piątek, 26 września 2014

[2] Rozdział 17. ''To tylko Londyn''


Notka pod rozdziałem,proszę się z nią zapoznać xx
ps.przepraszam za dziwny układ tekstu 

  (Tristan)

 Przeprowadzka do Londynu to numer jeden na mojej liście do zrobienia. Wyciągnąłem dwie duże walizki i zacząłem się pakować. Wyjmowałem z szafki koszulki, spodnie i bielizny, gdy domykałem pierwszą z walizek do pokoju weszła Rose.
    Widziałem, że także przeżywa moją wyprowadzkę. Od zawsze trzymaliśmy się razem, a teraz nagle oboje się wyprowadzamy. Całe szczęście, że Stevenage jest tylko pół godziny drogi od Londynu, więc będziemy mogli ją odwiedzać, aby nie czuła się samotna.
    Siostra podeszła do drugiej walizki i zaczęła wkładać do niej wcześniej przygotowane rzeczy. Odgarnęła włosy z czoła i spojrzała na mnie.


- Smutno.


- Tak trochę.. - podrapałem się z tyłu po karku. Sytuacja była trochę niezręczna, a ja nie miałem pojęcia co zrobić. Wtedy Rose rzuciła niedbale jakieś koszulki na łóżko,podbiegła i wtuliła się we mnie.


- Będę tak cholernie tęskniła. - odparła ściskając mnie jeszcze bardziej.


- Rose, głowa do góry. To tylko Londyn - potarłem lekko dłonią jej plecy.


- O której wyjeżdżacie? - zapytała.


- O ósmej. Chcemy dotrzeć na miejsce na dziesiątą.


- Czym jedziecie?


- Straszy brat Angie ma nas zawieść.  – odpowiedziałem lekko się uśmiechając na samą myśl o Angie.


- To mieszkanie jest ładne? Macie jakiś ciekawy widok?


- Tak, nawet tak. - odparłem. -  Mieszkamy na samej górze kamienicy. Jest całkiem całkiem.


- Jak już się wprowadzicie to wbijamy do was z Bradem.


- Jasne. Um.. Rose? - zacząłem się zastanawiać na głos – Co jest pomiędzy Wami?


- A co ma być? - spytała speszona.


- No nie zachowujecie się jak typowi przyjaciele.


- Wydaje ci się.


- Ta, na pewno.  To pewnie przyśnił mi się pocałunek na walentynki, spanie razem i tak dalej.


- Oj cicho. - dziewczyna machnęła ręką - Jesteśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi.


    Resztę wieczoru spędziliśmy razem na rozmowach i wspólnym oglądaniu telewizji. Nie poruszałem już tematu Brada, bo widziałem ,że Rose
czuła się wtedy niekomfortowo.
    Nadal nie wiem co ich łączy i szczerze mówiąc jestem zagubiony tak samo jak Angie, która nie rozmawia z Rose odkąd tamta wróciła ze szpitala.
   
Wiele razy chciałem je ze sobą pogodzić, jednak Angie unikała jakichkolwiek kontaktów z moją siostrą. Stwierdziła, że Rose jest na tyle mądra aby sama przyjść i zacząć rozmowę, a ja nie jestem w ogole w tej sprawie potrzebny. Wzruszyłem wtedy tylko ramionami i nie rozgrzebywałem tematu. Będą chciały to się pogodzą. A poza tym, jeśli Rose ma ochotę przyjechać do nas do mieszkania, to znaczy, że są na dobrej drodze do przeprosin.


- Tris, a co z The Vamps? - zapytałam, gdy na Comedy Central skończył się ostatni odcinek piątego sezonu Jak poznałem waszą matkę.


- A co ma być? Nadal działamy. Covery są nagrywane, spotkania z Joe się odbywają, jesteśmy na dobrej drodze.


- Ale chłopaki będą do ciebie dojeżdżać, czy jak?


- Nie, ja będę przyjeżdżał tutaj, tak samo jak James. Nie ma
sensu przewozić perkusji i gitar aż do Londynu. Nie byłoby na nie miejsca.


- Och ,rozumiem. – uśmiechnęła się i powróciła do wgapiania w telewizor.


 *  *  *
(Rose)


    Powoli moja irytacja rośnie do kolosalnych rozmiarów.Wszyscy, dosłownie wszyscy pytają mnie o Brada. ‘’Jak tam z Bradem? Co was
łączy?’’ Czy oni nie mają własnego życia? Nie mogą zająć się sobą, tylko zawracają mi głowę głupimi pytaniami na które nawet nie znam odpowiedzi? Zbywam ich żałosnym ‘’nie wiem, przyjaźń?’’ i wracam do siebie do pokoju. Rozumiem, są ciekawi,ale pytanie mnie co jest po każdym wspólnym spotkaniu jest trochę niefajne.
    Mama ciągle patrzy na mnie badawczym wzrokiem, dopytuje o mało istotne rzeczy i wiecznie o czymś myśli. Mam dość ich wszystkich i najchętniej pojechałabym już do Stevenage. Miałabym tam przynajmniej spokój.
     Z resztą jestem bardzo ciekawa jak to jest mieszkać w innym
mieście, bo w Dover jestem od dziecka. Chciałabym też się usamodzielnić. Myślę, że ta sześciomiesięczna przeprowadzka dobrze mi zrobi i będę miała niezły trening przed wyjazdem na studia.
    Zastanawiam się też nad tym jak Angie z Tristanem urządzą swoje mieszkanie.  Być może dziewczyna puści wodzę fantazji i urządzi je w jakiś szalony, hipisowski sposób lub
postawi na zwyczajność i prostotę . Po tak nieobliczalnej osobie
można się spodziewać dosłownie wszystkiego.
   
Kiedy pojedziemy już do Londynu, będę chciała z nią porozmawiać. Denerwuje mnie to, kiedy przychodzi do domu i specjalnie mnie unika. Chciałam ją przeprosić i podchodziłam do tego wielokrotnie, jednak zawsze wycofywałam się w ostatniej chwili. Uznałam, że moje przeprosiny to
puste słowa, a argumenty, których chciałabym użyć, są głupie.

                                                 (Angie)


- Proszę,o to są kluczyki do waszego mieszkania. W razie jakichkolwiek problemów proszę do mnie dzwonić. Myślę, że sąsiedzi są dobrzy i nie będą Wam przeszkadzać,a wy oczywiście im.


- Dziękujemy panie Johanson. – potaknęłam, kiedy właściciel oddał nam kluczyki.


- Czynsz raz na dwa miesiące. Numer zostawiłem na lodówce.


- Dobrze,do widzenia.- odpowiedział Tristan i zamknął za mężczyzną drzwi.- Kochanie ,jesteśmy na swoim.


    Chłopak podszedł do mnie i zaczął obejmować mnie, kładąc swoją głowę na moje ramię. Trwaliśmy w uścisku przez dłuższą chwilę. Było mi przyjemnie i czułam się beztrosko. W ramionach Tristana byłam bezpieczna. Chłopak był opiekuńczy i wiedziałam ,że dobrze wybrałam wiążąc się z nim. Więź jaką utworzyliśmy jest wspaniała i nigdy nie będę żałowała tego ,że poznałam Trisa. Ten chłopak daje mi szczęście, poczucie bezpieczeństwa i miłość.
    Zrezygnowałam dla niego z jednej z lepszych uczelni w kraju, jednak teraz wiem, że nie popełniłam błędu. Nie wyobrażam sobie życia bez niego,a co gorsza rozłąka mogła by nas zniszczyć,dlatego cieszę się ,ze jesteśmy w Londynie obydwoje.  Będziemy się wspierać,kochać i wzajemnie sobie pomagać.
    W końcu oderwaliśmy się od siebie ,więc omiotłam wzrokiem po raz kolejny nasze mieszkanko. Jest  dwupokojowe z małym aneksem kuchennym oraz łazienką. Myślę,że jest
idealne i o ile czynsz się nie zwiększy to zostaniemy tutaj na dłużej niż kilka miesięcy.
    Nasz własny,mały świat był już urządzony, jednak nie podobało mi się to  w jakim stylu się
prezentuje. Chciałam wprowadzić kilka zmian. Nie przypadła mi do gustu szara kanapa oraz zimne kolory,które tu przeważały. Chciałabym nieco odświeżyć kilka miejsc dopóki nie rozpocznie się
rok studencki.
    Planuję pomalować ściany na nieco żywsze kolory i wprowadzić kilka zmian w wystroju. Chcę dokupić więcej kwiatów i kilka dodatków,aby mieszkanie nie było ponure i tętniło życiem. Chcę aby miało swój charakter.


- Zaniosę nasze walizki do drugiego pokoju,co o tym myślisz? - zapytał Tristan,kiedy ja zastanawiałam się nad małym remontem.

- Tak,tak.- machnęłam ręką będąc zamyślona.Chłopak wzruszył ramionami i zaczął przenosić moje walizki z jednego do drugiego - nieco mniejszego - pokoju.


- Tris,zróbmy sobie w tym pokoju sypialnię. – powiedziałam,wchodząc do pomieszczenia, kiedy chłopak trudził się z moją ciężką walizką.


- Problem w tym, że tu jest jedno łóżko. - odezwał się Tristan.


- A to miałeś zamiar spać sam, beze mnie? - zapytałam zdziwiona


- Ja mógłbym spać z tobą wszędzie, ale twój tata ma do mnie wąty, kiedy nocuję u ciebie.


- Tris, jesteśmy dorośli. Mojemu tacie nigdy nic nie pasuje.A poza tym on i tak nie wie ile niegrzecznych rzeczy robimy razem. - podeszłam do Tristana i pocałowałam go w usta lekko, lecz namiętnie.


- No tak ,ale nie chcę się narażać przyszłemu teściowi.


- Teściowi? - zapytałam zdziwiona.


- Tak. - chłopak pokazał dwa rzędy zębów i mnie objął.


- Dobra,dość tych czułości. - wyswobodziłam się z objęć Tristana i podeszłam do walizek. - Musimy wziąć się do roboty,skoro za kilka dni chce przyjechać tutaj Brad i Rose.


- Yhym, idę po swoje walizki.Za chwilę wracam.


    Kiedy Tristan poszedł po swoje bagaże, otworzyłam walizkę i zaczęłam wypakowywać wszystko na duże łózko. Podeszłam do szafy, która stała naprzeciwko  łóżka i była tak duża, że
zajmowała powierzchnie całej ściany.
    W duchu modliłam się o to, aby wszystkie nasze ubrania zmieściły się do niej. Widziałam , że Tristan także zabrał niemałą kolekcje ubrań i bałam się ,ze nie wszystko zmieści się do szafy. Zaczęłam więc oddzielać ubrania na zimę, które pozostawiłam w walizce, którą zaraz po tym
schowałam pod łóżko.
    Sukienki, marynarki i kilka koszul powiesiłam na wieszaki,a koszulki,spodnie i szorty pozostawiłam złożone i położyłam je na półkach,które były zamontowane we wnętrzu szafy.
    Kiedy Tris przyszedł ze swoimi bagażami, oddzieliłam jego ciepłe ubrania od pozostałych i tak jak ze swoimi,pozostawiłam w walizce , którą upchnęłam pod łóżko. Na szczęście Tristan nie brał zbyt wiele ubrań jak mogło się wydawać, więc bez problemu zmieściliśmy wszystko do szafy, w której
pozostało jeszcze trochę luzu na nowe ciuchy.
    Zabrałam ze sobą kilka pamiątek ,więc wyjęłam je i zaczęłam się zastanawiać gdzie je umieścić. Pomyślałam,że  pomogą one nadać nowy wystrój w naszej salono - kuchni. Kilka wspólnych zdjęć z Tristanem postawiłam na komodzie ,nad którą wisiał mały telewizor plazmowy. Na szafkę obok mahoniowego biurka,postawiłam kilka książek ,których nie zdążyłam przeczytać w Dover. Wyjęłam
też swoją kosmetyczkę i szkatułkę z biżuterią,którą  postawiłam w naszej sypialni, na białej
toaletce .
    Na czarny wieszak przy wejściu zawiesiłam nasze jesienne kurtki oraz kilka czapek i ulubiony kapelusz Tristana. Chłopak wyjął od siebie naczynia,które kupiła nam w prezencie jego mama. Schował je do szafki nad zlewem ,po czym zaczął wypakowywać resztę swoich rzeczy przywiezionych z domu.
    Mieszkanie nabierało kolorów, a ja byłam z siebie zadowolona. Mam odłożone trochę pieniędzy ,więc jutro odwiedzę kilka sklepów z wyposażeniem wnętrz i dokupię coś kolorowego.
    Zrobiliśmy się głodni ,więc postanowiliśmy iść do supermarketu, który znajdował się ulicę stąd i kupić coś sensownego do zjedzenia na obiado - kolację.


                                              *   *   *
                                                                   (Brad)


- Masz bilety? - spytała nerwowo Rose, kiedy
weszliśmy na peron.

- Tak, mam.

- A jesteś pewien, że znajdujemy się na dobrym peronie?

- Do cholery Rose, co się z Tobą dzieje? Jedziesz pierwszy raz sama pociągiem?

- Może.. - odparła wymijająco

- Nie.. Niemożliwe - pokręciłem głową szczerze zdumiony

- Czy to takie dziwne?

- Masz osiemnaście lat, halo. - pomachałem dłonią przed jej twarzą.

- Dobra, skończ już Wiem, że jestem dziwna, ale nie wymyślaj.

- Okej okej  - pokazałem gestem, że się poddaję.


    Pociąg do Londynu miał przyjechać za kilkanaście minut. Zrozpaczona Rose nie wiedziała co ze sobą zrobić przez ten czas i gołym okiem można było zauważyć jak dziewczyna się denerwuje. Pocierała spocone dłonie o swoje uda, a następnie przysuwała dłoń do ust i zaczynała skubać paznokcie.
    Zaśmiałem się w duchu z jej przerażenia i spojrzałem jeszcze raz na duży zegar wiszący przy suficie na peronie.
    Pojazd przyjechał według planu, bez opóźnień, więc wziąłem swój mały bagaż, a następnie podszedłem do Rose i zabrałem jej torbę.Chwilę potem byliśmy już w pociągu, który swoją drogą był mały i nieco zatłoczony.
    W każdym przedziale do którego zaglądaliśmy nie było wolnych miejsc, a kiedy już jakieś znaleźliśmy - było pojedyncze.
     Postanowiliśmy przejść się po drugim wagonie  i tam sprawdzić czy jest coś wolnego.Weszliśmy do ośmioosobowego przedziału, w którym siedziała starsza pani z jak przypuszczam wnuczką.
     Zapytaliśmy grzecznie czy miejsca koło nich są zajęte, jednak one odparły, że
nie. Zajęliśmy więc miejsca. Rose usiadła przy oknie, a ja zaraz obok niej. W przedziale było nieprzyjemnie cicho i lekko niezręcznie.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Eghem i znowu robi się nie przyjemnie...Znowu powtarzamy to co na początku. Powiadamiam o rozdziałach ponad 70 osób,bloga obserwuje 57, a komentuje tylko garstka. To naprawdę nie jest fajne, bo ja się produkuję ,a Wy tego nawet nie uszanujecie, co po niektórzy, oczywiście. Zamiast spędzić ostatni tydzień wakacji ze znajomymi to ja siedziałam jak głupia w domu i pisałam dla was ostatnie rozdziały,a Wy ? Oh ,czasami mam dość tego. Bo jest 47 kom,potem nagle robi się 20 pare. To mocno wkurza, serio.

Ale dość już tych gadek szmatek. Przybywam z nowym opowiadaniem o Bradley'u! Będzie to coś nowego i dla mnie i dla was. O szczegółach wkrótce.

Kocham Was xx

Do następnego kochani! :*
Wpadajcie tu 3 października :D

piątek, 19 września 2014

[2] Rozdział 16. ''Nic Ci nie jest?''


 (Brad)


   Zdecydowanie nie tak miała wyglądać nasza rozmowa. Miałem nadzieję, że powie mi o wszystkim i o tym co do mnie czuje, jednak ona wspomniała tylko o wyjeździe. Jestem jeszcze w stanie pogodzić się z tą myślą, że stracę Rosalie na pół roku.  Jednak to ciągłe ukrywanie uczuć już mnie przytłacza. Otwieram się przed nią,mówię jej co do niej czuję,a ona tylko potakuje i jakby zamyka się w sobie jeszcze bardziej.
   Przyjaźnimy się już ponad sześć miesięcy, a ja nadal nie dowiedziałem się dlaczego Rose zachowuje się tak dziwnie względem ludzi. Wiem tylko, że ktoś ją skrzywdził w dzieciństwie. Mimo wszystko uważam ,że Rose nie powinna być taka oschła i powinna mówić o swoich uczuciach. To ułatwiłoby sprawę. Ona jednak coś ukrywa, boi się czegoś. A ja nie spocznę póki się tego nie dowiem.  Choćbyśmy nigdy nie byli razem – chcę to wiedzieć.
    Weszła do mojego pokoju w spodniach Natalie, cały czas mając na sobie moją koszulkę. Uśmiechnąłem się pod nosem i wstałem z łóżka.  Zabrałem portfel po drodze, po czym zeszliśmy na dół. Ubraliśmy szybko swoje buty, wzięliśmy duży, czarny parasol i wyszliśmy na ganek.
   Na zewnątrz panowała niezbyt ładna pogoda. Deszcz nadal padał, a wycieraczki w samochodach nie nadążały w przecieraniu szyb. Otworzyłem drzwi samochodu po stronie pasażera, na co dziewczyna ładnie się ukłoniła i weszła do środka. Obszedłem auto ,złożyłem parasol ,rzuciłem go na tylne siedzenie i usiadłem za kierownicą
.
-Ta pogoda jest do dupy.-westchnąłem, wkładając kluczyki do stacyjki.

-Coś Ty, deszcz jest super! –powiedziała z entuzjazmem dziewczyna.

-Żartujesz sobie ze mnie?!

-Po tylu latach mieszkania w Anglii powinieneś się przyzwyczaić. Deszcz jest piękny na swój sposób. Zawsze przesiaduję ulewę na ganku ,owinięta w koc z kubkiem gorącej herbaty w ręku. Wtedy jest tak magicznie.

-Niesamowite.-odparłem.

-Co?-spytała zdziwiona.

-Ty.-odpowiedziałem.-Potrafisz we wszystkim widzieć plusy. Ja chyba nigdy nie zrozumiem magii w deszczu. Dla mnie to tylko zwykła woda lecąca z chmur. Uprzykrza życie i tyle.

-Jesteś człowiekiem bez wyobraźni.

-Nie obrażaj mnie.-powiedziałem lekko szturchając ją w ramie.

-Kiedyś Ci coś pokażę.

-Co takiego?-zapytałem i spojrzałem w jej oczy. Dziewczyna zrobiła zdziwioną minę. Spojrzała na jezdnię, powędrowałem wzrokiem tam gdzie ona i zobaczyłem psa, który stał na drodze, patrząc centralnie na nasz samochód. Otworzyłem szeroko oczy z przerażenia. Szybko wymanewrowałem kierownicą sprawiając ,że z opon wydał się pisk. Ominąłem psa w bezpiecznej odległości i zatrzymałem się na poboczu. To było szalone i niebezpieczne. O mało nie potrąciłem bezbronnego stworzenia.

-O matko, Brad. Nic ci nie jest?-zapytała przejęta Rose, widząc w jak wielkim znajduję się szoku.

-N-nie w-wiem.-zacząłem dukać.-Prawie przejechałem tego psa,nie mogę w to uwierzyć.

-Ciii..spokojnie Bradzio, spokojnie…-powiedziała, lekko dotykając mojego ramienia.

-Dasz mi  chwilę?-zapytałem.

-T-tak, jasne.-powiedziała cicho i zabrała rękę z mojego ramienia.

   To było dla mnie trudne.  Psy to najlepsze zwierzęta pod słońcem, które znaczą dla mnie naprawdę dużo.  Jesse jest moją przyjaciółką odkąd pamiętam. To z nią się wychowywałem, z nią przeprowadziłem się z Birmingham. Zawsze towarzyszy mi w trudnych chwilach i choć nie da mi dobrej rady to lubię się jej wygadać. Nie mogę znieść myśli, że ten pies był także czyimś przyjacielem, którego kochała cała rodzina. A ja, głupek, zabiłbym go ,ponieważ zachciało mi się patrzeć w piękne tęczówki Rose. Co za ironia! Miałem ochotę kopnąć się w czuły punkt za swoją głupotę.

-Już w porządku?-zapytała Rose, przerywając dłuższą ciszę, która panowała w aucie.

-Tak.-uśmiechnąłem się  niemrawo – Możemy jechać dalej.

-Może ja poprowadzę dalej?-zaproponowała.

-Przecież nie masz prawa jazdy.

-No ale..-zaczęła.

-Uspokój się, jest dobrze.-opowiedziałem lekko podnosząc głos.

-Dobra, nie było tematu.-obruszyła się i zaczęła wgapiać w boczną szybę.

   Westchnąłem tylko, włożyłem klucz to stacyjki , po czym ruszyłem w stronę Nando’s. Drogę przebyliśmy w kompletnej ciszy. Samochód wypełniał jedynie stłumiony dźwięk jakiejś kiepskiej popowej piosenki puszczanej w radio.




*  *  *
(Rose)

-Dobra, nie dąsaj się tak na mnie.-powiedział Brad, kładąc głowę na moim ramieniu i przytulając mnie od tyłu.

   Deszcz przestał już padać,a my staliśmy przy wysokim blacie restauracji, zastanawiając się nad tym co zamówić. Dłonie Bradley'a oplotły mnie w biodrach, a ciężka głowa chłopaka zaczęła mi ciążyć sprawiając, że ramię stawało się obolałe.


-Nie klej się tak do mnie.-odpowiedziałam, zrzucając jego głowę i ręce ze swojego ciała.- Ludzie pomyślą, że jesteśmy razem
.
-Niezbyt mnie to obchodzi.-mruknął podchodząc bliżej blatu.

-To co zamawiamy?-zapytałam.

-Jadłaś te nowe skrzydełka?

-Nie, kiedy je dodali do menu?

-Jakoś tydzień temu chyba, albo cztery dni temu. Nie pamiętam dobrze.- powiedział niezdecydowany.

-Boże, ty tu przychodzisz codziennie?

-Możliwe, ale to nie ja jestem wiecznie głodny tylko twój brat, który ciągle narzeka na zielone zupki.

-Wiedziałam ,że coś ukrywa!-prawie wykrzyknęłam, a ludzie siedzący niedaleko nas zaczęli się przyglądać.

-Coś pani podać?-zapytał przystojny chłopak w czerwonej koszulce z napisem NANDO’S.

-Um..-zaczęłam się zastanawiać, ale wzrok chłopaka zaczął mnie świdrować, aż się zarumieniłam. Nie miałam głowy do zamówienia, więc poprosiłam o małą porcję tych nowych skrzydełek i frytek z surówką.

-ughym.-odchrząknął Bradley,zwracając przy tym uwagę chłopaka na siebie.-poproszę to samo, tylko większą porcję.

-Dobrze, zaraz przyniosę.-wręczył Bradleyowi karteczkę z jakimś numerkiem i odszedł w stronę kuchni.

-Nie podoba mi się ten chłopak.

-Czemu?-zapytałam uśmiechając się na same wspomnienie miny zazdrosnego Brada.

-On chciał Cię zjeść.

-Napisz skargę do kierownika pt.KELNER CHCIAŁ ZJEŚĆ KLIENTKĘ.

-Wywalili by go od razu.-powiedział poważnie.

-Oj, przestań.-zaśmiałam się dźwięcznie. – Chodźmy na taras. Jest takie fajne powietrze.

-Nie, proszę.-zaczął błagać –Nie chcę jeść na dworze. Chodźmy do tamtego boxu.-wskazał palcem na czerwoną kanapę stojącą z tyłu knajpy.


   Nasza obiado-kolacja przebiegła pomyślnie. Brad powymieniał się dziwnymi, nieodgadnionymi spojrzeniami z kelnerem i wyszliśmy. Chciało mi się śmiać z całej tej sytuacji. Kiedy Brad był zazdrosny o najmniejsze spojrzenie, które posłałam do kelnera robił się czerwony i marszczył zabawnie nosek. Patrzyłam wtedy na niego z politowaniem i wybuchałam śmiechem.
   Kiedy wyszliśmy z Nando’s Brad chciał odwieść mnie do domu. Nie miałam ochoty tam wracać i znowu czuć się jak jajko. Gdy był przy mnie przyjaciel, nie musiałam się niczym przejmować. Rodzice nie byli za plecami. Nie mówili mi co mam jeść,a czego nie.
   Wsiedliśmy do samochodu i zaczęliśmy jeździć bez celu po ulicach Dover, które powoli kładło się spać. Z radia rozbrzmiewała stara piosenka Maroon 5 'She Will Be Loved', do której Brad zaczął cicho nucić refren pod nosem.  Podobał mi się jego głos ,więc poprosiłam aby śpiewał głośniej, lecz on zaprzestał i spojrzał na mnie smutny.
   Nagła zmiana nastroju chłopaka nieco mnie zdziwiła, ale przemilczałam ją. Spojrzałam na obraz za szybą i zaczęłam przyglądać się przechodniom. Zakochane pary trzymające się za ręce szeptały sobie czułe słówka, dzieci z rodzicami wracały z nadmorskiego placu zabaw, samotne wdowy wyprowadzały na spacer swoje pupile, a młodzi mężczyźni uprawiali wieczorny jogging. Spojrzałam na Brada jadącego w skupieniu, w nieznanym mi kierunku. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy przyłapał mnie na wgapianiu się w jego twarz.

-Zrób zdjęcie,starczy na dłużej.-odpowiedział.

-Wystarczy mi twój instagram.-odparowałam wystawiając język.

-Przynajmniej coś dodaję, nie to co ty.

-Nie ciągnie mnie do tego.-odpowiedziałam wprost.-Wiesz, że Tristan i Angie pojechali dzisiaj szukać mieszkania?

-Taa, wspominał coś.

-Ciekawe czy znaleźli coś sensownego..-zaczęłam zastanawiać się na głos.

-A nie sądzisz, że oni się strasznie śpieszą? Poznali się dopiero pół roku temu, tak jak my.

-Jeśli porównujesz ich do nas to jest to złe. Nasze tępo jest żółwie.

-Oj tak.-zaśmiał się.-Ale nie o to mi chodzi. Są ze sobą sześć miesięcy, a chcą już razem mieszkać.

-Myślę, że się kochają. Zresztą Angie i tak już jest jak rodzina. Albo ona jest ciągle u nas w domu, albo on u niej. Jestem ciekawa co oni robią przez tyle czasu razem.

-Na pewno nie rozmawiają o deszczu –zaśmiał się Bradley, ale kiedy doszedł do mnie sens jego słów, uderzyłam go w ramię.

-Nie, nie mów takich rzeczy.-obruszyłam się, na co chłopak pokazał zęby.

-Są sześć miesięcy ze sobą, na pewno się pieprzyli.

-Przestań . –powiedziałam rumieniąc się. –Ej, Brad?

-No?

-Jeśli znajdą te mieszkanie to moglibyśmy do nich pojechać. Pomożemy w urządzeniu czy coś.

-Jasne, czemu nie? Jestem otwarty na wszelkie propozycje z twojej strony.

-Dobrze wiedzieć.-uśmiechnęłam się.

-Dobra,a teraz zawiozę Cię do domu, bo twoja mama się na mnie obrazi,a ja nie chcę się jej narażać. Niech ma kobieta o mnie dobre zdanie.

   Uśmiechnęłam się tylko i czekałam aż Bradley podwiezie mnie do domu. Na dworze zrobiło się już ciemno, a deszcz zaczął znowu padać. Pożyczyłam parasol od chłopaka, wysiadłam z auta i podbiegłam prędko pod drzwi na ganek. Brad pomachał mi przez szybę i odjechał w stronę swojego domu.
   Zamknęłam parasolkę, powiesiłam ją na balustradzie, aby krople deszczu mogły swobodnie opaść na drewnianą podłogę. Otworzyłam drzwi, zdjęłam buty i udałam się do kuchni. Na parterze nie było nikogo, ponieważ panowała cisza. Zawołałam Trisa, ale nikt nie odpowiedział. Dopiero po chwili do kuchni weszła zaspana mama z potarganym warkoczem na plecach i gazetą pod pachą. Musiała zasnąć podczas czytania.-pomyślałam.
   Wzięłam do ręki czajnik, wlałam wodę i nastawiłam go,aby potem zrobić ciepłą herbatę. Wyjęłam z szafki nad zlewem swój ulubiony kubek z panoramą Londynu, wrzuciłam torebeczkę herbaty Lipton i odwróciłam się w stronę mamy ,która siedziała teraz przy stole i patrzyła na mnie badawczym wzrokiem.

-Kiedy wychodziłaś, byłaś w innych ubraniach- swoich- zaakcentowała ostatnie zdanie, aby zwrócić moją uwagę na ubiór.

-Ta,wiem…

-Byłaś u Brada?

-Yhym, skąd wiesz?

-Pisałam do niego.-odpowiedziała na co rozdziawiłam szeroko usta- Nie wiedziałam gdzie jesteś, a on jest twoim znajomym przecież.-pokiwałam lekko głową i odwróciłam się w stronę gwiżdżącego czajnika- Powiedziałaś mu?

-Tak i szczerze mówiąc nadal nie wiem na czym stoję.

-Nie bardzo rozumiem.

-No bo powiedziałam mu o  wyjeździe i on zareagował tak spokojnie, za spokojnie mamo. A do tego nie dotrzymałam słowa danego Angie.

-Jakiego słowa?-spytała zdziwiona.

-Nie, to nie istotne. Pokłóciłyśmy się trochę, ale to długa historia.

-Powiedz.

-Nie, nie chcę. –odparłam.-W każdym bądź razie chodzi o to, że powiedziałam tylko jedną drugą tego, co powinnam mu powiedzieć.

-Pogubiłam się Rose.-przyznała szczerze rodzicielka. Chciałabym jej to wszystko wytłumaczyć, ale sama nie jestem niczego pewna.

-Dobra, nie mówmy o tym.-machnęłam na to ręką , po czym zaczęłam słodzić swoją herbatę.

-A co robiliście potem? –zapytała składając gazetę na pół i ciskając nią do gazetnika.

-Poszliśmy do Nando’s.

-Rose.-mama spojrzała na mnie gromiącym wzrokiem.

-Jadłam w ostrożnych ilościach. Zresztą byłyśmy przedwczoraj na kontroli, jestem już zdrowa.

-To nic, chcę żebyś była zdrowa.

-Będę.-pocałowałam ją w czoło i z kubkiem gorącej herbaty udałam się do swojego pokoju.


 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Cześć i czołem!
Jak tam Wasz tydzień? Mój był koszmarny. Ciągle jakieś testy ,kartkówki itd. Przynajmniej po weekendzie się odstresuję bo jadę z koła teatralnego na dwie wycieczki. Na jedną do Warszawy,a drugą do kina na MIASTO 44. 

A co do ilości komentarzy...Znów się na Was zawiodłam kochani. Staram sie jak mogę,a wy co? Znowu było o 20 komentarzy mniej niż w poprzednim rozdziale. Eh, to serio smutne. 

Ale dość tego narzekania! Niedługo październik - koniec CURLSa .Jestem tym taka podekscytowana. Nie mogę się doczekać waszych reakcji na koniec OH AH YH.

Do następnego! :D
Wpadajcie  26 września,aby przeczytać rozdział 17 xx
 
    

czwartek, 11 września 2014

[2] Rozdział 15. ''Przepraszam''

rozdział dedykuję @Olciiiia97 <3 bez Niej ten rozdział byłby koszmarny :*
 
 (Rose)
   Podobno płacz sprawia, że jest nam lżej, że wszystkie smutki i troski wypływają z ciebie wraz z potokiem łez. Właśnie -podobno.
   W moim przypadku było inaczej. Ostatnie tygodnie były dla mnie ciężkim okresem w życiu. Ni z tego ni z owego miałam lekkie załamanie nerwowe. Rozpaczałam w pokoju cale dnie i noce, robiąc dobra minę do złej gry, gdy tylko w pobliżu znajdowali się bliscy.     Pewnego dnia nie wytrzymałam i musiałam to z siebie w końcu wyrzucić. Wyszłam na dwór planując pójść na przystań, aby poobserwować  przypływające promy, których widok zawsze mnie uspokajał. Jednak los chciał, że zamiast skręcić w prawo aby znaleźć się na głównej drodze do portu, skręciłam w ulicę po lewej stronie, która zaprowadziła mnie pod dom Brada.
    Z nieba zaczęły zlatywać po kolei małe kropelki deszczu, które po pewnym czasie przerodziły się  w ulewny deszcz.  Pobiegłam pod drzwi i zapukałam. Otworzyła mi Natalie, zapraszając mnie do domu. Widząc w jakim znajduję się stanie, zaczęła nawoływać Brada, jednocześnie szukając czegoś w wielkiej szafie stojącej przy drzwiach.
   Usłyszałam ciężkie, lecz ciche kroki na schodach. Brad schodził na parter lekko się ociągając, ale gdy zobaczył moją postać, momentalnie przyspieszył i w krótką chwilę znalazł się przy mnie. Otulił mnie swoimi ramionami, a następnie wziął koc od Nat i położył go lekko na moich barkach.
    Przyjaciel zaprowadził mnie do swojego pokoju od razu dając suche ubrania. Przebrana wyszłam z łazienki, Kiedy miałam zacząć mu tłumaczyć powód mojej histerii oraz donośnego płaczu, do pokoju weszła Nat niosąc mi gorącą herbatę, nad którą unosiła się para. Brad spojrzał na swoją siostrę karcącym wzrokiem, jakby bez słów chciał jej powiedzieć, że weszła w nieodpowiednim momencie. Uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie, po czym dziewczyna  niechętnie wyszła.

-Nie patrz na nią takim wzrokiem. Nie specjalnie weszła w takiej, a nie innej chwili 

-Och, proszę Cię. Musi się nauczyć pukać. Już raz nam przeszkodziła, pamiętasz


-Tak, jakby to było wczoraj-odparłam


-A więc.. - zaczął nieśmiało Brad-co chciałaś mi powiedzieć? 


-Umm.. To wszystko jest naprawdę skomplikowane i na początek chce abyś coś mi obiecał 


-Tak? 


-Bez względu na to co ci powiem nie będziesz na mnie zły i postarasz się mnie zrozumieć.


-Postaram się - odpowiedział cicho. 


-Cóż, nie wiem czy Tris opowiadał ci kiedyś o cioci ze Stevenage , ale właśnie ta ciocia miała zawał serca. Był to już któryś z kolei, nie pamiętam dobrze który-zaczęłam powoli starając się odczytać cokolwiek z twarzy chłopaka-  Ciocia jest teraz w sanatorium, ale gdy już z niego wyjdzie będzie potrzebowała kilkumiesięcznej opieki. A moja rola w tym całym dramacie jest taka, że będę musiała wyjechać do cioci, aby się nią zaopiekować. - powiedziałam jednym tchem, robiąc skrzywioną minę, która miała być uśmiechem.

   Brad siedział cicho, nie odzywając się do mnie słowem. Analizował wszystko w swojej głowie. Z napięciem wyczekiwałam jego reakcji, jednak on nadal milczał. Nie mogłam wytrzymać już tej krępującej ciszy, wiec zapytałam :

-Dlaczego nic nie mówisz? 


-A co mam mówić? Mam ci powiedzieć, że jest mi cholernie przykro, bo dowiaduje się o tym ostatni, że jestem załamany bo mnie opuszczasz i nie chcę tego?  Po co mam to mówić? Postanowiłaś tak zrobić, więc muszę to zaakceptować Rose. Nie zmienisz decyzji dla mnie, jestem dla ciebie przyjacielem-chłopak jakby specjalnie zaakcentował ostatnie słowo, chcąc wzbudzić we mnie poczucie winy.

    Ostatnio zauważyłam, że mam lekkie rozchwianie emocjonalne. Nie ogarniam swoich uczuć do Brada i chyba nie chcę. Raz jestem w nim zakochana, a innym razem jest dla mnie najlepszym przyjacielem. Nie wiem za bardzo jak odróżnić od siebie te dwa stany i teraz także nie jestem w stanie zidentyfikować swoich uczuć względem niego. Przyłapuję się na tym, że myślę o nim coraz częściej jak o przystojnym chłopaku, który mógłby być mój, gdybym tylko chciała, jednak potem wypieram to z siebie, a myśli odchodzą w niepamięć.
   Nie wiem co powinnam odpowiedzieć chłopakowi po jego słowach. Pod kołdrą jest mi tak ciepło i przyjemnie, ale przez wynikłą sytuację najchętniej poszłabym do domu. Jednak matka natura sprzeciwiła się mojemu pomysłowi, sprawiając, że deszcz padał ze zdwojoną siłą.

-Brad, tak strasznie żałuję, że ci tego nie powiedziałam wcześniej. Powinieneś wiedzieć o tym pierwszy, a tym czasem dowiadujesz się ostatni.

-Tak, to smutne - odparł bez żadnych uczuć.

-Myślałam, że jakoś inaczej zareagujesz na to wszystko-gorzej. Ale głowa do góry Brad, wyjeżdżam tylko na sześć miesięcy. Będziemy mogli się spotykać co drugi weekend na przykład, lub.. Skype, telefon, e-ma... - zaczęłam wymieniać, jednak chłopak mi przerwał.


    Jednym ruchem ust sprawił, że znieruchomiałam. Dotknął swoimi różnymi wargami mojego odsłoniętego obojczyka. Przejechał językiem po linii kości, wprawiając moje ciało w osłupienie. Serce zaczęło mi łomotać, a przez moją głowę przelatywało tysiąc myśli na minutę. Przymknęłam oczy i postanowiłam się tym nie przejmować choć przez chwilę. "Będzie czas na żałowanie" - pomyślałam.
    Brad położył się nade mną, podpierając się na łokciach. Musnął swoimi ciepłymi wargami moje, a następnie zaczął pogłębiać pocałunek.
    Podobało mi się to co teraz robimy, więc zaczęłam oddawać pocałunki, angażując się coraz bardziej w nasze namiętne i intymne doświadczenie.
    Zatopiłam dłonie w jego lokach i zaczęłam za nie ciągnąć. Z gardła  Brada wydostał się cichy syk, a potem przyjemny pomruk.
    Chłopak przeniósł swoje ręce z pościeli na moje rozpalone ciało sprawiając, że przeszedł mnie zimny, a potem gorący dreszcz. Dłonie Bradley'a błądziły po moim ciele, zostawiając od czasu do czasu małe ślady w postaci zadrapań. Poczułam jak koszulka Brada, która miałam na sobie, podwija się, a palce chłopaka dotykają gołej skóry.

   Właśnie wtedy w mojej głowie zapaliła się ostrzegawcza lampka , uświadamiająca mnie, że nasze niewinne pocałunki mogą przerodzić się w coś poważniejszego. W coś, na co nie jestem gotowa i przez najbliższy czas nie chcę być.
   Mimo, że podobał mi się ten pocałunek to wiedziałam, że był on czymś złym. Mógł zburzyć naszą silną relację lub wybudować nową, zupełnie inną, polegającą na miłości, a nie tylko przyjaźni.
Gdyby się tak zastanowić, nie chciałabym się angażować w nic przed wyjazdem. Jesteśmy młodzi, nie będziemy się widzieli tyle czasu, przez pół roku wszystko może się zmienić. Możemy poznać nowych ludzi i  się zakochać.
    Delikatnie podniosłam swoje ręce i oparłam je na klatce piersiowej Brada. Zaczęłam go lekko odpychać sprawiając, że chłopak wstał ze mnie i powrócił do poprzedniej pozycji

.
-Przepraszam. Musiałem to zrobić.-powiedział cicho.

-To było naprawdę przyjemne, ale to tylko chwila słabości.-szepnęła
m.
-UGH..-westchnął chłopak.- W takim razie za każdym razem gdy się całujemy to masz chwilę słabości i nic nie czujesz, tak?-milczałam.- Co stoi na przeszkodzie? Nie chcesz żeby było tak codziennie?

-Ja sama.-lakoniczna odpowiedź wystarczyła do tego, aby wyraz twarzy Brada posmutniał, a gęsta atmosfera opadła. Milczeliśmy oboje ,a cisza stawała się coraz bardziej krępująca.

-To bardziej niż chore.-wyznał Brad po długim milczeniu.

-Tak, to co się dzieje pomiędzy nami jest naprawdę szalone.-odpowiedziałam szczerze.

-Nie będę na ciebie naciskał. Wiesz dobrze, że Cię kocham. Jeśli ty tego do mnie nie czujesz to trudno. Będę musiał się z tym pogodzić, ale może dzięki tej rozłące zatęsknisz za mną i przemyślisz kilka spraw.

-A ty zdążysz poznać kogoś  nowego.-wypaliłam

-Nie, nie o to mi chodzi.-żachnął się chłopak

-Mi też, przepraszam.-pokręciłam szybko głową.

-Zostawmy to tak jak jest.-zaproponował.-Zobaczymy co z tego wyniknie.-powiedział spokojnie.

-Jestem na tak-uśmiechnęłam się zachęcająco, poprawiając włosy za uchem.-Brad, ale jeśli uda Ci się z Lily podczas mojej nieobecności to nie będę zła.-dodałam po chwili milczenia.

-Z Lily?! Byłem z nią na tej randce, ponieważ Ci to obiecałem, ale nic z tego nie wyszło. Ona jest strasznie pusta i powierzchowna. Nie uwierzysz co mi mówiła. Całe spotkanie przesiedziałem znudzony, chociaż się starałem.

-Kiedy z nią byłeś?-zapytałam zdziwiona.

-Dzień przed twoim wypadkiem.

-Dlaczego mi nie powiedziałeś?

-To mało istotne.

-Och.-tylko westchnęłam.

-Jesteśmy dziwni i dziecinni.-powiedział Brad, ponownie kładąc się na łóżku.-Nie potrafimy rozmawiać o poważnych sprawach.

-Chyba ty.-odparłam żartobliwie.

-Nie byłbym tego taki pewien.-powiedział.-Już wszystko z nami w porządku?

-Tak myślę.

-Okej. Ciepło Ci?-zapytał, a zmartwiony wyraz twarzy powrócił.

-Gorąco.

-Humor chyba też odzyskałaś.-zauważył chłopak.

-Nie wiem kiedy ostatnio się szczerze uśmiechałam. Dręczyło mnie ciągle to, że Ci nie powiedziałam o wyjeździe.

-Wiesz, że powinienem być na ciebie zły, prawda?

-Wiem.-spuściłam wzrok z jego twarzy, gdy leżeliśmy przodem do siebie na jego łóżku.

-Nie możemy zaniedbać naszej przyjaźni przez te pół roku.

-Nie możemy.-powtórzyłam.

-Będziemy musieli coś wymyślić.-powiedział, na co ja tylko się uśmiechnęłam.

-Brad, żyjemy w dobie internetu. Są telefony, videochaty i e-maile.

-Ale wiesz, że to nie to samo co spotkanie w cztery oczy na przystani, tak jak zawsze to robimy.

-Nie ważne, wiem jedno- jeśli stan cioci poprawi się to przyjadę w grudniu, a jeśli nie to w lutym..

-Dlatego musisz się nią dobrze opiekować i wrócić tu jak najszybciej.-dokończył.

-Nie, to nie takie proste.

-Och ,dobra .Może coś porobimy? Nie chcę mówić już o tym wyjeździe do końca wakacji.

-Taa, trochę mi się nudzi. –odpowiedziałam ,przeciągając się ospale po łóżku.

-Moglibyśmy pójść coś zjeść do Nando’s. Jestem głodny, a nie jadłem obiadu, bo Natalie bawi się w kucharkę i cóż.. jej potrawy nie są ani wykwintne ,ani smaczne.

-Nie przesadzaj Brad. Coś Ty taki cięty na Nat w ostatnim czasie?

-Wkurzyła mnie ,ale nie będziemy o tym rozmawiali.-urwał temat.

-Dobrze.-pokiwałam energicznie głową.-Nadal pada, a moje ubrania są mokre. Nie pokażę się w twoich ubraniach na mieście!

-W takim razie weź coś od Natalie.-wzruszył ramionami, biorąc do ręki telefon.

   Głośno sapnęłam, po czym odkryłam kołdrę i wstałam z łóżka. Poprawiłam spodnie, które zaczęły spadać z bioder i wyszłam z pokoju. Nie wiedziałam gdzie szukać Natalie, więc zaczęłam od jej sypialni. Podeszłam do dębowych drzwi i lekko zapukałam w miejsce obok szybki. Usłyszałam szczekanie Jesse, jednak w środku musiało jej nie być. Zeszłam więc na parter do kuchni, która jednak świeciła pustkami. Zawołałam Natalie i czekałam na jej odpowiedź. Głos dziewczyny dobiegał z salonu, więc tam też się udałam.  Przysiadłam się na kanapę obok Nat i spojrzałam w telewizor.  Właśnie puszczano jakiś program o fotografii. Pamiętam, jak kiedyś wspominała o tym ,że kręci ją robienie zdjęć.

-Co tam?-zapytała, lekko przyciszając telewizor.

-Na początek chcę przeprosić za tak nagłe najście. –zaczęłam trochę nerwowo, ale Natalie machnęła tylko ręką- I też przeprosić za Brad’a..

-Za Brada?-zrobiła zdziwioną minę.

-Tak, przepraszam za to, jak na ciebie spojrzał i w ogóle. A ja nawet nie podziękowałam za koc i herbatę, przepraszam.

-Skończ już przepraszać Rose-zaśmiała się Natalie.-Mamy z Bradem ostatnio ciche dni, pokłóciliśmy się. Jego spojrzenia i krzywe miny nie robią na mnie wrażenia, to gówniarz.

-Och, rozumiem.-skłamałam, ponieważ nie miałam pojęcia o całym tym konflikcie.

-I nie ma za co.-odpowiedziała ,uśmiechając się- Trzeba sobie pomagać, prawda?

-Um…właściwie to mam do ciebie jeszcze jedną prośbę.-powiedziałam nieśmiało.

-Ta?

-Mogłabyś mi coś pożyczyć ubrania? Brad chce iść do Nando’s, a moje nadal są mokre i nie mam za bardzo w czym iść.

-Czy jego jedynym zajęciem jest jedzenie w Nando’s?! –westchnęła podirytowana.- Chodź, zaraz coś znajdziemy.

   Wstałyśmy z kanapy ,po czym skierowałyśmy się do pokoju Nat. W zasadzie nigdy w nim nie byłam. Kiedy dziewczyna otworzyła drzwi, moim oczom ukazał się zachowany w czarno-białych kolorach pokój. Ściany były białe, a obrazy na nich czerwone i oprawione w czarne ramy. Czarne metalowe łóżko stało na środku zajmując większość przestrzeni. Po prawej stronie od drzwi stała wielka szafa, do której teraz zmierzałyśmy.

-Coś konkretnego pani sobie życzy?-zapytała żartobliwie.

-Cokolwiek Nat.

-Obawiam się, że moje ubrania będą na ciebie za duże.

-Jaki masz rozmiar spodni?

-38-odpowiedziałam.

-Ja też, wow. Nie wyglądasz na taką ,która nosi M-kę.

   Nie odpowiedziałam nic, tylko czekałam na to ,aż Natalie wyciągnie jakieś spodnie. Postanowiłam, że zostanę w koszulce Brada, ponieważ nie przeszkadza mi. Dziewczyna wyciągnęła czarne rurki i podała mi je. Bez skrupułów zdjęłam dresy i przebrałam się w jeansy. Podziękowałam Nat, przytulając ją i  dając całusa w policzek. Złożyłam dres i poszłam do pokoju Brada.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Siemanko curlsomaniacy! Rozdział przed czasem,fakt. Wyjeżdżam w piątek na rajd harcerski i cóż, nie miałabym kiedy dodać.
A propos komentarzy...Wychodzi na to ,że kiedy zwracam Wam uwagę na małą ilość to wy szalejecie i dodajecie ponad 40 komentarzy (!!!) To coś niesamowitego! Dziękuję Wam bardzo i tak dla przesądu - narzekam na Was! < miejmy nadzieję,że macie całkiem okej humor i obrócicie to w żarcik ,nieśmieszny oczywiście >
Napiszcie w komentarzu jak tam wasze fangirl's feels po tej scence < wiecie o którą scenkę mi chodzi ,haha ^.^ >
Pozdrawiam,Wiki aka @kidofrockk

Do następnego,czyli do 19 września :D


piątek, 5 września 2014

[2] Rozdział 14. ''Chyba sobie żartujesz''



 Rozdział nie był sprawdzany,więc przepraszam za wszystkie błędy językowe i interpunkcyjne.

                                              (Rose)

  Tak bardzo żałuję ,że zgodziłam się na wyjaśnienia. Nie chciałam się zwierzać nikomu, a tym bardziej tak nieprzewidywalnej osobie  jak Angie , która mogła za chwilę wszystko powiedzieć Tristanowi. Nie chciałam jej także okłamywać, bo prędzej czy później wyciągnęłaby ode mnie prawdę. Odkąd się znamy Angie doskonale wie kiedy  kłamię, a kiedy mówię prawdę. Próba wciśnięcia jej kłamstwa zakończyłaby się niepowodzeniem.
    Poczułam jak w moim brzuchu tworzy się okropny węzeł ,który z chwili na chwilę zacieśnia się, sprawiając mi ból. Musiałam zebrać w sobie wszystkie siły, aby móc cokolwiek powiedzieć. Angie patrzyła na mnie wyczekującym wzrokiem ,lekko tupiąc nogą o drewnianą podłogę -co wcale mi nie pomagało.

-Nawet gdybym poczuła coś do Bradleya to nigdy mu się do tego nie przyznam. Należę to takie grupy osób, które nie lubią hm..-zaczęłam wypowiadać na głos swoje myśli- Które nie lubią się angażować ,rozumiesz? Boję się tego jak diabli. Przyjaźń z Wami jest dla mnie czymś niewyobrażalnie wielkim i nadal się dziwię jak to możliwie, że się z Wami przyjaźnie. Kiedyś gdy chodziłam do podstawówki miałam dwie przyjaciółki. Byłyśmy nierozłączne, ale w końcu znudziłam się im i mnie porzuciły. Potem przez lata byłam mało społeczną osobą. Z nikim się nie kolegowałam, aż do teraz. Angie, jestem inna niż wszyscy. Dla mnie miłość to coś nie do zdobycia, coś jak Mount Everest. I nawet jeśli cos czuję do Brada, nie powiem mu. Nie wiem jak się zachowują zakochani. Nie mam pojęcia o miłości. Ale co najważniejsze- boję się, że ktoś kiedyś się mną znudzi. To jest najgorsze. Nie chcę też przechodzić tego jeszcze raz. Pewnego dnia mogę się znudzić Bradley’owi i tak jak one, zostawi mnie samą sobie. Czy taka odpowiedź Cię satysfakcjonuje?

-A ja myślę zupełnie inaczej. Jesteś tchórzem, cholernym tchórzem. Przestań na chwilę, schowaj te gadki o najlepszym przyjacielu do kieszeni i spójrz na niego jak na chłopaka, który Cię kocha. Myślisz, że on tego nie przeżywa, że go to nie boli?!

-Od kiedy Ty go tak bronisz?!-krzyknęłam zdenerwowana. Nie miałam już siły tłumic swoich uczuć. 

-Nie, ja go nie bronie. Staram  się tylko przedstawić jego punkt widzenia. Pomyślałaś jak on się musi czuć ,gdy ty tak mówisz o przyjaźni? Nie mów, że jesteś ślepa i nie zauważyłaś, że on się w tobie kocha.

-Rozmawiałam z nim o tym wiele razy. On mnie kocha jak siostrę.-zakomunikowałam.

-No chyba sobie żartujesz..-pokręciła z niedowierzania głową.-Od tych walentynek miłość wisi nad wami.

-Dziękuję, że mi to uświadomiłaś. –powiedziałam z sarkazmem.-Przecież lepiej wiesz co czuję.

-Wiesz co Rose? Jak przestaniesz być mniej samolubna to pogadamy. Skończ też z tymi swoimi humorkami. Usiądź ,przemyśl wszystko i jak już będziesz wiedziała co do kogo czujesz to zadzwoń, ok? Chcę aby Ci było dobrze, ale ty chyba tego nie doceniasz. Kocham Cię jak siostrę i chcę ,żebyś była tak jak ja zakochana bo to naprawdę świetne uczucie, które uskrzydla człowieka. Przemyśl to wszystko co Ci powiedziałam i nie gniewaj się na mnie. –powiedziała po czym wyszła z mojego pokoju, pozostawiając mnie osłupiałą.

    Czułam się teraz jak najgorsze ścierwo na tym świecie.  Byłam cholernie zła na przyjaciółkę ,ponieważ te słowa dobiły mnie. Mimo ,że słowa Angie były ostre to dały mi dużo do myślenia. Złość z chwili na chwilę opadała i  nie potrafiłam się długo na nią gniewać, ponieważ powiedziała mi wszystko, co już tak właściwie wiedziałam. Wiem, że niszczę Brada i to mnie dobija. Mam ochotę zapaść się pod ziemię i nigdy już z niej nie wychodzić.
    Pojedyncze łzy mimowolnie spłynęły po moich policzkach. Nie broniłam się już przed płaczem. Potrzebowałam tego już od dłuższego czasu.
    Miałam okropnie wielką nadzieję, że ze łzami wypłyną wszystkie wyrzuty sumienia, a ciasny węzeł mieszczący się w brzuchu się poluźni. Nic z tych rzeczy w rzeczywistości nie miało miejsca. Ból w brzuchu stał się jeszcze silniejszy, a wyrzuty sumienia dobijały mnie jeszcze bardziej. Rzuciłam się bezwładnie na łóżko, skuliłam nogi i schowałam twarz w poduszkę. Musiałam dać upust swoim emocjom.

                                                                        *   *   *

    Nie miałam siły podnosić się z łóżka przez kolejny tydzień. Leżałam tylko pod ciepłą kołdrą i czytałam książki. Nie musiałam wtedy o niczym myśleć. Pochłaniałam powieści w całości. Jedna za drugą niczym głodny smok pragnący jedzenia.
    Chociaż książki zajmowały mi większość czasu to w nocy nawiedzały mnie koszmary i dziwne myśli, od których tak uporczywie uciekałam za dnia. Wyrzuty sumienia się nasilały, a ból w dolnej części brzucha stawał się nie do wytrzymania . Miałam ochotę płakać, płakać i jeszcze raz płakać. To jedyna czynność, którą robiłam regularnie przez ten tydzień i która sprawiała, że choć trochę czułam się lepiej.
    Podpuchnięte oczy starałam się ukryć zasłaniając twarz włosami. Nie schodziłam zbyt często z łóżka, jedynie gdy miałam potrzebę. Najgorszym momentem był dzień ,w którym odwiedził mnie Brad. Ciągle powstrzymywałam się przed powiedzeniem mu wszystkiego co usłyszałam od Angie. Patrzyłam w jego brązowe oczy, w których skakały małe iskierki szczęścia i chciało mi się ryczeć. Nie tak zwyczajnie płakać, miałam wrażenie ,ze zaraz ryknę i będę zanosić się płaczem. Tak dobrze wszystko ukrywał.-pomyślałam.
    Odkryłam się i wstając z łóżka ,podeszłam do toaletki. Wzięłam do ręki różową szczotkę do włosów i zaczęłam rozczesywać swoje krótkie włosy. Nałożyłam na twarz krem ochronny ,ubrałam szare spodnie dresowe oraz jasnoróżową koszulkę z różową panterą, po czym zeszłam na dół na kolację.
    Kiedy weszłam do kuchni, tata układał talerze, a mama mieszała cos  w garnku. Odkąd wróciłam ze szpitala wszyscy przestawili się na zdrową żywność i mama próbuje gotować bardziej zdrowo. Ciągle wyczytuje z gazet nowe przepisy, które próbuje wcielić w życie lecz sądząc po naszych minach nie smakuje im to zbyt dobrze.
    Byłam zmęczona ciągłym dogadzaniem mi, więc zabrałam głos:

-Mamo przestań gotować dla mnie te zupki. Mogę to zrobić sama, a wy jedzcie co chcecie. Widzę wasze skrzywione miny gdy to jecie. Nie wmawiaj mi tylko, że tak nie jest. 

-Nie chcemy żebyś czuła się gorsza jedząc coś innego niż my.

-Proszę, ugotuj do tego makaron i zjedzcie sobie coś bardziej smakowitego,a zupę zostaw dla mnie. Będę ją jadła najwyżej kilka dni.

    Mama tylko pokiwała głową i wyjęła ze spiżarni sos pomidorowy ,który szybko podgrzała i wrzuciła do rondelka , w którym gotował się długi jak nitki makaron.
Po piętnastu minutach robienia nowego dania usiedliśmy do stołu. Tristan zbiegł szybko po schodach i nie wyrabiając się na zakręcie, kurczowo złapał się futryny drzwi. Mama skarciła go tylko wzrokiem ,a tata zaczął cicho chichotać. Uśmiechnęłam się i zaczęłam wkładać sobie na miskę trochę zupy, której kolor przypominał zgniłą zieleń.

-Co Tristan z Twoimi studiami?- pyta jakby od niechcenia tata.

-Złożyłem papiery do Londynu.

-A co z Oxfordem?  

-Nico.-odpowiedział wzruszając ramionami.-Chcemy z Angie iść do Londynu.

-Z Angie to, z Angie tamto.-odpowiedział tata ,przewracając oczami.-Pomyśl czasem o sobie.

-To Angie dla mnie zrezygnowała z Oxfordu ,tato. Chcemy studiować w Londynie ,ponieważ do wielkie miasto z masą możliwości. Nie będzie nam trudno znaleźć pracę i  będziemy mogli rozwijać swoje pasje.-odpowiedział Tristan lekko się stresując.

-Niech będzie.-tata urwał temat.

-Jak zupa?-spytała mama, czując gęstniejącą atmosferę nad nami.

-Nawet dobra. Najlepsza z tych wszystkich.-powiedziałam uśmiechając się przyjaźnie.

-Cieszę się, że Ci smakuje.

-Taa.-podrapałam się po karku. Rozmowa stała się drętwa i sztywna.-Tato?

-Tak?

-Możemy w końcu porozmawiać o tych planach na wrzesień?

-Tak, musimy porozmawiać.-odpowiedział tata ,nadal przytakując.

-Wiem, że bardzo się o mnie martwisz, ale za tydzień już będę zupełnie zdrowa. Rana się goi i zapewne ten wypadek się już nie wydarzy, więc nie widzę przeciwskazań na to ,aby nie jechać do cioci. Pozwól mi tato.

-Jesteś pewna? Chcesz zostawić przyjaciół?

-Nie chcę ich zostawiać, ale i tak nasza paczka się rozkrusza. Angie, Tristan, Ellie i James wyjeżdżają na studia. Connor i Brad jakoś sobie beze mnie poradzą przez te sześć miesięcy.

    Tristan chciał już cos powiedzieć, jednak ostatecznie ugryzł się w język i powrócił do konsumowania posiłku.

-Pojedziesz, ale pod jednym warunkiem.-odezwała się mama.-Masz zawsze, ale to zawsze nam komunikować jeśli będziesz się źle czuła.

-Dobrze. Cieszę się, że będę mogła pomóc cioci.-powiedziałam , po czym dokończyłam jeść zupę.

    Chcę pojechać do Stevenage .Chcę pomóc cioci w powrocie do zdrowia. Chcę stąd wyjechać i poukładać swoje myśli. Chcę oczyścić swój umysł i serce. Chcę wiele, ale czy to wszystko ma sens? Czy to cos da? Czy moje uczucia miną? Czy pozbędę się wyrzutów sumienia? Czy złe sny nie będą już mnie nękać po nocach?
    Jestem taka zagubiona i nie mam kompletnie pojęcia co robić. Jedno wiem na pewno –musze powiedzieć Bradley’owi o wyjeździe. Tego nie uniknę, na pewno.  


                                                                         (Brad)

                                                                                                                            Tydzień później

    Dziś mija już połowa lipca i ponad dwa tygodnie od wypadku Rose. Kiedy już dziewczyna wróciła do domu ,widziałem się z nią jedynie dwa razy. Za każdym razem zachowywała się bardzo dziwnie. Miała nieobecny wzrok i  starała się nie patrzeć w moje oczy. Miałem wrażenie ,że toczy w sobie jakąś wewnętrzną walkę.
    Jestem ciekaw kiedy powie mi o wyjeździe. Nie chcę na nią naciskać i trzymam się obietnicy jaką dałem Tristanowi. Dopóki Rose nie zacznie poruszać tego tematu, nie będę jej wypytywał. Wiem, że prędzej czy później ona mi to powie, jednak musi być coś jeszcze. Gdyby chodziło o sam wyjazd, powiedziałaby mi od razu.
    Niebo stało się szare ,a wszystkie białe chmury pokryła szarość i nicość. Nagle pojedyncze krople deszczu zaczęły bębnić o szybę, wystukując niepowtarzalny rytm.
    Usłyszałem dzwonek do drzwi, ale go zignorowałem. Na dole siedzi Nat ,więc pewnie otworzy temu komuś. Założyłem słuchawki na uszy i zacząłem wsłuchiwać się w ostre dźwięki wywodzące sie z gitar i perkusji. Włączyłem ''Dangerous Animals'' i zamknąłem oczy, całkowicie odcinając się od świata.
    Choć muzyka w słuchawkach podgłoszona była maksymalnie, to usłyszałem jakieś krzyki. Wyjąłem jedną słuchawkę z ucha i usłyszałem nawoływanie Nat. Krzyczała moje imię, więc po woli nieco się ociągając zszedłem z łóżka i zacząłem iść w dół po drewnianych schodach.
    W połowie drogi na parter ustałem jak wryty widząc rozgrywającą sie scenę przed moimi oczami. Rose stała cała przemoknięta na korytarzu. Natalie podbiegła do niej i opatuliła ją ciepłym puchowym kocem.  Widząc jak dziewczyna cała dygocze zbiegłem szybko ze schodów, omal się nie zabijając. Podbiegłem do niej i przytuliłem ją. Oparła głowę, między moim ramieniem ,a szyją i zaczęła płakać.
    Byłem w lekkim szoku i nie miałem pojęcia co zrobić. Poprosiłem Nat aby zrobiła Rose coś ciepłego do picia, aby dziewczyna mogła sie rozgrzać. Zaprowadziłem ją do swojego pokoju, po czym podszedłem do szafy i wyciągnąłem jej suche dresy i koszulkę.
    Wzięła ode mnie ubrania i odeszła bez słowa do łazienki, aby się przebrać. Odkąd tu jest nie powiedziała żadnego słowa, co strasznie mnie martwiło ,a co gorsza nie miałem pojęcia co ona tu robi. Unikała przychodzenia do mojego domu, więc widok jej tutaj był niecodzienny.
    Wróciła do pokoju w suchych ubraniach i mokrych włosach. Nie bardzo wiedziała co ze sobą zrobić ,więc stała i czekała ,aż wykonam jakiś ruch.

-Czekaj ,zaraz wyjmę kołdrę i się położysz. -powiedziałem.

    Rosalie tylko przytaknęła i patrzyła jak wyjmuję pościel z otworu pod materacem. Wyjąłem dwie poduszki ,które ułożyłem jedna obok drugiej i czekałem ,aż Rose się położy. Lekko się ociągając delikatnie położyła się na brzegu łóżka. Poklepała miejsce obok siebie, prosząc mnie o to abym położył się przy niej. Wskoczyłem szybko i przykryłem nas kołdrą.

-Mów co się stało.-powiedziałem cicho -prawie szepcąc.

-Mam dość domu. Denerwuje mnie to jak zachowują się rodzice względem mnie. Zresztą denerwują mnie wszyscy. Obchodzicie się ze mną jak z jajkiem, a przecież ze mną wszystko w porządku. 
 Znowu nabrałam masy, widzisz?-wskazała na swój brzuch.

-Wszyscy to robią z miłości do ciebie. Powinnaś się cieszyć, Rose.

-Ale to strasznie denerwujące.-powiedziała, a z jej oczu popłynęła łza.

-Cii nie płacz.-wyszeptałem przysuwając sie do niej.-Czemu płakałaś jak przyszłaś?

-Bo jestem okropnym człowiekiem.-odpowiedziała załamana-  Muszę CI powiedzieć tyle rzeczy, a nawet nie wiem od czego zacząć.

-Najlepiej od początku Rose.-uśmiechnąłem się zachęcająco.

-Sytuacja jest naprawdę skomplikowana. Bo widzisz..-zaczęła, jednak przerwała ,ponieważ do pokoju weszła Natalie ,niosąc ciepłą herbatę dla Rose.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam tych ,którzy nadal tu są i mnie jeszcze nie opuścili.
Wiecie co? Jest mi strasznie smutno,gdy widzę 45 komentarzy, a potem zaledwie 20. To trochę podejrzane i myślę,że zgodzicie się ze mną ,że JEST COŚ NIE TAK.
Mam wrócić do pisania pod postem '' 25 kom= nowy rozdział'' czy co? 
KAŻDY komentarz jest dla mnie ważny i daje mi taką okropną motywację do dalszej pracy. Czasem pozwala mi stać się lepszym w tym co robię , czasem po prostu wywołuje u mnie przyjemnie miłe uczucie.
Ale gdy liczba komentarzy spada o 20 to po prostu odechciewa mi się tego wszystkiego i mam ochotę stąd zniknąć i przestać dodawać nowe rozdziały. Zostało nam jeszcze tylko kilka rozdziałów, więc błagam Was -zostańcie ze mną do tego 17 października. Właśnie wtedy zostanie opublikowany rozdział 20, który będzie ostatnim. Naprawdę nie wymagam od Was rozprawek na temat rozdziałów,proszę tylko o jedno słowo. Jedno jedyne słowo...

Do 12 września,cześć xx