nie ma. Możesz mi wierzyć. Nie chcę wyjść źle w Twoich oczach, ani innych dziewczyn. Nie chcę wam kraść chłopaków, nic. Jestem tylko jego przyjaciółką, naprawdę, naprawdę, naprawdę…
- Rose. Nie udawaj, że nic do niego nie czujesz. To widać gołym okiem.
- Lily,nie. Nie czuję nic do Brada.
- A zastanawiałaś się nad tym, że on może coś czuje do Ciebie?
- Jak już wspomniałam, ROZMAWIALIŚMY O TYM. - zaakcentowałam ostatnie wyrazy.
- Może Brad nie jest w stosunku do Ciebie całkowicie szczery, pomyślałaś o tym? - zapytała dziewczyna.
- Nie. - powiedziałam po dłuższej chwili zastanowienia. - Brad raczej nie jest taki, nie ukrywał by tego przede mną.
- Znam trochę Brada i  uwierz, jest to tego zdolny.
- Dobrze, przepraszam jeszcze raz. Nie chcę się z Tobą sprzeczać. Okay? Wszystko będzie w porządku?
- Tak. - dziewczyna cicho westchnęła.  - Ja też przepraszam za te niemiłe słowa. Wiem, że Tobie też nie jest przyjemnie. Ale… - dziewczyna zaczęła się wahać. - Ale mi też jest ciężko. Rose... po prostu jest mi cholernie ciężko! Nawet sobie tego nie wyobrażasz. Brad jest… jest całym moim światem. Nie wiem co mam jeszcze zrobić, aby odciągnąć go od ciebie chociaż na chwile. Jestem zdesperowana. - powiedziała dziewczyna przez łzy, które wypływały z jej błękitnych oczu.
- Chodź tu. - powiedziałam wyciągając do niej ręce. - Nie martw się. Porozmawiam z nim o Tobie, tak dyskretnie, okej?
- Uhum. - dziewczyna jedynie zaszlochała. - Muszę to wszystko jakoś naprostować. Te plotki muszą cię wiele kosztować. Wybacz, Rose.
- Spokojnie. Damy radę. - powiedziałam pokrzepiająco, masując dziewczynę po plecach.
*  *  *
Nie wiem jak Lily tego dokonała, ale ludzie przestali szeptać i dziwnie spoglądać w  moją stronę. Ostatnie dwie lekcje dłużyły się, jednak zaraz po usłyszeniu dzwonka, wybiegłam z klasy jako pierwsza. Chciałam przejść się do domu przez park. Niebo było bezchmurne, a pogoda, która panowała w Dover już od kilku dni była ładna.
Przechodząc obok wielkiego stawu, który znajdował się w parku postanowiłam, że chwilę tu posiedzę, więc odnalazłam drewnianą ławkę ukrytą wśród drzew, po czym usiadłam na niej i zaczęłam rozmyślać nad dzisiejszym dniem. Mój nastrój z dobrego zmienił się na przygnębiony. Czułam się okropnie przez te całe zamieszanie w szkole, a poza tym coś mnie kuło w brzuchu.  Nie wiem czy to poczucie winy, czy też coś innego. To było nowe, na pewno. Momentami chciało mi się płakać. Ten kompromitujący taniec namieszał w moim życiu okropnie. Gdybym się tak nie spiła, wszystko potoczyło by się inaczej! - skarciłam się w duchu.
Rozmyślałam tak nad wszystkim dość długo. Czas płynął szybko. Ludzie mijali mnie, nie patrząc w moją stronę. Czułam słone łzy w oczach, jednak powstrzymywałam się. Musiałam być silna. Mimo, że te plotki nie były straszne, to w mojej głowie działo się naprawdę źle. Nie jest przyzwyczajona do bycia w centrum uwagi, a poza tym… nikt z nas nie lubi być poniżany, prawda? Nawet małe słowa mogą wyrządzić nam krzywdę. Dla tak słabych osób jak ja to istna katorga.
Poczułam, jak zimne powiewy wiatru opatuliły moje nagie ramiona. Na dworze zrobiło się chłodno, a słońce zaczynało zachodzić. Spojrzałam na wyświetlacz i od razu poczułam, że przesadziłam. Zasiedziałam się prawie 4 godziny w parku, nic nikomu nie mówiąc. Wiedziałam, że mama pewnie umiera z niewiedzy, dlatego szybko wstałam, zawiesiłam plecak na lewe ramię i żwawym krokiem udałam się w stronę domu.
- BOŻE! Rosalie! Gdzieś Ty była? - powiedziała mama, kiedy zostawiałam plecak na korytarzu - Jest już 18, prawie 19, a ty lekcje skończyłaś o 15. Co się z tobą działo przez ten czas?
- Byłam w parku. - odpowiedziałam grzecznie. Z mamą miałam przyjacielskie stosunki, jednak ostatnio coś się zmieniło - my się zmieniłyśmy.
- W parku? - zapytała z niedowierzaniem.
- Tak, mamo. Byłam w parku, bo musiałam przemyśleć kilka spraw.
- Coś się stało? - brzmiało to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie. - Jesteś jakaś przygnębiona.
- Nie,nic. - odpowiedziałam wymijająco. Nie potrafiłam już wszystkiego mówić mamię. Nie dość, że się bałam, że mnie za to skarci to doszedł do tego wstyd. Zwyczajnie wstydziłam się za siebie. Za swoje zachowanie. Nie mogłam tego jej powiedzieć, musiałam wymyślić jakieś kłamstwo.
- Na pewno?  – zapytała rodzicielka.
- Tak. - uśmiechnęłam się przyjaźnie. - Idę do siebie, okej?
- Uhum. - zamruczała mama, po czym wzięła się za dalsze oglądanie babskich kanałów telewizyjnych dotyczących pielęgnacji skóry i paznokci.
*   *   *
Minął już tydzień od tamtego pamiętnego dnia w szkole. Nie widziałam się z chłopakami od imprezy, co spowodowało, że zaczęłam tęsknić. Chłopcy zajęci byli próbami i jakimiś sprawami, o których nie miałam pojęcia, ponieważ nie chcieli mi ich zdradzić. Byłam strasznie ciekawa co kombinują, jednak wiedziałam, że prędzej czy później wygadają się.
Jeśli jednak chodzi o moje samopoczucie… to jest z nim źle. Mam moralnego dołka. Ciągle meczy mnie ten ból w brzuchu, a myśli krążą wokół sprawy Lily i Brada. Nic mi się nie chce, a jeśli już zacznę coś robić, robię to niestarannie, przez co obrywa mi się. Nie mogę nic przełknąć, jedzenie ograniczam do minimum, a ból głowy pojawia się częściej. Już teraz widzę efekty złego odżywiania. Moja cera zmizerniała i stała się sucha. Codziennie miewam wory pod oczami,a moje kości strasznie głośno skrzeczą. Chodzenie do szkoły straciło nagle sens, a przebywanie w niej stało się dla mnie męczarnią. Odliczałam już dni do wakacji. Dwa tygodnie szybko zlecą - pomyślałam, jednak wiedziałam, że coś wisi w powietrzu. Coś jest nie tak. Tak bez powodu chodziłam na plażę. Siadałam na jednym z klifów i patrzyłam. Patrzyłam na morze bez końca. Moje myśli wtedy odparowywały i pozostawałam tylko ja i nic więcej. Uciekałam tam od tego wszystkiego. Mój mózg wtedy się wyłączał. Patrzyłam martwym wzrokiem na bezkresne morze, a wokół mnie nie było nic. Magiczny moment pomieszany z małym dramatem.
Moja nagła zmiana nastroju bardzo mnie zaniepokoiła. Czuje się dziwnie, ponieważ zmieniam się przez jedno głupie zdanie Lily. ‘’MOŻE BRAD W STOSUNKU DO CIEBIE NIE JEST CAŁKOWICIE SZCZERY?’’ Te słowa ciągle rozbrzmiewały w mojej głowie. Może rzeczywiście Lily ma rację? Może to wszystko to tylko kłamstwa? A do tego dochodzi cała sytuacja z mamą. Kiedyś byłyśmy jak przyjaciółki, mówiłam jej wszystko, a ona mi. Teraz? Nasze relacje polegają jedynie na opowiedzeniu sobie co było w szkole i pracy. Nic poza tym. To przykre. Nie chcę odchodzić od mamy. To ona zawsze wspierała mnie w trudnych chwilach.
Wiem jedno. Robię z igły widły i szukam na siłę problemów. Wiem, że to co robię jest złe  i powinnam przestać. Jednak chyba każdy z nas przeżywa takie momenty, że zastanawia się nad sensem istnienia, bądź innymi głębokimi pierdołami, prawda? Nie mam pojęcia co zrobić, aby przestać o tym myśleć. Jeżeli nie skończę z tym, będzie źle.

niedziela, 22 czerwca 2014

[2] Rozdział 3. '' Jak ja się pokażę ludziom?''

 
(Tristan)
 
Kiedy wszyscy zeszliśmy na dół, miałem możliwość porozmawiania z Bradem. To mój przyjaciel, ale sądzę, że Rose nie jest dla niego odpowiednia. Pomimo, że pasują do siebie i dogadują się całkiem dobrze, to wiem, że z ich związku nie wynikło by nic dobrego. Widzę, że Rose już przeszło te całe zwariowanie na punkcie chłopaka, ponieważ nie zachowuje się tak nietypowo jak wcześniej. Nie rumieni się już na każdy jego zboczony komentarz, a możliwość spędzania z nim czasu nie jest już wielkim wyczynem.
 
Lubię patrzeć, kiedy moi bliscy są szczęśliwi. Ostatnie miesiące były naprawdę szalone. Rose zbliżyła się do moich przyjaciół. Była jak nasza przyjaciółka, którą znamy od zawsze. Często pomagała nam w nauce, czy też w codziennych czynnościach. Tym razem nie z przymusu, po prostu była pomocna i chętna.
 
Dzisiejsze zdarzenie, które miało miejsce kilka minut temu nie należało do najprzyjemniejszych. Naprawdę się przeraziłem widząc Bradleya jedynie w kąpielówkach, a siostrę w jego koszulce. Niby błaha sprawa, ale bałem się o Rosalie. Ona jest naiwna i mogła dać się wykorzystać Bradleyowi i jego urokowi. Chłopak słynął z tego, że lubi poflirtować z dziewczynami, a Rose była dla niego łatwym łupem.
 
Odepchnąłem od siebie najgorszy scenariusz tego, co mogłoby się tam stać, gdybym nie wkroczył, a następnie podszedłem do ubranego już całkowicie Brada, który siedział na parapecie. Intensywnie o czymś myślał lub przyglądał się czemuś, ponieważ jego mina była skupiona na jednym punkcie poza domem.
 
- Stary, co to do cholery było? - zapytałem wprost, bez owijania w bawełnę.
- Nic. - powiedział Brad, nawet nie patrząc się na mnie.
- Czemu siedzieliście tak sami, na górze? Jest wiele innych miejsc do suszenia się. - uśmiechnąłem się, próbując wyglądać na wyluzowanego. Tak naprawdę stres mnie zżerał. Dziwnie się czułem, rozmawiając z chłopakiem o swojej siostrze w taki sposób.
- Nie twoja sprawa. - odpowiedział wymijająco.
- Jednak chyba moja, w końcu to jest moja siostra.
- Ktoś mnie zdenerwował, więc postanowiłem ją od tego kogoś odciągnąć, okej? A poza tym musiałem ją przeprosić.
- Za co? - spytałem zdezorientowany. Już po raz kolejny nie miałem pojęcia, o co chodzi.
- Przecież to ja ją wrzuciłem do basenu, nie powiedziała Ci?
- Nie... - pokręciłem głową. Byłem zły na Brada, jednak kłótnia z nim przysporzyłaby jedynie więcej problemów, niż rozwiązań. - Od kogo chciałeś ją odciągnąć?
- Luke. - odparł Bradley.
- Co Ty chcesz od tego chłopaka? Jest fajny.
- Bardzo. - prychnął pod nosem Brad, po czym znowu zaczął patrzeć w stronę basenu. Najwidoczniej humor mu zrzedł. Postanowiłem, że nie będę go denerwował, więc po prostu spokojnie odszedłem, aby poszukać Angie i wraz z nią spędzić resztę imprezy.
 
  *   *   *
 
 (Brad)
 
Rozpuściła swoje ciemne włosy, które pod wpływem wody stały się lokowane.Wyglądała w nich niczym mała dziewczynka. Jednak sukienka, którą miała na sobie dodawała jej małego pazurka. Ciemne loki kołysały się w rytm piosenki, która była odtwarzana przez jakieś dziewczyny kręcące się przy sprzęcie znajomego Jamesa.
 
Rose nie potrafiła tańczyć, mimo to jej ruchy były ładne i płynne. Zarzuciła włosy na lewe ramię i zaczęła okręcać się wokół własnej osi, podnosząc przy tym ramiona. Puściła zalotnie oczko do jakiegoś chłopaka, który zaraz się przy niej znalazł i zaczął z nią tańczyć, robiąc przy tym perwersyjne ruchy.
 
Dziewczynie najwidoczniej się podobało, ponieważ jej twarz nie wykazywała niezadowolenia, a zalotny uśmiech nie schodził z jej ładnej twarzy. Nie mogłem pojąć dlaczego Rose zachowuje się tak, jak reszta dziewczyn, z którymi nie chciałbym mieć do czynienia. Nieznajomy położył swoje dłonie na jej biodrach. Po chwili jego ręce zaczęły zjeżdżać co raz niżej, zatrzymując się na pośladkach Rose. Ścisnął je swoimi wielkimi rękoma, na co dziewczyna od razu zareagowała. Odsunęła się nieco, jednak nadal nie przerywała tańca.
 
Jej ruchy z pokracznych, stawały się coraz bardziej zmysłowe. Podobało mi się to, co widziałem. Właśnie w tamtej chwili zrozumiałem jak bardzo mi się podoba. Pomimo tego, że Rose to moja przyjaciółka, nadal mi się podoba jako kobieta. Ma naprawdę urodziwą figurę, a jej kształty można swobodnie nazwać idealnymi. Czułem, że na Rose zwrócone są nie tylko moje oczy. Spojrzałem w lewą stronę i  zobaczyłem jak Luke opiera się o kuchenny blat i spogląda na Rose wzrokiem, którego nie chciałem widzieć. On najzwyczajniej jej pożądał, jak mężczyzna kobietę.
Luke spokojnie podszedł to nieznajomego mężczyzny i wyprosił go, po czym znalazł się zaraz obok Rose. Objął ją i przybliżył się maksymalnie blisko, tak, że ich klatki piersiowe stykały się. Miałem ochotę podejść teraz do Luke’a i wygarnąć mu wszystko.
 
Nie mogłem znieść  myśli, że Rose może iść potem gdzieś z Lukiem i zrobić coś, czego będzie potem żałowała, więc od razu zerwałem się z parapetu i podszedłem w stronę Rose, aby przypomnieć jej o granicach moralności. Nie chciałem żeby przegięła, a potem bała się gdziekolwiek wyjść. Owinąłem swoją rękę wokół jej nadgarstka i pociągnąłem w swoją stronę. Dziewczyna obrzuciła mnie złym spojrzeniem i  ustała na środku salonu, buntując się mojemu zachowaniu. Uśmiechnąłem się nerwowo, aby wyjść cało z tej zakręconej sytuacji, po czym szarpnąłem delikatnie dłonią Rose, aby ta poszła za mną. Gdy dziewczyna ruszyła w ślad za mną, złapałem jej dłoń i splotłem nasze palce, aby nie mogła mi uciec w razie kolejnego ataku buntu.
 
Kiedy wyszliśmy z zatłoczonego salonu, zaprowadziłem ją po raz kolejny do gościnnego pokoju na piętrze. Wtedy stało się coś, czego nigdy nie spodziewałbym się po tak grzecznej dziewczynie jak Rose.
 
- Brad, pocałuj mnie.
- CO? - powiedziałem głośno, prawie krzycząc ze zdziwienia.
- Pocałuj mnie. - powiedziała niemal błagalnie.
- Nie, nie zrobię tego. - powiedziałem stanowczo. Oczywiście chciałem to zrobić. Ba, chciałem robić to codziennie, ale nie będę wykorzystywał tego, że Rose jest w takim, a nie innym stanie.
- W taki razie ja cię pocałuję. - powiedziała, po czym podeszła do fotela, na którym siedziałem.
W momencie, gdy domyśliłem się jakie są zamiary Rose, prędko wstałem  na równe nogi. Dziewczyna zbliżyła się i usadowiła mnie na miejscu, kładąc dłonie na moje ramiona.
- Rose... Rose, nie chcesz tego. - powiedziałem, mając nadzieję, że Rose się opamięta.
- Chcę tego. - zadziornie się uśmiechnęła, po czym pocałowała mnie w kącik ust.
- Rose, opamiętaj się! -próbowałem się bronić, jednak dziewczyna okazała się być silniejsza, niż na to wskazuje jej natura. Rose uciszyła mnie, przykładając swój palec wskazujący do moich ust, a następnie pocałowała. Jej pocałunki byłby coraz zachłanniejsze, jednak ja starałem się być twardym i nie ulec jej. Nie chcę jej wykorzystywać, a poza tym... nie na tym to wszystko polega, prawda? Oczywiście, czułem do Rose jakąś miętę, ale nie byłem takim chamem, aby jej to robić podczas gdy jest pijana i nie wie, czego chce. Zebrałem się w sobie i z przykrością musiałem ją od siebie odsunąć. Dziewczyna patrzyła na mnie, tymi swoimi czekoladowymi tęczówkami, jednak to nie było to samo. To nie była ta Rose. Potrząsnąłem nią lekko, aby wróciła na ziemię.
- Ile wypiłaś? - zapytałem, czując jak dziewczyna wtula się w mój tors.
- Cztery albo pięć.
- Kieliszków?
- Kubeczków.
- O matko, Rose. Czemu tyle wypiłaś? - zapytałem zmartwiony jakby sam siebie.
 
Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami, po czym przymknęła oczy i zaczęła wtulać się w moją klatkę piersiową. Siedzieliśmy w ciszy, która nie była niezręczna. Dzięki niej mogłem bez problemu wpatrywać się w skuloną Rose, siedzącą na moich kolanach. Pogłaskałem ją po głowie i usłyszałem ciche chrapniecie. Dziewczyna usnęła.

*   *   *

(Rose)

Najprawdopodobniej była to część dnia, gdzie słońce górowało i znajdowało się na swoim najwyższym położeniu. Zatem promienie słoneczne były długie i ciepłe. Na dworze musiała panować bardzo ładna pogoda, ponieważ słyszałam stłumiony przez szyby okien śpiew ptaków. Próbowałam podnieść powieki do góry i ocenić sytuację, jednak nic nie wskazywało na to, aby mogło mi się udać.
Westchnęłam z rezygnacją i zamknęłam ponownie oczy, ponieważ słońce raziło mnie tak, jakby ktoś wypalał mi oczy. Czułam pulsujące skronie, moja głowa nie wytrzymywała z bólu. Chciałam wstać z łóżka i pójść po coś do picia, jednak coś mi w tym przeszkadzało. Otworzyłam przymrużone oczy i zauważyłam smacznie chrapiącego Brada z otwartą buzią. Nie mogłam zrozumieć, tylko dlaczego on tutaj jest... Rozejrzałam się po pokoju.Wszystko było w jak najlepszym porządku, jedynie nasze ubrania walały się po każdym kącie. Znaki są jednoznaczne. Czy to znaczy, że my robiliśmy TO? Bałam się nawet wypowiedzieć te słowa na głos.
Pisnęłam cicho przerażona, aż poczułam jak ręka Brada odsuwa się ode mnie, a sam zainteresowany otwiera oczy, mrużąc je.
 
- Brad, co Ty robisz w moim pokoju o tej godzinie? A co najważniejsze... dlaczego leżysz ze mną w jednym łóżku? - zapytałam poddenerwowana. - Czy... czy... czy my... czy my, no wiesz...
- Czy my no wiesz co? - zapytał zdezorientowany chłopak.
- Uprawialiśmy seks? - zapytałam, przełykając głośno ślinę.
- Może. - powiedział wymijająco Brad.
- CO,PROSZĘ? - wykrzyknęłam.
- No nie, tylko się z tobą droczę. Chociaż... muszę przyznać, że wczoraj byłaś do tego bardzo chętna.
- Jak to? - nie miałam pojęcia o czym mówi, nic nie kojarzę z poprzedniej nocy, to straszne.
- Chcesz znać wszystkie pikantne szczegóły?
- TAK,WSZYSTKO! - powiedziałam zła na siebie.
 
 
*   *   *
 
(Brad)
 
Kiedy opowiadałem Rose o jej wczorajszym zachowaniu, dziewczyna robiła się czerwona, a potem purpurowa. Złość, która się w niej gotowała, była nie do opisania. Uklękła na łóżku i schowała twarz w dłoniach, po czym powiedziała:
 
- Jezu, jak mi wstyd.
- Było fajnie. - powiedziałem.
- Straszaaaasznie. - odparła Rose, przeciągając samogłoskę. - Jak ja się pokażę ludziom?
- Oj, bez przesady. Raczej na tym zaplusujesz niż miałabyś stracić, naprawdę.
- Tak myślisz? Nieeee, będę pośmiewiskiem.
- Trzeba było tyle nie pić. - skwitowałem całość - Pamiętasz chociaż ile wypiłaś?
- Nie. - Rose pokręciła głową.
- 4 lub 5 kubeczków, moja droga przyjaciółeczko. - zaśmiałem się. - Chociaż wiesz co? Lubię Cię w takim wydaniu. Jesteś taka groźna i w ogóle. Chętna do zabawy.
- Osz Ty! - wykrzyknęła, po czym wzięła poduszkę i rzuciła ją prosto w moją twarz. - Dlaczego ciągle mi dogryzasz?
- Bo lubię. - odpowiedziałem, wyciągając język.
- Wiesz co… Mam wrażenie, że coś ukrywasz.
- Ja? Skądże. - odparłem.
- Tak,tak. Nie powiedziałeś mi, z jakim chłopakiem tak... no, tańczyłam.
- Nie znam go. - powiedziałem, starając się brzmieć wiarygodnie. Nie chciałem, aby Rose dowiedziała się o Luke’u.
- I tak Ci nie wierzę. - odpowiedziała Rose, kręcąc głową i przeciągając się.
 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~`
W razie jakichkolwiek pytań zapraszam na aska. A S K

poniedziałek, 16 czerwca 2014

[2] Rozdział 2.''Brad, przymknij się.''

   (Rose)
  Wchodząc do zatłoczonego salonu nie mogłam znaleźć chłopców. W pokoju panował okropny zaduch, a woń alkoholu dostawała się do moich nozdrzy. Zapach ten nie należał do najprzyjemniejszych, więc lekko skrzywiłam usta, których kształt przypominał dziwny grymas, a następnie zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu z nadzieją, że odnajdę Brada lub Jamesa.
     Zauważyłam, że na kanapach siedzieli ludzie ze szkoły. Jedni popijali wódkę wymieszaną z jakimś napojem w czerwonych, kartonowych kubeczkach, a inni grali sobie w karty. Impreza dopiero się rozkręcała, więc całe towarzystwo było nieco znużone. Nikt nie wykazywał chęci do tańca ani innych imprezowych czynności. Jedynie mała grupka dziewczyn w skąpych sukienkach stała na środku salonu, próbując zwrócić na siebie uwagę przystojnych chłopców, którzy byli zajęci graniem w karty.
     Pokręciłam  głową z dezaprobatą i ruszyłam w kierunku drzwi prowadzących na taras. Nie mogłam się nadziwić, dlaczego dziewczyny  za wszelką cenę chcą przykuć uwagę chłopców. Żyję w przekonaniu, że jeśli jest się osobą interesującą to zwraca się uwagę całą swoją osobą, a nie ubraniami czy wulgarnym zachowaniem. Gdy wyszłam z domu, moim oczom ukazał się przepiękny ogród. Trawnik rozpościerał się na bardzo dużym obszarze, na którym znajdował się basen oraz cudowna, jednak już stara, drewniana altana, wkoło której rosły czerwone i białe róże z wielkimi płatkami. Całość wyglądała niczym kadr z bajki Piękna i bestia.
     Rozejrzałam się po raz kolejny i wśród tłumu ludzi nad basenem zauważyłam burzę ciemnych i mokrych loków. Podchodząc do chłopców starałam się być jak najdalej od wody, co było wielkim wyczynem. Usiadłam więc na jednym z białych, drewnianych krzeseł lekko przypominających leżaki i zaczęłam przyglądać się poczynaniom chłopców w wodzie. Grali oni w wodną siatkówkę. Na środku basenu umiejscowili czarną siatkę, która była także granicą boiska. James wziął do ręki dużą, dmuchaną piłkę w kolorowe paski i podszedł do granicy boiska, która, jak przypuszczałam była linią, z której zawodnicy serwowali. Chłopak wysoko podskoczył w wodzie i wziął zamach, uderzając przy tym otwartą dłonią w piłkę, która po chwili powędrowała na drugą stronę siatki. Po tamtej stronie mogłam podziwiać Bradleya, Connora i Stevena. Chłopcy grali trzech na trzech, więc ich ruchy nie były zbytnio skomplikowane. Brad szybko przyjął piłkę, odbijając się od dna basenu i podrzucił ją w stronę Stevena. Za to on podał piłkę do Connora, który wykonał decydującą akcję, powodując po drugiej stronie małe zamieszanie. Dmuchana piłka uderzyła z impetem o taflę wody, sprawiając, że pojedyncze kropelki znalazły się na ubraniach dziewczyn moczących nogi przy krawędzi kąpieliska.  Kolejny punkt zdobył Steven co wywołało salwę śmiechów i docinek.
     Roześmiałam się przysłuchując się zabawnym tekstom rzucanym podczas gry ze strony chłopaków. Były to zazwyczaj cięte uwagi dotyczące złej gry zawodników lub jakiś zabawny komentarz. W pewnym momencie gra stała się nudna, więc wygodnie rozłożyłam się na leżaku i zamknęłam oczy, wsłuchując się jedynie w dudnienie głośnych basów z salonu. W tamtej chwili nie istniało nic poza mną i dziką melodią wydobywająca się z głośników, umieszczonych zaraz przy wyjściu na taras.
     Nagle poczułam na swoim ciele okropnie  zimne, a w dodatku mokre dłonie. Błądziły one po moich odkrytych nogach, sprawiając, że po mojej skórze przeszły zimne dreszcze. Wyrwałam się szybko z przyjemnego transu i otworzyłam szeroko oczy, szukając sprawcy. Na przeciwko mnie siedział roześmiany Bradley. Zaczęłam piszczeć i krzyczeć ze złości tak głośno, że aż ludzie zaczęli wybiegać z domu. Rozejrzałam się i spostrzegłam zdziwione miny imprezowiczów. Wszyscy przysłuchiwali się mi z ciekawością, czekając na dalszy rozwój akcji. Poczułam na twarzy rumieńce i schowałam twarz w dłonie, po czym powiedziałam nieco ciszej, aby nasza rozmowa straciła zainteresowanie reszty:
- Zdajesz sobie z tego sprawę, że byłam teraz w cudownym transie, gdzie nie było niczego oprócz mnie, a Ty tak to bezczelnie przerwałeś? W dodatku zmoczyłeś moje nogi. Jest mi w nie teraz okropnie zimno.
- Rose, to jest impreza. Ogarnij się w końcu. - powiedział, szczypiąc mnie w ramię. Nasze rozmowy często tak wyglądały. Lubiliśmy sobie docinać i wytykać błędy, ale najważniejsze jest to, że wiedzieliśmy kiedy przestać, aby nie przegiąć i nie urazić drugiego.
- Skończ. - powiedziałam i zaczęłam udawać obrażoną.
- Wiem, że się nie gniewasz, tylko udajesz. - powiedział Brad, robiąc przy tym komiczną minę. Czułam, że znał mnie na wylot. - A w ogóle coś ty taka nie w humorze?
- Jestem w humorze. Zamierzam się dziś super bawić. - oświadczyłam dumnie z podniesioną głową.
- Tak? - zapytał z niedowierzaniem Brad.
- Tak. - odparłam stanowczo.
- Na pewno?
- No tak. - powiedziałam, upewniając chłopaka.

     Wtedy stało się coś czego, się nie spodziewałam. Bradley pomimo moich głośnych sprzeciwów wziął mnie na ręce i podszedł do krawędzi basenu. Błagałam go o to, aby mnie puścił i postawił bezpiecznie na ziemię. Jednak on pokręcił się ze mną na rękach, a następnie wrzucił mnie do lodowatej wody. Jej temperatura była okropnie niska. Zupełnie nie rozumiałam, dlaczego chłopcy się w niej kąpali. Panika, która towarzyszyła mi przy tym niefortunnym zdarzeniu była okropnie wielka. W tamtym momencie zapomniałam o wszystkim. O tym, jak się oddycha czy nawet pływa. Byłam pod wodą przez bardzo długi czas. Obraz rozmazał się, a przed oczami pojawiały sie czarne plamy w przeróżnych kształtach, które zaczęły się mieszać i zlewać w jedność. Nagle poczułam na swoim ramieniu silny uścisk dłoni, która pociągnęła moje ciało do góry.
     Moja głowa znalazła się ponad powierzchnią wody, co sprawiło, że mogłam normalnie oddychać. Wyplułam prędko wodę z ust, która była nieprzyjemna dla mojego gardła i zaczęłam brać głębokie oddechy. Przetarłam lekko dłońmi oczy i spojrzałam na moje wybawiciela. Był to chłopak o jasnej karnacji, blond włosach i przepięknych niebieskich oczach. Patrząc się w nie, człowiekowi wydawało się, że patrzył w ocean. Były one strasznie hipnotyzujące, nie mogłam po prostu odwrócić od nich wzroku. Chłopak odchrząknął cicho zwracając na siebie moją całą uwagę.

- Wszystko w porządku? - zapytał nieco zmartwiony.

     Nie byłam nawet w stanie mu odpowiedzieć z powodu szoku, jaki przed chwilą przeżyłam. Głos uwiązł mi  w gardle, co spowodowało, że chłopak otrzymał odpowiedź w postaci szybkiego skinienia głową.

- Jestem Luke. - powiedział nieznajomy. Nie widziałam go wcześniej ani w naszej szkole, ani w Dover.
- Rose. - odpowiedziałam prawie szeptem.
- Ładne imię. - powiedział chłopak i podskoczył w wodzie, a następnie usiadł na płytkach wyłożonych wokół basenu. - Pomóc Ci?
- Nie, dziękuję. - uśmiechnęłam się przyjaźnie po czym skopiowałam ruchy Luke'a i tak jak on  usiadłam na krawędzi kąpieliska. - Dziękuję za pomoc.
-Nie ma sprawy.
- Rooose! - usłyszałam jak ktoś woła moje imię, odwróciłam głowę w tamtym kierunku i dostrzegłam Brada. Podszedł do mnie szybko i uklęknął przede mną przepraszając. - Nic Ci nie jest? Przepraszam, to było głupie z mojej strony.
- Na szczęście nic się nie stało. Luke mnie uratował. - powiedziałam chłodno. Chłopak spojrzał na siedzącego obok mnie Luke'a i obrzucił go krytycznym wzrokiem. Zrobiło się wtedy naprawdę nieprzyjemnie. Czułam, że chłopcy za sobą nie przepadają, ale zignorowałam tą myśl i zaczęłam wpatrywać się w Bradleya.
- Uhum. - jedynie tyle odparł Bradley. - Zostajesz tu, czy może chcesz się przebrać? - zapytał przyjaciel.
- Jest mi okropnie zimno. Idę stąd! - powiedziałam, jednocześnie wstając.
- Cześć, Rose. - powiedział Luke, kiedy wstałam i kierowałam się w stronę wejścia.
- Pa, Luke. - odwróciłam się do chłopaka i pomachałam mu lekko dłonią.

      Idąc na górę czułam, że zostawiam po sobie mokre ślady. Z mojej nowej sukienki krople spadały nałogowo, a o trampkach już nie wspomnę. Brad przyprowadził mnie do jakiegoś pokoju. Jak przypuszczam było to pomieszczenie dla gości. Stało w nim pojedyncze łóżko, szafa, mały kredens oraz półka, na której stał telewizor. Brad musiał bywać tu bardzo często, ponieważ poruszał się sprawnie i szybko, nie zastanawiając się, gdzie co leży.
Przyniósł mi dwa mięciutkie ręczniki oraz bordową koszulkę, która należało do niego. Przełożyłam sobie przez ramię rzeczy i tylko cicho westchnęłam, czekając, aż Brad wyjdzie z pokoju. Jednak chłopak nie załapał moich nieśmiałych gestów.

- Mógłbyś wyjść? - zapytałam po chwili.
- Ale po co? - zapytał zdezorientowany.
- Bo chcę się przebrać.
- Nie krępuj się. - powiedział chłopak, szczerząc zęby jak głupi do sera.
- Spadaj! - pisnęłam, obrzucając go poduszką leżącą na gościnnym łóżku.
- Dobra, już dobra. Czekam pod drzwiami. Tam dalej masz łazienkę. - poinformował mnie chłopak, po czym wyszedł na korytarz.

     Poszłam do łazienki i zdjęłam mokre ubranie, które powiesiłam na ciepły grzejnik, aby mogło szybciej wyschnąć. Pod wpływem zimna na moim ciele zaczęła pojawiać się gęsia skórka, a zimne dreszcze ciągle dawały o sobie znać. Wzięłam do ręki jeden z puszystych ręczników i zaczęłam wycierać swoje przemarznięte i mokre ciało. Miękkość ręcznika była tak cudowna, że chwila ta mogłaby trwać wiecznie. Rozczesałam prędko włosy, zostawiając je luźno rozpuszczone na plecach, a następnie ubrałam koszulkę Brada. Pech chciał, że sięgała mi zaledwie do ud, odsłaniając przy tym moje pośladki. Przyznam, że czułam się niekomfortowo. Znów powtarzała się sytuacja ze stycznia. Pokręciłam głową z niedowierzania, a następnie wyszłam z toalety.

- Możesz wejść. - powiedziałam, otwierając drzwi od pokoju. Bradley wszedł do sypialni dla gości i zaczął się mi badawczo przyglądać. To dziwne uczucie, kiedy chłopak patrzy na ciebie świdrującym wzrokiem. Niezręczność po raz kolejny wkradła się do pomieszczenia. - Nie zejdę tak na dół.
- Dlaczego? - spytał zdziwiony chłopak. - Wyglądasz świetnie!
- Bardzo. - odparłam i wywróciłam oczami. - Zostanę tu i poczekam, aż mi wyschnie sukienka. Wtedy będę w stanie zejść, ale teraz nie ma takiej opcji. Twoja koszulka jest dla mnie za mała i wyglądam w niej jak... ech, nawet nie będę kończyć.

     Usiadłam nieco naburmuszona na łóżku i zaczęłam wgapiać się w zwyczajną ścianę naprzeciwko. Bradley poszedł w mój ślady i usiadł obok, ciężko przy tym wzdychając. Siedzieliśmy w ciszy, która nie była niezręczna, była... przyjemna.

- Mocno się na mnie gniewasz? - zapytał Bradley
- Nie... w ogóle. Teraz mogłabym być na dole i całkiem dobrze się bawić, ale muszę tu siedzieć i czekać, aż mi ubranie wyschnie. To o wiele lepsza opcja, nie sądzisz?
- Czyli jednak jesteś na mnie zła. - odparł, kiwając śmiesznie głową.
- Tak, jestem. Brad, co Ci strzeliło do głowy? - zapytałam zdenerwowana.
- Nie wiem Rose, nie wiem... naprawdę nie wiem, co chciałem przez to osiągnąć.
- Dobra, skończmy ten temat. - powiedziałam cicho wiedząc, że dalsza konwersacja na ten temat nie skończyłaby się dobrze.
- Okej... to co robimy? Jakoś przecież musimy zabić ten czas, no nie? - spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, na co tylko wzruszyłam ramionami.
- Nie wiem, co chcę robić, a Ty? Masz jakiś ciekawy pomysł?
- A no mam. - odpowiedział Brad, po czym dodał. - pobawmy się w pytania i odpowiedzi.
- Uh, chyba wiem nawet, jak się w to gra. To dość dziecinna gra, nie sądzisz? - zażartowałam. - Ja zacznę, okay?
- Ok. - odparł Bradley, pokazując przy tym rząd białych zębów.
- Dlaczego tak dziwnie spojrzałeś na Luke'a, kiedy podszedłeś do mnie?
- Szczerze? - zapytał Brad, na co pokiwałam mu twierdząco głową. - Nie przepadam za nim. Jest kuzynem Jamesa, jeśli nie wiesz. Poznałem go już dość dawno i po prostu nie lubię go.
- Nie da się kogoś nie lubić tak po prostu. - odparłam bez zastanowienia.
- Są takie osoby, że sama ich obecność czy fakt, że istnieją jest dla nas denerwującą rzeczą. Więc nie dziw mi się, tak już w życiu bywa. Kogoś się lubi, a kogoś nie. - odpowiedział chłopak. - Teraz moja kolej! A więc... Dla którego się tak dzisiaj odstawiłaś?
- Jak odstawiłam?
- No ten delikatny makijaż, podkreślone oczy, sukienka. - zaczął wyliczać na palcach, udając zamyślonego.
- Dla nikogo. - odpowiedziała zgodnie z prawdą, bez żadnych emocji.
- Nie wierzę Ci. Zapewne na dole jest jakiś chłopak, który Ci się podoba. - powiedział Bradley.
- A w zasadzie to jest. Nazywa się Luke. - odpowiedziałam Bradleyowi, na co on zareagował grymasem na twarzy - Żartowałam, nawet go nie znam. Ale wiedz, że twoja mina była zabójcza!
- Śmiej się, śmiej. - powiedział Brad, rozczochrując jeszcze bardziej moje i tak już roztrzepane włosy.
-Teraz moja kolej. - powiedziałam ochoczo, klaszcząc w dłonie. - Umówiłbyś się z Lily na randkę?
- Yyy… nie, nie wiem, może. - Brad zaczął się wahać. - To zależy kiedy i w ogóle. - powiedział wymijająco. - A Ty umówiłabyś się z Lukiem?
- Gdyby mnie zaprosił to czemu nie? - zapytałam.
- A gdybym ja cię zaprosił, poszłabyś ze mną?

     Nie wiem czy poszłabym z Bradem na randkę. Nasza teraźniejsza relacja jest wspaniała, a randka mogłaby wszystko zniszczyć. Nie byłoby już takiej swobody jak teraz, tylko ciągłe napięcie i niezręczność, tak ja było wcześniej. Miałam odpowiedzieć Bradleyowi na pytanie, kiedy do pokoju wszedł Tristan z Angie u boku. Chłopak podniósł wysoko prawą brew i spojrzał na nas krytycznym wzrokiem.

- Co to ma być?
- Ja... jak to co? - zapytałam przestraszona.
- Bradley jest bez koszulki, w samych spodenkach, a Ty... Ty jesteś w jego koszulce!
- Fakt, nie wygląda to najlepiej. - przyznał Bradley.

     Sytuacja, w której się znaleźliśmy, wyglądała jednoznacznie. Czułam, że na moje policzki wkradł się rumieniec, jednak gdy zauważyłam Angie, która powstrzymywała się od śmiechu za wszelką cenę, głośno prychnęłam. Zaczęłam się śmiać, a za moment dołączył do mnie przyjaciel oraz dziewczyna brata. Tristan spojrzał na nas jak na wariatów i otworzył usta, próbując coś powiedzieć, jednak się powstrzymał.

- Z czego ha? - zapytał zdezorientowany Tris.
- Z ciebie, głupolu. - powiedziałam rozbawiona. - Co Ty sobie myślałeś?
- No, że wy zrobiliście TO!
- Może i robiliśmy. - wtrącił się do rozmowy Brad. 
- Brad, przymknij się. - powiedziałam do chłopaka, obrzucając go gromiącym wzrokiem. - Dobrze mnie znasz Tris i wiesz, że nie zrobiłabym tego na imprezie.
- Okay, ufam Ci. - powiedział brat, uśmiechając się .


 *    *    *


    Kiedy moja sukienka była sucha, byłam gotowa, aby zejść na dół. Założyłam wyschnięte trampki, a następnie rozczesałam włosy i związałam je w koka, ponieważ bez odżywki spuszyły się. Schodząc po woli po schodach rozglądałam się za znajomymi. Mimo, że chodzę do swojej szkoły już 2 lata to znam jedynie garstkę ludzi. Podeszłam więc do Lily i jej koleżanek, przy okazji witając się z nimi przyjaźnie.

- Wow, śliczna sukienka. - pochwaliła brunetka, której imienia nie kojarzyłam.
- Taa... - jedynie westchnęłam.
- Widziałyście, ilu przystojniaków się dziś zjawiło na imprezie? - powiedziała Lindsay.
- Tak, to prawda. - przyznała Jordan. - Zauważyłam takiego blondyna. Wysoki, z przekłutą dolną wargą i mięśniami. Nie kojarzę go, chyba nie jest z Dover.
- Nie jest. - powiedziałam nieśmiało. - Jest kuzynem Jamesa, ma na imię Luke i jest z Canterbury, o ile się nie mylę.
- Ooo, świetnie! – potarła rękoma Lindsay. - Ja go zamawiam!

    Dziewczyny wybuchnęły śmiechem i zaczęły dalej dyskutować na temat nowo przybyłego chłopaka. Nie rozumiałam tylko, dlaczego wywołał on takie poruszenie. Jest normalnym chłopakiem, a jego uroda naprawdę nie jest jakaś niesamowita. Jest zwyczajnie przystojny. Odepchnęłam prędko swoje myśli od Luke’a i spojrzałam na czerwone kubeczki, w których znajdował się alkohol. Wzięłam jeden z nich i przystawiłam sobie do ust. Zapach był odpychający, jednak postarałam się zignorować ten odór. Wzięłam łyka i poczułam jak w moim gardle rozlewa się ciecz, która podrażniała moje gardło. Na mojej twarzy pojawił się grymas, jednak ponowiłam ruch i po raz kolejny alkohol znalazł się w moich ustach. Minęło kilka chwil, a w moich rękach znajdował się już czwarty kubek z kolei. Nie mam pojęcia co mną kierowało. Teraz czułam się lekka. Miałam wrażenie, że mogę zrobić wszystko.
 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuję bardzo za poprzednie komentarze.Jest mi bardzo miło i cieszę się ,bo widzę ,że spodobała Wam się druga część.Na razie nie ma kolosalnych różnic,ale spokojnie...wszystko przyjdzie w swoim czasie. :)
Liczę ,że rozdział Wam sie spodobał,bo mi ani wcale.Czekam na wasze kreatywne opinie.Jeśli coś Wam sie nie podoba to piszcie! :*
ZACHĘCAM DO POLUBIENIA FP autorek GO i Promise. :)
[KILK]

wtorek, 10 czerwca 2014

[2] Rozdział 1. ''Komu zależy na pięknie?''

 (Rose)
Matura Tristana jak i Jamesa zbliżała się wielkimi krokami. Chłopcy nie spali po nocach. Uczyli się na okrągło. Czasami po prostu zamykali się w swoim pokoju, wynosząc wcześniej z niego telefon, komputer, a nawet i telewizor. Wszystko, co ich rozpraszało. Zarywali nocki ucząc się i wkuwając materiał z ostatnich trzech lat. Gdybym była na ich miejscu, wzięłabym się za naukę dużo wcześniej. Matura to jednak najważniejszy egzamin w naszym życiu. To od niego zależy, czy będziemy mieli możliwość studiowania na prestiżowym uniwersytecie , czy też na jakiś słabym, drugorzędnym. Czasami (o ile humor Tristana na to pozwalał) pomagałam mu. Nigdy nie widziałam brata w takim stanie. Wiecznie chodził zdenerwowany i zestresowany. Najprostsze zadania sprawiały mu trudności. Po prostu stres wyżerał go od środka. Modliłam się w duchu, aby podczas matury wszystko poszło dobrze. Nie mógł zaprzepaścić swojej szansy, to była jedna, jedyna. A potencjał jaki posiada Tristan jest niezwykle wielki. Grzechem by było go nie pielęgnować.
Moja sytuacja z Bradem nie ruszyła dalej. Po naszym ostatnim pocałunku na imprezie walentynkowej nic się nie działo. Od lutego jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, którzy wspierają się w każdej możliwej chwili. Tamto uczucie, które nam wtedy towarzyszyło, musiało być zwykłą młodzieńczą fascynacją przez którą przechodzi większość naszych rówieśników. Nic więcej nie zaiskrzyło po między nami. Teraz… spotykaliśmy się często. Chodziliśmy po Dover jak dwójka przyjaciół, która zna się od zawsze.
Nie było już między nami takiego napięcia i bez krępacji rozmawialiśmy o najróżniejszych rzeczach. Otwarcie opowiadaliśmy sobie o osobach, które nam się podobają. Brad wyjawił nawet kilka swoich tajemnic. Byliśmy naprawdę zgraną dwójką. Do tego wszystkiego doszli chłopcy. Wcześniej mówiłam, że muszę zniknąć z ich życia i żałuję. Okropnie żałuję, że tak myślałam. Teraz kiedy jest już koniec kwietnia, czyli  czwarty miesiąc naszej bliższej znajomości. Wiem jedno, dobrze postąpiłam nie oddalając się od nich. Tworzymy fajną pięcioosobową grupę przyjaciół. Czasami przyłączała się do nas ukochana Jamesa – Ellie oraz dziewczyna mojego brata – Angie. Po prostu… byliśmy szczęśliwi. Jeszcze w styczniu wyśmiałabym każdą osobę, która powiedziałaby mi, że znajdę sobie przyjaciół. A teraz jest po prostu cudownie! Każdy z nas wspiera drugiego, pomagamy sobie w ciężkich chwilach i zwierzamy się sobie wzajemnie. Bardzo mi tego brakowało. Już dawno temu straciłam zaufanie do ludzi, ale przy chłopakach czułam się dobrze. Wiedziałam, że nie jestem piątym kołem u wozu. Wiedziałam, że oni mnie chcą. Pragną ze mną przebywać bez konkretnego powodu. To było fajne uczucie.
Ponadto kariera The Vamps nabierała tępa. Coraz więcej ludzi chciało ich słuchać. Zaczęli dostawać nawet wiadomości od dziewczyn z Australii czy Azji. Chłopaki byli podekscytowani. Raz zadzwonili do nich ludzie z jakiejś agencji. James był na tyle poważny i odpowiedzialny, ze postanowił załatwić im menagera. Naprawdę troszczył się o dobro zespołu. Chłopaki zaczęli więcej koncertować i stawali się coraz bardziej rozpoznawalni. Już na ulicach Dover dziewczyny zaczepiały ich i prosiły o zdjęcia czy autograf. Byłam ciekawa, jak chłopcy musieli się wtedy czuć.
*   *   *
 Dziś ostatni z najważniejszych dni w szkolnym życiu Tristana. Ostatni dzień egzaminów ustnych. Po tym brat będzie miał już wakacje. Tris naprawdę bardzo emocjonalnie i poważnie podchodził do egzaminów. Stresował się, ale wiem, że poszło mu dobrze. Zawsze wracał do domu uśmiechnięty, dzięki temu mogłam odetchnąć z ulgą. Bardzo martwiłam się o niego i o to jak mu pójdzie.
Z tego co mówił Brad, chłopcy planowali urządzić jakąś imprezę z okazji zakończenia szkoły. Pff, łatwo im mówić. Ja, Connor i Bradley musimy się jeszcze męczyć dwa miesiące! To nie fair! - pomyślałam.  Zabawa miała się odbyć w domu Jamesa, czyli tam gdzie zawsze. Chłopak posiadał największy dom, a do tego na jego podwórku był basen, w którym już od miesiąca chłopcy się kąpali. Duża powierzchnia pozwalała zaprosić chłopcom większą liczbę imprezowiczów. 

Jadłam spokojnie obiad przy kuchennym stole, kiedy z mojego telefonu zaczęły wydobywać się dźwięki jednej z piosenek Arctic Monkeys, na których koncercie byli chłopcy. Ostrożnie wstałam od stołu, aby nie wylać zupy z miski i udałam się do salonu, gdzie leżał mój telefon.
Wyświetlacz ukazywał uśmiechniętą postać niskiej blondynki, która ustawiła sobie swoje zdjęcie w moich kontaktach. Fotografia ta sprawiała, że na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Odebrałam pośpiesznie telefon od Angie i przywitałam się z nią
.
- Jedziesz ze mną na zakupy do Dover’s chill ?
- Mogę z Tobą jechać, o której chcesz? - zapytałam po głębszym przemyśleniu wyjazdu do centrum miasta.
- Około 15:30 jest autobus. Dasz radę się wyrobić? – zapytała dziewczyna.
- Jasne! - odparłam, po czym spojrzałam się na zegarek. Mała wskazówka wskazywała godzinę 15, natomiast duża 5. Oznaczało to tylko jedno. Miałam niecałe 10 minut, aby się przyszykować.
Rzuciłam telefon na kanapę i szybkim krokiem weszłam do kuchni. Musiałam posprzątać po obiedzie. Nienawidziłam brudu, kiedy w moim otoczeniu był bałagan, bardzo się irytowałam. Jestem pedantyczna - przyznałam sama sobie. Wpakowałam naczynia do zmywarki i od razu pognałam do pokoju. Moje włosy  były w okropnym nieładzie, a do tego puszyły się. Związałam je w prowizorycznego koka i spryskałam odżywką, aby pojedyncze pasma nie wychodziły poza granicę. Na ramiona narzuciłam jeansową koszulę i zbiegłam na dół. Biegnąc po schodach, o mało się nie przewróciłam. Moje skarpetki były tak śliskie, że gdyby nie drewniana balustrada, wylądowałabym na tyłku.
Założyłam jeszcze szybko czarne trampki, które służyły mi przez dłuższy czas. Sprawiały wrażenie znoszonych i brudnych, ale nie przejmowałam się tym teraz. Zgarnęłam jeszcze z garderoby mamy torebkę na ramię oraz portfel. Wychodząc z domu, motałam się chwilę z drzwiami. Nie przepadałam za tą czynnością. Wiecznie czegoś nie domykałam!
Autobus był punktualny i o godzinie 15:30 wjechał na mój przystanek. Wchodząc do środka rozglądałam się za blondynką. Ona także się stresowała, musiała odetchnąć po maturze. Pomachała mi ręką i poklepała miejsce obok siebie, dając mi znak, bym usiadła koło niej.
- Cześć. - powiedziałam wesoło.
- Hej. Widziałam w Macy’s świetne letnie sukienki. Byłam tydzień temu z mamą i widziałam je na wystawie. Po prostu śliczne, musimy je mieć. - powiedziała blondynka. Jej nudna gadka o ubraniach nie bardzo mnie interesowała. Nie należę do tego typu dziewczyn, które lubią się stroić. Zakupy to była dla mnie udręka, jednak musiałam się zgodzić na dzisiejszy wypad. Dawno nie kupiłam sobie czegoś nowego, a jedna sukienka czy koszulka na pewno by mi się przydała.
- O! Wysiadaj! – powiedziała Angie, szturchając mnie lekko łokciem w ramię.
Przystanek znajdował się zaledwie 5 minut drogi od centrum. Wszyscy tutaj pędzili, ciągle za czymś śpiesząc. Razem z Angie mijałyśmy przystojnych panów w garniturach, pracujących w jakiejś korporacji z walizkami pod pachą, młode mamy pchające wózki z dziećmi z zawrotną szybkością oraz staruszków siedzących na ławkach i czytających codzienny przegląd pracy. Tak właśnie się prezentowało życie w mieście. Wszyscy gdzieś śpieszą bez końca. Nie widzą, ile ich omija. Nie dostrzegają pojedynczych, malutkich szczegółów. Nawet się cieszę,  że mieszkam na obrzeżach tego i tak małego miasta.
- Co sądzisz o tej, ładna? - spytała dziewczyna, wyrywając mnie przy tym z pałacu swoich myśli.
- Ładna. - powiedziałam, nie zwracając najmniejszej uwagi na ubranie, które trzymała Angie na ramieniu. Udawałam, że z zainteresowaniem szukam czegoś dla siebie, choć naprawdę nie wiedziałam, co tu w ogóle robię. Nie mam nawet pomysłu co sobie kupić, a tu już mowa o wybieraniu.
- Nawet nie spojrzałaś. - zaczęła się skarżyć dziewczyna mojego brata.
- Oj... przepraszam. Podobają mi się Twoje ubrania i bez względu na to, którą wybierzesz, to i tak okaże się to ładne. - wyjaśniłam po chwili.
- No ale która lepsza? Zobacz. - pokazała mi dwie sukienki. Jedna długa, ponad kolana, najprawdopodobniej maxi w blado fioletowym kolorze, a druga biała i bardzo krótka w przeróżne wzory.
- Obie są ładne. - przyznałam. - Ale ta biała wyglądałaby na Tobie lepiej.
- No! O to mi chodziło. - powiedziała. - A Ty coś znalazłaś dla siebie?
- Nie. Nie mam pojęcia, czego chcę.
- Ale ty jesteś trudna, ech. - westchnęła koleżanka. - Chodź, ja Ci coś znajdę.
*   *   *
Dziś sobota, czyli dzień imprezy. Chłopcy przez cały tydzień mówili o niej, jak o czymś niesamowitym. Nie rozumiałam tego całego ich podniecenia. Przecież to zwykła impreza, a oni tak przeżywają. Ustałam przed dużym lustrem w sypialni i zaczęłam się sobie przyglądać. W odbiciu lustrzanym widziałam pewniejszą siebie dziewczynę, która wie, czego chce. Już nie byłam tak nieśmiała i wstydliwa jak wcześniej. Nie bałam się odezwać i głośno wypowiadałam swoje zdanie na jakiś temat.
Zdjęłam z siebie pośpiesznie koszulkę oraz szare dresy, w których chodziłam wcześniej i podbiegłam do szafy. Wyciągnęłam ubranie, które wybrała dla mnie Angie. Była to krótka, koktajlowa sukienka w kolorze jasnej zieleni. Od pasa w dół była złożona z falbanek, natomiast góra była prosta i bardziej elegancka.Tył sukienki był bez pleców,przez co czułam się trochę nieswojo. Jednak całokształt był śliczny. Założyłam ją pośpiesznie i zapięłam na plecach.Sukienka idealnie kontrastowała z moimi ciemnymi lokami, opadającymi swobodnie na plecy. Podpięłam jeszcze delikatnie grzywkę, tak, że przypominała fryzurę małej dziewczynki, potocznie zwanej Agatką.
Obróciłam się jeszcze, aby zobaczyć jak się prezentuję z tyłu. Musiałam przyznać,że podobam się sobie w takim wydaniu. Ćwiczenia, które wykonuję od miesiąca dają o sobie znać i widać ich rezultaty. Moje uda stają się mniejsze, a pośladki jędrniejsze. Uśmiechnęłam się pod nosem i poszłam wybierać buty.
Nie miałam zbyt wielkiego wyboru. Postawiłam na białe trampki, które były o dziwo czyste. Zawiązywałam już drugiego buta, kiedy do domu weszła Angie, wcześniej przywitana przez moją mamę. Dziewczyna spojrzała na mnie, lustrując mój wygląd od góry do dołu. Jej twarz ukazała grymas.
- Wyglądasz ładnie, ale czegoś Ci tu brakuje. - powiedziała dziewczyna, nawet się ze mną nie witając.
- Cześć, Angie! Też Cię miło zobaczyć. - odparłam troszkę niemiło.
- Dobra, dobra - dziewczyna machnęła ręką na znak, abym o tym zapomniała - Chodź na chwilę na górę.
- Co ty chcesz zrobić? - zapytałam przerażona idąc za dziewczyną, która ciągnęła mnie za rękę w kierunku łazienki na piętrze. Dziewczyna kazała mi usiąść na brzegu wanny,więc posłusznie to robię. Potem Angie wyjęła ze swojej beżowej torebki czarny ołówek. Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem, na co odpowiedziała tak, jakby było to oczywiste.
- Kredka do oczu.
- Raczej nie uda Ci się zrobić ze mnie piękności. - powiedziałam na wstępie, jednak grzecznie zamknęłam powieki i czekałam na dalsze ruchy dziewczyny. Angie przyłożyła zimną końcówkę kredki do mojej powieki i wzdłuż linii rzęs narysowała podłużną,czarną kreskę.
- Komu zależy na pięknie? Chcę ukazać wyrazistość Twoich oczu.
Przedtem oczy miałam brązowe, ale matowe, bez iskry w oku. Ołówek sprawił, że są przenikliwe. Włosy wychodzące spod agatkowego kitka, otoczyły moją twarz. Przez ledwo widoczny makijaż rysy moje twarzy stały się łagodniejsze i pełniejsze, a twarz bardziej wyrazista. Musiałam przyznać Angie rację. Wyglądałam tak o wiele lepiej.
- Wow. Naprawdę niezła z ciebie laska! - zaczęła zachwycać się dziewczyna.
- Proszę, przestań. Nie lubię, jak się o mnie mówi. - powiedziałam pośpiesznie.
- Dobrze. Teraz kiedy Ty jesteś już gotowa, to opuszczam Cię. Idę do Trisa.
- Jasne, nie przejmuj się mną. - odpowiedziałam i jeszcze raz spojrzałam w swoje odbicie. 
Wyglądałam o niebo lepiej. Chociaż makijaż nie był duży i wyuzdany to czułam się trochę dziwnie. Mam wrażenie, że może nie przypodobać się mamie i będzie kazała mi go zmyć. Zebrałam się w sobie i poszłam na taras, na którym mama czytała kolejną powieść Danielle Stell, która kupiłam jej na urodziny.
- Jak wyglądam? Mogę tak iść na imprezę? - obróciłam się w okół własnej osi i spojrzałam w oczy mamy. Uśmiechała się i wyglądała naprawdę uroczo.
- Ładnie Ci z tymi kreskami. - powiedziała. - A sukienka też śliczna.
- Angie pomogła mi przy wyborze. - w zasadzie to ona ją wybrała, a ja się tylko zgodziłam, ale mama nie musiała o tym wiedzieć.
- Świetnie. - skwitowała mama wszystko. Zauważyłam, że oddalam się od mamy co raz bardziej. Wcześniej potrafiłyśmy przegadać cały dzień, a teraz wszystko się rozleciało. Nasze rozmowy polegają tylko na tym, że mówię mamie co było w szkole i na tym koniec. Źle się z tym czuję, bardzo źle.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć wszystkim! Jak Wam sie podoba pierwszy rozdział drugiej części? Co sądzicie o Rose i jej sytuacji z Bradem? 
Mam nadzieję,że nie odeszliście ode mnie i nadal jesteście ze mną! 
W zakładce bohaterowie możecie zobaczyć wygląd Angie.Będzie ona tutaj coraz częściej.A..i takie krótkie info. Od teraz rozdziały będą raczej raz na tydzień lub raz na dwa tygodnie,ale  oczywiście postaram się pisać dłuższe :>
Do następnego,buziaki  :*
ps.mam pytanie.jak trafiliście na moje ff? wiem,że większość zaspamowałam,za co najmocniej przepraszam,ale co z resztą? jestem bardzo ciekawa :]

piątek, 6 czerwca 2014

15.'' Więcej Ci nie zaoferuję'' [OSTATNI]


WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM

(Rose)

- Brad, odsuń się. - powiedziałam szorstko.
- Dlaczego, Rose? - zapytał chłopak.
- Nie mogę tak. Nie potrafię. Przed chwilą mówiłeś, że będziemy przyjaciółmi. Zostańmy przy tym. Tyle mi wystarczy. A poza tym... ranisz uczucia pewnej dziewczyny. Nie chcę jej nienawiści.
- Ale mi nie wystarczy i nie obchodzą mnie inne dziewczyny. - odpowiedział Brad.

Zaczęłam żałować tego wszystkiego. Niepotrzebnie zgodziłam się na te lekcje, niepotrzebnie poszłam do niego do domu, niepotrzebnie Connor mnie tu zaciągnął. Nie jestem silna psychicznie. Wczoraj byłam zwykłą uczennicą drugiej klasy liceum ogólnokształcącego w Dover, a teraz jestem rozhisteryzowaną nastolatką nieradzącą sobie z miłosnymi problemami. Mimo, że czuję coś do Brada to nie potrafię się do niego zbliżyć. Przyjaźń będzie idealna. Będzie mógł być blisko mnie. Teraz naprawdę zachowuję się jak egoistka, trudno. Nie uszczęśliwię wszystkich na świecie. Zawsze się znajdzie ktoś komu nie będzie coś pasowało. Szczęście Bradley'a jest dla mnie ważne, owszem, ale ja nie jestem mu pisana. Nie umiem się zaangażować w żaden związek, nie potrafię i nie chcę. A do tego wszystkiego dochodzi sprawa z Lily. Ona też ma uczucia, tak jak my wszyscy. Brad nie powinien jej tak ignorować. Nie wiadomo jakie katusze musi dzisiaj przeżywać, widząc Brad'a w mojej lub Laury obecności. Nie chcę robić sobie wrogów.

- Nie możemy tak. Wybieraj, albo przyjaźń, albo nic. Więcej Ci nie zaoferuję. Przykro mi.

Uśmiechnęłam się blado do Brada i odeszłam od niego, zostawiając go samego na środku sali. Musiałam ochłonąć od tego wszystkiego. Wybrałam do tego idealne miejsce. Korytarz w lewym skrzydle, najbardziej oddalone od hali miejsce. Było tam cicho i spokojnie. Z daleka było słychać jedynie słowa miłosnych piosenek, serwowanych przez Josh'a.
Muszę to sobie wszystko poukładać. Chciałabym uciec z dala od chłopaków. Pragnę znów zaszyć się w swoim świecie, w którym jestem tylko ja i książki. Nie ma tam niepożądanych chłopaków, nie ma problemów miłosnych, nie ma niczego co złe i daje ból. Muszę to zrobić. Nie chcę, żeby się mną przejmowali. Chcę mieć święty spokój.
Mam wrażenie, ze przez te wydarzenia związane z Bradley'em stałam się rozhisteryzowaną nastolatką, która nie radzi sobie z problemami. A może... zawsze nią byłam, tylko coś mydliło mi oczy? Nie wiem. NIC JUŻ NIE WIEM.

*Trochę wcześniej…*

                                                (Brad)


- Skoro już tu jesteśmy to może zatańczysz ze mną? - zapytałem ochoczo, pełen nadziei.
- Nie. - odparła szybko Rose.
- Dlaczego nie?
- Nie potrafię.
- Nauczę Cię. Chodź, nie daj się prosić. - zacząłem ją ciągnąć w kierunku parkietu.

Jak widać Rose naprawdę nie potrafiła tańczyć, ponieważ ciągle się potykała i stawała mi na stopę. Gdy już dotarliśmy do miejsca przeznaczonego do tańca, poinstruowałem ją. Wziąłem w dłoń jej delikatną rękę i położyłem sobie na ramieniu. Dziewczyna naprawdę nie miała pojęcia co robić. Na szczęście Josh - szkolny DJ - włączył wolną piosenkę. Nie mogłem odgadnąć poprzez wyraz twarzy Rosalie czy jest zadowolona. Z głośników wydobywały się charakterystyczne dźwięki Coldplay, dzięki tej muzyce poruszaliśmy się wolno i zmysłowo. Myślę, że taki repertuar jest idealny do nauki tańca.

Tańcząc z Rose, czułem się jak w niebie. Patrząc na jej cudowne brązowe oczy, przypominające czekoladki, miałem wrażenie, że jestem tylko ja i ona. Pomimo tego, że Rose właśnie powiedziała, żebyśmy zostali przy przyjaźni pragnąłem ją pocałować. Przysunąłem się do niej blisko, tak blisko, że wyglądaliśmy jak zakochana para. Zacząłem jeździć dłonią po plecach dziewczyny, wprawiając jej ciało w lekkie drżenie. Dobrze wiedziałem, że strasznie przeżywa ten moment.
Patrzyłem ciągle na jej piękne różowe usta i zaczerwienione policzki. Wyglądała wtedy uroczo i dziewczęco.
Coś we mnie pękło. Nie mogłem się powstrzymać. Przysunąłem się jeszcze bliżej i złożyłem delikatnego całusa w kąciku jej pełnych ust. To było stanowczo za mało. Chciałem jeszcze więcej i więcej.
Przechyliłem lekko głowę i zacząłem zostawiać delikatne, zarazem zmysłowe pocałunki na jej odsłoniętej szyi. Mój gorący oddech sprawiał, że rozpalałem jej ciało. Ono po prostu płonęło. Jej skóra była gorąca, a twarz czerwona. Wyglądała słodko i niewinnie.
Napięcie, które powstało między nami było nie do opisania. Uśmiechnąłem się zadziornie i spasowałem. Musiałem to zrobić. Czekałem na to już tyle czasu. Odbiorę swoją nagrodę za te wszystkie lekcje. Pocałowałem ją. Nie w policzek czy szyję, a w usta. Początkowo dziewczyna się opierała, ale potem… Zaczęła odwzajemniać pocałunki. To było niesamowite. Czułem, że się stresowała i mocno się zastanawiała, czy postąpiła dobrze. Nie interesowało mnie teraz to, czy żałuje czy też nie. W końcu ją pocałowałem. Odniosłem zwycięstwo!
Po chwili długiej namiętności w krainie marzeń, przyszedł czas na rzeczywistość. Rose najwyraźniej zaczęła żałować, ponieważ odepchnęła mnie i powiedziała:

- Brad, odsuń się.
- Dlaczego, Rose? - zapytałem prawie zdesperowany. Nie mogłem znieść tego, że nasz pocałunek dobiegł końca.
- Nie mogę tak. Nie potrafię. Przed chwilą mówiłeś, że będziemy przyjaciółmi. Zostańmy przy tym. Tyle mi wystarczy. A poza tym... ranisz uczucia pewnej dziewczyny. Nie chcę jej nienawiści.
- Ale mi nie wystarczy i nie obchodzą mnie inne dziewczyny. - odpowiedziałem szybko. 
To prawda. Nie obchodzą mnie w tej chwili inni ludzie. Liczymy się tylko ja i ona. Nic więcej.
Zamilkłem. Rose stała ze mną na środku parkietu i zaczęła rozmyślać. Chciałem wiedzieć, co siedzi w jej głowie. Czemu się wszystkim przejmuje? Dlaczego nie może dać ponieść się chwili i oddać mi pocałunków? Dlaczego nie może być mniej dostępna? Zadawałem sobie te pytania, ale nie czekałem na odpowiedź. Dobrze wiedziałem, że jej nie otrzymam.

- Nie możemy tak. Wybieraj, albo przyjaźń, albo nic. Więcej Ci nie zaoferuję. Przykro mi. - wtedy mój świat runął.

Rose zostawiła mnie osłupiałego na środku sali. Wyszła środkowymi drzwiami, nie oglądając się za siebie.
Czasami żałowałem, że ją poznałem. Gdyby nie to, nie miałbym tylu problemów na głowie. Nie zastanawiałbym się, jak ją przekonać do siebie. Co zrobić, by była bardziej otwarta.
Nie mogłem stać jak głupek na środku parkietu, więc ruszyłem w stronę Jamesa, Ellie i Connora. Nie biegłem za Rose, bo wiedziałem, że dziewczyna musi sobie wszystko przemyśleć. Nie przejmowałem się. Podszedłem do stołu i wziąłem sobie krzesełko, na którym usiadłem. Przyjaciele żwawo rozmawiali o występie. Ellie jak zwykle wychwalała grę Jamesa. Jej słodkie słówka sprawiały, że chciało mi się rzygać.

- Coś Ty taki nie w sosie, stary? - zapytał Connor, szturchając mnie łokciem w ramię.
- Co nie w sosie?
- Ty... ty jesteś nie w sosie. - odpowiedział. - Co ci jest?
- Nic. - odparłem wymijająco.
- Uważaj, bo Ci uwierzę. - zaczął Connor. - A tak w ogóle, to gdzie jest Rose? Ostatni raz widziałem ją przed występem.
- Poszła się przewietrzyć. - skłamałem. Nie wiedziałem, gdzie jest Rose. Po prostu wyszła.
- Uhum. Czyli byłeś z nią przed chwilą, tak? - spytał blondyn.
- No tak, geniuszu. - odpowiedziałem nieco chamsko. Przez te całe zamieszanie z Rose straciłem humor.
- Co robiliście?
- Tańczyliśmy chwilę.
- Ou... czyli romantyczny taniec, tak? Przy Yellow Coldplay? - pokiwałem głową. - Nieźle. Daj sobie z nią spokój.
Spojrzałem na niego pytającym wzrokiem, oczekując odpowiedzi.
- Ona nie jest taka twarda, na jaką wygląda. A poza tym... możesz mieć każdą dziewczynę w tej sali. Czemu akurat uwziąłeś się na nią? Ona cię nie chce. - powiedział bez żadnych skrupułów.
- Dobrze wiedzieć. Gdyby mnie tak do końca nie chciała, to by się ze mną nie całowała, nie sądzisz?
- Masz na myśli ten Twój pocałunek na imprezie? Żenada.
- Nie. - odparłem stanowczo. - Całowaliśmy się podczas tańca.

Nasza konwersacja była podobna to tych, które prowadzą dziesięciolatki przechwalając się lub sprzeczając o coś. Nie widziałem sensu dalszej rozmowy, więc odszedłem. Impreza nie wydawała się być już taka fajna, na jaką się zapowiadała. Pożegnałem się z przyjaciółmi oraz Laurą i poszedłem do domu.

Po drodze myślałem o wszystkim. Zastanawiałem się, czy Rose była warta tego całego zachodu. Nasza sytuacja ciągle się komplikowała. Najpierw czujemy coś do siebie. Potem postanawiamy, że zostaniemy przyjaciółmi, a na sam koniec całujemy się. Nie jeden mędrzec nie wiedział by co na to wszystko poradzić. Jesteśmy dziwnymi ludźmi. Dzieli nas wiele różnic, ale i łączy wiele podobieństw. W Rose uwielbiam wszystko. Jej charakter, choć dość trudny do rozgryzienia, był świetny. Jej osobowość stanowiła zagadkę, którą z wielką chęcią chciałem rozwiązać. A jej wygląd? Marzenie… Myślę, że wiele dziewczyn chciało by tak wyglądać jak ona. Miała ładne ciało i figurę, nieco przypominającą gruszkę. Wąska góra i trochę szerszy dół. Wyglądała uroczo i kobieco. Miała także przecudowne wcięcie w tali. Po prostu ideał niejednego mężczyzny.

Wszedłem do domu i od razu udałem się do swojego pokoju. Miałem dość dzisiejszego dnia. Modliłem się w duchu, by weekend był lepszy, a sprawa z Rose się wyjaśniła raz na zawsze.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Kochani! Prosiliście mnie żebym nie zostawiała tak tego opowiadania.Napisałam dla Was ostatni rozdział.Mam nadzieje ,że Wam się podobał.Niebawem ruszę z drugą częścią CURLS.Nawet się cieszę ,że zakończyłam to na takim ,a nie innym momencie. Brakowało mi pomysłów,ale teraz...będzie dość ciekawie.Mam ogromną nadzieję,ze Wam przypadnie do gustu druga część. 
Cóż...na pewno będzie się dużo działo i będzie zamieszanie w życiu Rose. Pojawią się też nowe postaci oraz miejsca.
Także ten...do następnego! I nie smutajcie :*


ps: Zapraszam Was do zapoznania się z twórczością Małgosi,bo na prawdę warto. Nie pożałujecie! :D

Dziś (piątek) od godz. 17 do soboty organizujemy akcje na twitterze. Jeśli jesteście zainteresowani i chcielibyście aby The Vamps zawitało do Polski to pod każdym twitem dodawajcie hashtag ''  #WeNeedTheVampsInPoland  ''

czwartek, 5 czerwca 2014

WAŻNA NOTKA.

Kilka słów wyjaśnień.

 Od poniedziałku zaczęły dziać sie niemiłe rzeczy. Niektórzy czytelnicy opowiadań z The Vamps w roli głównej zaczęli na mnie naskakiwać, że niby to moje opowiadanie to jakaś podróba innego opowiadania. 
Chodzi mi o równie [a nawet bardziej ] popularne GOLDEN i PROMISE z Wattpada, użytkowniczki @Ansomia. 
 Zostało zarzucone mi, że niektóre sytuacje z Golden zostało przerzucone na Curls. Bardzo Was wszystkich za to przepraszam. Robiłam to nieświadomie i jest mi aż głupio z tego powodu.
 Z Małgosią [ autorką wyżej wymienionych opowiadań] rozmawiałam i mamy wszystko wyjaśnione. Nie ma między nami Broń Boże żadnego konfliktu,ani nic z tych rzeczy. Chcę, żebyście wiedzieli, że ona o wszystkim wie, żeby znów nie pojawiały się dziwne pytania i zarzucania skierowane do mnie w komentarzach lub na asku typu: Co powie na to autorka Goldena? 
 Postanowiłam, że zakończę pisanie CURLS na tym momencie. Nie chcę żeby ludzie dalej mi coś zarzucali. Chociaż... Ciężko mi się rozstać tak po prostu z Wami. To było by trochę nie fair tak uciec, bo wiem, że niektórzy naprawdę zżyli się z tym opowiadaniem jak i z jego postaciami. Chociażby taka Iza, której wiele zawdzięczam
. Możecie byc pewni, że już myślę nad drugą część CURLS. Akcja będzie się toczyła w zupełnie innym miejscu, nie będzie już tyle dramatów itd. Mam nadzieję, że mnie nie opuścicie.
 Całuję,Wiktoria.

niedziela, 1 czerwca 2014

14.''CHCĘ WIĘCEJ!''

 Radzę włączyć muzykę,aby wpaść w odpowiedni nastrój


{The Vamps - Shout about it}  
  
                                                ( Rose)

I’m so sorry I can’t stop myself from staring at you
When you’re tired and blue, my dear.
It’s just any reason that I get to be closer to you,
I wanna shout about it.
Woah, I wanna shout about it.

/

Bardzo przepraszam, nie mogę się powstrzymać od patrzenia na ciebie,
kiedy jesteś zmęczona i przygnębiona, moja droga.
To kolejny powód dla którego chcę być bliżej ciebie,
chcę o tym krzyczeć.

Światła reflektorów skierowane były jedynie na chłopców, co sprawiało, że na sali panował przemiły nastrój i półmrok. Scenografia była wyjęta niczym z hollywoodzkiej komedii romantycznej. Zakochane pary tańczyły razem, ciasno się do siebie przytulając. Inni patrzyli na nich z zazdrością. Brakowało im drugiej połówki, to normalne wśród licealnego społeczeństwa. Każdy każdemu czegoś zazdrościł. Różowe serduszka wycięte, przez szkolne koło taneczne, idealnie komponowały się na scenie, na której stali chłopcy. Cała sala pokryta była niewyobrażalnie wielką ilością różu. Rozglądając się po hali można by było pomyśleć, że nie jest to szkolne miejsce do ćwiczeń, a różowe królestwo pluszaków. Naprawdę
.
Głos Bradley'a był niesamowity, sprawiał, że moje serce miękło. Jego lekka chrypka powodowała u mnie dzikie fale gorąca, które sprzyjały pojawieniu się rumieńców. Onieśmielał mnie, po prostu. ''I’m so sorry I can’t stop myself from staring at you. When you’re tired and blue, my dear.'' Po tych dwóch wersach moje serce kołatało jak szalone. Miałam wrażenie, że Brad śpiewa to do jednej szczególnej osoby. Rozglądałam się na wszystkie strony, aby sprawdzić na kogo patrzy się Brad i wtedy... nasze spojrzenia się spotkały. To było niesamowite. Nagle wszyscy zniknęli. Był tylko cichy dźwięki gitar, perkusji i głos Brada. Byliśmy sami w naszym małym, intymnym, muzycznym świecie. Uczucia, które towarzyszyły mi wtedy, były nie do opisania. On to śpiewał do mnie.
W tamtej chwili już nic nie rozumiałam. Przecież to Laura była jego wybranką. To z nią przyszedł, a nie ze mną. To w niej był zakochany, a nie we mnie. Ludzie! Mam już dość. Bawimy się ciągle w kotka i myszkę. Niczym dzieci z przedszkola. Powinnam z nim porozmawiać. Ale... czy jest w ogóle o czym? Czy ja sobie czegoś nie ubzdurałam? Tyle pytań nasuwało mi się na myśl, ale nie miałam odwagi by wypowiedzieć je głośno.
Odwróciłam od niego wzrok .Nie mogłam dłużej patrzeć na jego ciemne oczy, patrzące na mnie z takim zaangażowaniem. Wstałam z ławki i odeszłam. Musiałam nabrać trochę świeżego powietrza. Postanowiłam przejść się po korytarzu. Nie zwracałam już na nic uwagi. Chciałam tylko pochodzić, nie myśląc o niczym konkretnym.
(Brad)

Shout About It i High Hopes to piosenki pisane z myślą o Rose. Miałem nadzieję, że się domyśliła wszystkiego i nie będę musiał już nic mówić.Chciałem żeby piosenki załatwiły wszystko. Bez sensu były te nasze podchody i niedomówienia. Pragnąłem wreszcie jej wykrzyczeć, jak cholernie się w niej zadurzyłem. Wzbudziła we mnie ogień i wierzyłem, że ja też jej się podobam. Jednakże miałem chwilę zwątpienia. Moment kiedy weszła roześmiana, trzymając się z Connorem za dłonie, sprawił jakbym poczuł w sercu milion igieł, które sprawiają okropny ból. Nie mogłem na nich patrzeć, to dla mnie zbyt wiele. Gdy podeszli pod scenę nie słuchałem ich, nie chciałem. Widocznie Connor i jego urok, który wybrała Rose był o wiele lepszy niż więź, którą z nią stworzyłem.
Kiedy skończyliśmy występ, razem z chłopakami podszedłem do Angie oraz dziewczyny James'a - Ellie. Brakowało mi tylko Rose. Zacząłem się rozglądać na prawo i lewo,wodząc wzrokiem po wszystkich dziewczynach, ale nie mogłem znaleźć tej jedynej.
- Poszła się przewietrzyć. Poszukaj jej na holu przy pucharach. - mruknęła cicho Angie do mojego ucha.
Posłałem jej wdzięczny uśmiech i odszedłem od grupki przyjaciół. Idąc słabo oświetlonym korytarzem, w myślach tworzyłem przemowę, którą chciałem wygłosić Rose. Musiałem jej w końcu wyznać to, co czuję. Inaczej pęknę. Zbyt wiele emocji się we mnie tłumi, niedługo nie będę w stanie ich w ogóle okazywać z powodu takiego przepychu. Skręciłem do holu i zobaczyłem ją. Stała tam i patrzyła na puchary z fascynacją wymalowaną na twarzy. Wyglądała wtedy tak pięknie. Była ubrana skromnie i uroczo. Wyróżniała się wśród przesadnie umalowanych dziewczyn. Była bardzo naturalna.
- Cześć. - powiedziałem cicho, aby jej nie wystraszyć.
- Ooo... hej. - powiedziała zaskoczona - przestraszyłeś mnie, Brad.
- Nie chciałem. - odparłem szczerze.
- Um... co tu właściwie robisz? Powinieneś być teraz z Laurą.
- A Ty z Connorem.
- Tak, to prawda. Skoro już skończyliście występować to pójdę do niego. - odparła lekko zmieszana.
Kurde, co ja robię? Nie mogę z nią rozmawiać w taki sposób. Dziewczyna chciała już odejść i pójść do przyjaciela, jednak jej w tym przeszkodziłem. Złapałem ją za nadgarstek i przysunąłem do siebie. Musiałem to zrobić. Nie było innego wyjścia.
- Czekaj.
- Brad, nie chcę Ci przeszkadzać z Laurą. Fajnie, że Ci się z nią układa. Przyszliście jako para i w ogóle... ale nie masz pojęcia, jak łamiesz serca innym dziewczynom. Tak mi szkoda Lily. Po prostu... ach. Szkoda gadać. Idź i ciesz się każdą chwilą z Laurą. - zmarszczyłem brwi, ze zdenerwowania i niewiedzy . Nie rozumiałem jej. Po raz kolejny wynikło jakieś pieprzone niedomówienie. - A i piosenka zarówno High Hopes i Shout About It były świetne. Ta dziewczyna, o której pisałeś musi być szczęściarą, mając takiego kogoś jak ciebie. Życzę Tobie i Laurze szczęścia. Tymczasem zmykam do Connora, pewnie się martwi.
- Co? Ty... ty myślisz, że ja i Laura... że jesteśmy razem i w ogóle?
- No a tak nie jest?
- Nie. Rose, jak mogłaś tak pomyśleć? - spytałem zdziwiony. - Przyszedłem tu z nią, ponieważ Laura jest mi bardzo bliska. Kiedyś się umawialiśmy, ale nam nie wyszło,więc teraz jest przyjaźń, a przyszedłem tu z nią tylko dlatego, że mnie zaprosiła. Gdybym mógł poszedł bym z tobą.
- Ja już nic nie rozumiem. - odparła i usiadła na jednej z szkolnych ławek, na której zazwyczaj uczniowie siadali podczas przerw.
- Ja też Rose, ja też.
- W takim razie wytłumacz mi proszę jedną rzecz. Przyszedłeś tu z Laurą, ponieważ Cię poprosiła,ok, wszystko rozumiem. Ale do kogo śpiewałeś tą piosenkę, wiesz, o tym sercu, że jest takie oschłe i zimne. O tym, że nie możesz patrzeć, jak ten ktoś jest smutny... jestem ciekawa.
- Wiem, że jesteś ciekawa. Zdążyłem zauważyć to w ciągu tych dwóch miesięcy. - odparłem radośnie. - Naprawdę nie domyślasz się, o kim były te piosenki?
- Nie. - pokiwała przecząco głową, robiąc przy tym śmieszną minę.
- O Tobie. - odparłem.
Nastała głucha cisza. Nigdy wcześniej nie czułem się tak zażenowany jak teraz. Cała ta moja głupia odwaga rozprysła się na wszystkie strony. Nie potrafiłem już spojrzeć w oczy Rose. Jej reakcja na moje słowa była... spokojna. Dziewczyna lekko się spięła, ale nadal milczała. Nie wiedziałem, czy powinienem coś powiedzieć, więc czekałem na nią.
- Um... - westchnęła dziewczyna - Nie wiem jak się zachować w takiej sytuacji. W książkach, które czytam zazwyczaj bohaterowie po takiej rozmowie padają w sobie ramiona i się całują.
- To fajne książki czytasz. - odparłem równie zakłopotany co dziewczyna.
- Wiem. - uśmiechnęła się. - Um... Brad, pisząc te słowa miałeś na myśli mnie tak? - pokiwałem jej głową z aprobatą, więc dziewczyna zaczęła kontynuować.- Naprawdę Ci na mnie zależy? Te wszystkie zapewnienia o bliskości, o tym, że chciałbyś być blisko...
- Tak. - po raz pierwszy poczułem jak moje poliki robią się czerwone.
- To słodkie. - powiedziała.
- Rose. Po prostu... ja nie umiem mówić takich rzeczy, jestem w tym słaby. Dlatego napisałem piosenkę. Ona była w całości poświęcona tobie. High Hopes była napisana przez całą czwórkę, jednak Shout About It napisałem sam, wtedy kiedy zobaczyłem cię taką smutną podczas pierwszego spotkania, gdy stroiliśmy halę.
- To miłe,dzięki.
- Teraz wiesz już co czuję. Jeśli chcesz, jeśli... twierdzisz, że jest za wcześnie, to ja zaczekam. Lubię Cię bardzo. Chcę być Twoim najlepszym przyjacielem. Chcę spędzać z tobą czas, śmiać się, uczyć.Chcę być blisko.
- Dobrze. - powiedziała po chwili zastanowienia.
- Co dobrze?
- Zostańmy na razie przy przyjaźni, okej? Chcę takiego przyjaciela jak ty. Jesteś uroczy, Brad.
- Cudownie. - odpowiedziałem uradowany. Sam fakt, że Rose chce być moją przyjaciółką był niesamowity. Nadal miałem szansę ją w sobie rozkochać.
To był mój najnowszy cel. Muszę rozkochać w sobie Rose. Chcę, by była moja drugą połówką - moją Rose.
(Rose)     

Po tym wyznaniu Brada czułam się oszołomiona. Nie wiedziałam, co mam robić, ani mówić, więc przystałam na przyjaźń. Nie wiem, może z czasem się w nim zakocham, ale teraz ważna była ta chwila. Chciałam się dobrze bawić i zapomnieć o wszystkim. Wzięłam dłoń Bradleya i ruszyłam w stronę wejścia na salę.
- Skoro już tu jesteśmy to może zatańczysz ze mną? - zapytał ochoczo Brad.
- Nie. - odparłam szybko.
- Dlaczego nie?
- Nie potrafię.
- Nauczę Cię. Chodź, nie daj się prosić. - powiedział chłopak, po czym spojrzał na mnie swoimi ciemnymi oczami w taki sposób, że nogi się pode mną ugięły.
Po tym jak The Vamps skończyło grać, muzyką zajął się miejscowy DJ - Josh. Jako iż to był romantyczny wieczór, nie mogło zabraknąć na playliście wolnych i smutnych piosenek. Właśnie jedną z nich zaczął puszczać. Był to utwór Coldplay. Poznałam po głosie wokalisty, jednak nie pamiętałam tytułu. Uśmiechnęłam się do Bradleya, prosząc niemo, aby się nie śmiał. Chłopak wziął moją rękę i położył sobie na ramieniu, natomiast z drugą obszedł się w podobny sposób. W końcu Brad owinął moją talię swoimi dłońmi i przysunął nasze ciała tak blisko, jakbyśmy byli zakochaną parą. Pozycja nie była komfortowa, jednak dotyk chłopaka sprawiał, że cały dyskomfort znikał. Czułam się wtedy jak w niebie. Już po raz kolejny podczas tego wieczoru, zniknęli wszyscy z wyjątkiem mnie, Brada i muzyki.
Atmosfera była wtedy napięta. Widziałam, że Brad także się denerwuje. Nasza bliskość była podejrzana. O ile wiem przyjaciele, nawet ci najbliżsi, tak się nie zachowują. Melodia stała się wolniejsza i bardziej nużąca. Przez cały taniec patrzyliśmy sobie głęboko w oczy i poczułam to, nagły impuls. Chciałam go pocałować.
Wydawałoby się to niemożliwe, ale w tamtej chwili chłopak musiał poczuć to samo. Przybliżył się jeszcze bardziej i z uśmiechem wymalowanym na ustach pocałował mnie lekko w kącik ust.
ZA MAŁO! - krzyczała moja podświadomość. - CHCĘ WIĘCEJ!
Wtedy... poczułam jego gorący oddech na mojej szyi, a następnie mokre ślady pozostawione przez jego malinowe usta. Odchyliłam lekko głowę, aby miał lepszy dostęp. Po chwili jego usta kreśliły kręte wzory na mojej skórze. Nie mogłam wytrzymać już tego napięcia. Chłopak najwidoczniej to poczuł i zaczął się zbliżać do moich ust. To było moje pierwsze miłosne przeżycie. Byłam zestresowana, nie miałam pojęcia co zrobić. Wiedziałam, że Bradley jest już doświadczony w tych sprawach i nie chciałam się ośmieszyć. Chłopak musnął moje wargi. Rozchyliłam je i zaczęłam oddawać pocałunki, będąc bardzo zaangażowana. W takiej chwili nie powinno się myśleć jak się to robi i czy dobrze. Powinniśmy się oddać chwili. To ona miała nas przeprowadzić przez to doświadczenie.
W końcu oderwałam się od chłopaka. Miałam swoje granice. Przed chwilą oświadczaliśmy, że będziemy tylko przyjaciółmi, a on zaczął mnie całować. Nie wiem co się ze mną dzieje. Chyba dopiero teraz zaczęłam dojrzewać emocjonalnie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapewne rozpłynęłyście się po tym rozdziale :) Ale...tracę wenę i nie wiem czy powróci.Nie mam pomysłów na ich dalsze losy,dlatego jak coś Wam wpadnie do głowy to szybko piszcie na ASKA! 
Zapraszam na fp jednej z czytelniczek :
https://www.facebook.com/thevampsisthebest#_=_