notka pod rozdziałem
(Brad)
Właśnie
trzymałem kijek z nadzianą wcześniej na jego czubek kiełbaską, kiedy
zorientowałem się, że przy ogniu nie ma Rose. Pomyślałem więc, że może
poszła do toalety czy coś w tym stylu. Po prostu postanowiłem się tym
nie przejmować. Wzruszyłem ramionami i wróciłem do dalszego pieczenia.
Usłyszałem syczenie kiełbaski, co oznaczało, że jest gotowa.
Wyjąłem kromkę chleba, którą potem się posłużyłem przy ściąganiu
kiełbaski, aby nie poparzyć sobie dłoni. Smakowała dobrze, jednak
pozostawiała po sobie jakiś dziwny posmak w ustach. Być może nie jestem
najlepszy w te klocki i zwyczajnie ją za mocno przypiekłem, jednak z
wierzchu wydawała się być idealna.
Minęło kolejne dziesięć minut, a po Rose nie było ani śladu. Po
prostu odeszła od ognia i nie wróciła. W mojej głowie zaczynały się
pojawiać najczarniejsze scenariusze, a mały głosik z tyłu głowy
podpowiadał mi, abym jej poszukał. Nie chciałem od razu wpadać w panikę,
więc wziąłem głęboki wdech, a potem wydech. Musiałem opanować swoje
emocje. Powoli wstałem i zapytałem Tristana:
- Czy Rose coś mówiła, że wraca już do domu?
- Nie. - pokręcił przecząco głową.
- Nie ma jej przy ognisku już przez dobre 20 minut. Nie powiedziała gdzie idzie. - powiedziałem.
- Co się dzieje? - zapytał Connor podchodząc do mnie i Trisa.
- Rose nie ma od dwudziestu minut w ogrodzie. - poinformowałem przyjaciela.
- Może poszła do łazienki? - zaproponował Con.
- NA 20 MINUT?!? - krzyknąłem zdenerwowany.
Nie
słuchałem już tego, co mówili, tylko szybko pobiegłem do domu blondyna.
Byłem roztrzęsiony, nie miałem pojęcia gdzie biegnę. Zdałem się na
instynkt i mocno wierzyłem, że mnie nie zawiedzie. Wpadłem z impetem do
kuchni, ale Rosalie w niej nie było. Czułem jak krew podchodzi do mojej
twarzy i robi się czerwona ze złości. Wyrzuciłem z siebie zbędne myśli,
które zaprzątały moją głowę i skierowałem swoje kroki do łazienki. Może
Connor miał rację i Rose zwyczajnie zasiedziała się w łazience. Przez
szklaną szybkę sączyło się światło z lamp, co sprawiło, że trochę się
uspokoiłem. Podszedłem prędko i zapukałem. Nie otrzymałem żadnej
odpowiedzi, więc nacisnąłem bez pozwolenia klamkę, jednak ona pod
naporem mojej dłoni odskoczyła na swoje miejsce. "Zamknęła się od
środka" - pomyślałem.
Nie czekając zbyt długo odepchnąłem swoje ciało od drzwi i
wybiegłem z domu. Wpadając po drodze do ogrodu, zacząłem się wydzierać,
że Rose siedzi zamknięta w łazience i nie odpowiada. Chłopaki szybko
poderwali się z miejsca i przybiegli do mnie. Connor pobiegł szybko do
garażu, z którego wziął jakieś ciężkie narzędzie, które mogłoby nam
pomóc w przedostaniu się do domu. Jak poparzeni pobiegliśmy w stronę
średniej wielkości pojedynczego okna, które znajdowało się w łazience.
James, jako że był najsilniejszym chłopakiem w naszym otoczeniu, wziął
wielki młot i uderzył nim o cienką warstwę szkła, która zaraz po tym
zadrżała i skruszyła się na milion kawałków.
Poderwałem się szybko i nie czekając na jakąkolwiek reakcję ze
strony chłopaków, ruszyłem w stronę wybitej dziury. Wdrapałem się na
parapet z pomocą Tristana i Connora, po czym wskoczyłem przez dziurę do
łazienki.
To co tam zobaczyłem zmroziło moją krew w żyłach. Ona tam leżała.
Jej ciemne, prawie czarne włosy leżały porozrzucane na podłodze, która
była od czegoś brudna. Jakaś szkarłatna ciecz sączyła się z miejsca z
tyłu jej głowy. To była krew. Jej krew. Uklęknąłem przed nią i zacząłem
ją budzić. Podstawowa pierwsza pomoc – sztuczne oddychanie, uściski na
klatce piersiowej. Żadna z tych czynności nie dawała dobrego skutku.
Krzyknąłem prędko do chłopaków, aby zadzwonili po pomoc.
Poczułem jak moje oczy zaczynają mnie piec. Otworzyłem drzwi do
łazienki, aby ratownicy mogli do niej potem wejść bez problemu.
Uklęknąłem przy niej jeszcze raz, tym razem kładąc jej zakrwawioną głowę
na swoje kolana. Była blada, jednak na jej twarzy widać było
gdzieniegdzie dziwne czerwone ślady, których wcześniej u niej nie
widziałem.
- Rose… - powiedziałem łamiącym głosem, walcząc sam ze sobą aby łzy
nie wypłynęły na powierzchnię moich policzków. - Rose… Boże, coś Ty
zrobiła...
Nie wytrzymałem. Byłem zbyt słaby. W tamtej chwili
nie szczędziłem sobie łez. Wszystkie cudowne wspomnienia z Rose
przeleciały mi przed oczami. Ten moment podczas imprezy walentynkowej,
kiedy całowaliśmy się i tańczyliśmy tak blisko, przyciśnięci do siebie.
Nasze rozmowy na molo. Wieczorne wypady do parku z Jesse. Czułem się
dziwnie otępiały. Wiedziałem, że Rose żyje, ponieważ czułem jej puls w
nadgarstku, ale myśl, że mogło by jej zabraknąć w moim życiu była tak
okropna, że nawet nie potrafiłem znaleźć słów mogących ją opisać. Więź
jaką z nią wytworzyłem jest niesamowita. Na początku chciałem się nią
troszkę pobawić, tak jak to robiłem z dziewczynami. Przyznaję, że
poprzednio nie traktowałem ich zbyt poważnie. Były czymś co mało
istotnym w moim życiu. Ona - miała być TYLKO moja nauczycielka fizyki,
ale teraz…Teraz jest nawet kimś więcej niż przyjaciółką. W zasadzie to
nie wiem nawet kim. Pogubiłem się już w swoich uczuciach. Raz była moją
najlepszą przyjaciółką, jednak czasami przychodziły momenty i chwile
zwątpienia. Może tak naprawdę ona nigdy nie była dla mnie przyjacielem?
Siła tego uczucia, które teraz do niej żywię jest niewyobrażalnie
wielka. Nie wiem, czy jest dla mnie jak siostra, czy dziewczyna. Ale
jedno wiem na pewno… - Kocham Cię. - powiedziałem przez łzy, całując jej
czoło. - CHOLERA JASNA… GDZIE TO POGOTOWIE?! - krzyknąłem, gdy Tristan
wbiegł zdyszany do pomieszczenia.
- O... ono już tu jest. Ratownicy właśnie po nią idą. – powiedział
Tris ze łzami w oczach. Widziałem, że to dla niego równie trudne, jak
dla mnie.
Do pomieszczenia wbiegło dwóch ratowników w
czerwonych strojach, którzy podnieśli nieprzytomną Rose z zakrwawionej
podłogi i położyli na noszach. Bez zbędnych ceregieli pożegnali się z
nami i poszli z nią do karetki. Chciałem ich zatrzymać. Poprosić o to
aby zaczekali na mnie, ponieważ chcę być przy Rosalie, jednak Tristan
mnie zatrzymał. Odjechali sami na sygnale w stronę szpitala.
(Tristan)
Brad
zaczął się rzucać na wszystkie strony. Próbowałem go uspokoić,
przemówić mu do rozsądku, jednak nic sobie nie robił z moich słów. Stał
chwilę w bezruchu i patrzył na drogę, z której przed chwilą odjechała
karetka. Pokręcił głową z niedowierzaniem i spojrzał na mnie z bólem w
oczach. Odwrócił się w moją stronę, aby potem chodzić w kółko. Miałem
wrażenie, że toczy w sobie jakąś zaciętą walkę. Bije się z myślami,
krążąc ciągle w błędnym kole, depcząc przy okazji wypielęgnowany przez
mamę Connora trawnik. Podszedł do żwirowej ścieżki i wziął jeden z
kamieni do swojej dłoni. Rozejrzał się dookoła i z wymalowaną złością na
twarzy, wyrzucił go daleko przed siebie. Znowu popatrzył się na żwirową
drużkę i zaczął ją kopać. Wpadał powoli w jakiś obłęd. Furia ogarnęła
go do tego stopnia, że zaczął krzyczeć i rzucać się na wszystkie strony.
Odpuściłem mu na krótką chwilę. Postanowiłem zostawić go na moment
samego ze swoją frustracją, ponieważ wiedziałem, że niektórzy ludzie w
takich sytuacjach wolą być sami i najzwyczajniej w świecie się wyżyć na
czymś. Jemu najwidoczniej nie podpasowała ścieżka, cóż.
Zawiadomiłem
mamę o tym, że Rose zasłabła, więc byłem spokojny. Mama miała właśnie
dyżur, więc Rose będzie pod dobrą opieką. Jej reakcja na to, że moja
siostra znajduje się w drodze do szpitala była… spokojna. Nie wiem
dlaczego, ale mama zachowywała stoicki spokój, co lekko mnie przeraziło.
Inne matki wpadły by zaraz w panikę i przewrażliwione pobiegły by do
lekarza. Mama po tylu latach pracy w szpitalu była już do tego
przyzwyczajona. A ponadto miałem wrażenie, że rodzicielka spodziewała
się tego, prędzej czy później. Już nie od dziś wiadomo, że z siostrą
dzieje się coś złego.
Wiedziałem, że coś grubego się święci. Rose już od dawna wyglądała
źle. Chodziła taka nieprzytomna, jakby w innym świecie. Miała wory pod
oczami, a jej skóra była sucha. Myślałem, że to może efekt przemęczenia,
jednak teraz myślę, że to mogło być coś gorszego. Jednak Rose to zuch
dziewczynka i wyjdzie z tego. Pamiętam, jak w dzieciństwie nigdy nie
chorowała. Była żywym okazem zdrowia. Zawsze jej tego zazdrościłem,
ponieważ gdy przychodziła zima, ja musiałem leżeć w łóżku i się kurować,
a ona zasuwała na górkę, aby pozjeżdżać na wielkich drewnianych
sankach, które zrobił nam dziadek, gdy jeszcze żył. Zaraz po tym gdy
alkohol wyparuje z naszej krwi, pojadę tam aby być blisko niej i
wspierać ja w tej trudnej dla niej chwili.
- Brad, uspokój się. - powiedziałem łagodnie, podchodząc do chłopaka.
-
Nie, Tristan, nie uspokoję się. Ona leżała nieprzytomna w łazience z
zakrwawioną głową. Nie martwi cię to w ogóle? Jesteś jej bratem do
cholery! – chłopak krzyknął na mnie, jednak usiadł koło mnie na trawie.
- Jestem i wiem, że nic na pewno złego jej się nie stanie. Mama jest na dyżurze, zaopiekuje się nią.
- Nie, ty nic nie rozumiesz Tris. Ona nas potrzebuje, powinniśmy teraz przy niej być. Ja powinienem.
- Widzę, że Ci na niej zależy, ale nic nie wskórasz siedząc tam
przy niej. I wiem też, że może teraz nie zachowam się w stosunku do Rose
fair, ale powinieneś coś wiedzieć. Po wakacjach Rose wyjeżdża do
Stevenage. Nie rób sobie jakiś złudnych nadziei, bo jesteś spoko gość i
nie powinieneś zawracać sobie nią głowy. Myślę, że lepiej żebyś teraz to
wiedział.
- Na razie. – wstał szybko z trawy, na której wcześniej siedział i wyszedł przez furtkę, kierując się w stronę szpitala.
Schowałem
twarz w dłoniach z przemęczenia. Dzisiaj wydarzyło się tyle rzeczy.
Wiem, ze to co przed chwilą zrobiłem nie jest okay, ale on musiał się
dowiedzieć. Rose nie mogła tego dłużej ciągnąć. Siedziałem tam jeszcze
przez chwilę i patrzyłem się tępo w przestrzeń. Bradley z każdym zdaniem
zadziwiał mnie coraz bardziej.
(Brad)
- Przepraszam panią, mam pytanie. - powiedziałem podchodząc do wysokiego biurka, za którym siedziała pielęgniarka.
- Tak słoneczko?
- Niedawno przywieziono tu Rose Evans, gdzie teraz się znajduje?
- Jesteś jej rodziną? Bratem?
- Chłopakiem. - odparłem bez namysłu.
- Zaczekaj chwilkę. - opowiedziała zmartwiona.
-
Dobrze. - odpowiedziałem, po czym zacząłem rozglądać się po szpitalnym
holu. W poczekalni siedziały matki z chorymi dziećmi, dalej starsze
panie przeraźliwie głośno kaszlące oraz panowie, którzy usypiali na
siedząco na niewygodnym, plastikowym krześle. U wszystkich było widać
wyraźne zmęczenie i strach.
- Jest w sali 48 na czwartym piętrze. Odział dziecięcy. - poinformowała mnie starsza kobieta.
- Dziękuję pani bardzo. - powiedziałem szybko i poszedłem w stronę widny.
Wcisnąłem
duży przycisk, aby winda mogła zjechać na sam parter i zawieść mnie na
czwarte piętro, jednak maszyna działa tak powolnie, że zrezygnowany
postanowiłem pokonać ten dystans schodami. Biegłem ile sił w nogach,
jednak zamiast ubywać to schodów przybywało. Uniosłem dłoń, żeby otrzeć
pot z czoła. W końcu dotarłem na oddział dziecięcy. Czułem pulsującą
krew w całym ciele, zaczynając na stopach a kończąc na skroniach. Miałem
wrażenie, że za chwilę wypluję płuca. Zacząłem kaszleć, więc podszedłem
na chwilę do krzesełka i usiadłem na nim, opierając swoją głowę o zimną
ścianę. Zamknąłem oczy i zacząłem rozmyślać o tym co powiedział mi
Tris. Rose wyjeżdża, a więc jednak mnie opuszcza. Nie wiedziałem, co o
tym wszystkich sądzić. Najgorsze było to, że byłem na nią cholernie zły
za to, że mi nic nie powiedziała. Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi i
mówimy sobie wszystko. Cóż, teraz jestem tak zagubiony w swoich
uczuciach i myślach, że to odbiera mi możliwość normalnego
funkcjonowania.
- Bradley? - usłyszałem dobrze mi znany kobiecy głos nad sobą.
- Dobry wieczór, pani Evans. - przywitałem się z mamą Rose, która stała w białym fartuchu pielęgniarskim nade mną.
- Co ty tu robisz?
- Przyszedłem do Rose, ale zrobiło mi się słabo, wiec usiadłem. Co z nią?
-
Wszystko w porządku. Coś wywołało u niej alergię i stąd te plamy,
zasłabła z przemęczenia. Chyba też zauważyłeś te zmianę w jej
zachowaniu. Wiesz, chodziła taka dziwna, a krew która sączyła się z jej
głowy, była spowodowana tym, że rozcięła sobie skórę, uderzając o
umywalkę, gdy upadała. – poinformowała mnie mama przyjaciółki.
- O matko… - złapałem się za głowę. - Mogę do niej wejść?
- Na razie nie. Cierpliwości Brad, powinieneś iść teraz do domu i się przespać. Wrócisz tu rano, jeśli chcesz.
- Nie, zostanę. - powiedziałem twardo, dając do zrozumienia, że zostanę tu tak długo, na ile będę w stanie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć i czołem! Jak zauważyliście ostatnio notki pojawiają się regularnie co wtorek,mniej więcej o 12-13 ,ale w następnym tygodniu może tak nie być. Wyjeżdżam na biwak, więc nie będę miała jak napisać rozdziału. Wracam 10 sierpnia w niedziele,ale znając życie oraz moje możliwości ,będę odsypiała ten wyjazd przez pół tygodnia.Dlatego 12 sierpnia najprawdopodobniej rozdział będzie późnym wieczorem,albo już następnego dnia, czyli w środę.
Jeśli chodzi o rozdział 10. . .
Jak zareagowaliście na to wszystko? Ja pisząc to prawie sie popłakałam. Nastrój wydaje mi się być smutny,ale zobaczymy jak z tym nastrojem u Was. Czekam na wasze komentarze < których z rozdziału na rozdział niestety ubywa >
Do następnego! :*
Bożee... Biedna Rose. Biedny Brad tak się martwi ♥ Czekam na next
OdpowiedzUsuńJejku poryczałam się.
OdpowiedzUsuńTen rozdział wywołał u mnie tyle emocji jak żaden inny, dlatego strasznie mi się podoba.
Mam nadzieję że z Rose będzie wszystko w porządku.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział:)
Życzę miłego biwaku ❤
/@awokado1
To niesamowite jak dobrze można to sobie wyobrazić, to znaczy, z jest bardzo dobrze napisane. Sama rozpacz w tym rozdziale to nawet dobrze, potrzeba jej w ff, ale podobało mi się bardzo. Szczerze zastanawiam się, czy narysować Rose z Bradley'em, który mówi, że ją kocha... // @phoenix_Carrots
OdpowiedzUsuńtak, tak,tak! zrób to! awwww proszę.*-*
Usuńporaz pierwszy w życiu popłakałam sie czytając ff :"( tak bardzo sie martwie o Rose i co będzie z Bradem jak go opuści :/ nwm czemu ale cały czas wydaje mi sie że Rose jest w ciąży O.o życze miłego wypoczynku ;)
OdpowiedzUsuńPopłakałam się, mam nadzieję, że z Rose będzie wszystko okej, a Brad nie będzie na nią zły, że mu nie powiedziała i że sobie wszystko wyjaśnią. Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wszystko się dobrze ułoży :)
OdpowiedzUsuń@megatightening
+Baw się dobrze ;)
Mam nadzieje, że z Rose będzie wszystko ok, wyjaśnią sobie wszystko z Bradem i Rose ostatecznie nie wyjedzie.
OdpowiedzUsuńBaw się dobrze :)
Co za rozdział! Mistrzostwo! Jeden z najlepszych :) Gdy czytałam o tym jak Brad wpadł do tej łazienki i zobaczył ją zakrwawioną,to aż mi ciarki przeszły po plecach i zarazem zrobiło mi się strasznie smutno.Ona leżąca nieprzytomna, on cały spanikowany,co on musiał czuc. Czekam na następny rozdział z niecierpliwością :) Pozdrawiam i zapraszam do odwiedzania mojego bloga,bo lada dzień u mni także nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńZapraszam serdecznie do siebie na nowy rozdział http://otherviki.blogspot.com/
UsuńZrobiło mi się słabo >.< Szkoda mi Rose, czytając rozdział bardzo dobrze czułam tą adrenalinę. Nie chcę narzekać, ale posty mogłyby pojawiać się częściej, w tygodniu aż tęsknie za czymś nowym, wiem, że to dla ciebie wyzwanie i oczywiście to rozumiem :) Życzę dobrej weny - ŚWIETNY ROZDZIAŁ ♥ :**
OdpowiedzUsuńJejku biedna Rose i Brad tak samo. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńJezuuuuu... Rose żyj! :c Ja wiem, że to zwykłe omdlenie, ale czuję się, jakby ona umierała :((( Brad, głupku, wreszcie przyznałeś, że ją kochasz <3 Do tego podał się za jej chłopaka :D Bardzo mocno przeżywa jej stan zdrowia. Co Rose mu powie, kiedy się obudzi? Tris się wygadał :/
OdpowiedzUsuńTyle się teraz u Ciebie dzieje :) Naprawdę mega emocjonalny rozdział :> Nie przejmuj się tym, że tak późno dodasz rozdział. Są wakacje, każdy musi mieć chwilę odpoczynku :D No to pozdrawiam, czekam na c.d dalszy i życzę udanego biwaku :*
tkwi-w-ciszy.blogspot.com
Jeej to jeden z najfajniejszych rozdziałów :)) No i w końcu Brad zrozumiał swoje uczucia do Rose :D Tris i jego słowa :/ Czekam na następny xD //Katee
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :D
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :)
Mimo wakacji mam mało czasu wiec napisze tylko ze to u góry jest GENIALNE a ja juz nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału ;*
OdpowiedzUsuńNo nieźle. Płakać mi się chciało.. :c Piękny rozdział jestem ciekawa następnego <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział <3
OdpowiedzUsuńDobrze, że skończyło się jak się skończyło i, że jest z Rose lepiej..
Jednak szkoda, że Brad dowiedział się o jej wyjeździe w taki sposób...
Pozdrawiam :*
Jezu martwiłam się o Rose, ale dobrze że jest w dobrych rękach. Ups, Brad dowiedział się o wyjeździe w zły sposób, już wyczuwam dramę :/
OdpowiedzUsuńczekam na next x
@Toriixdd
jeju a ja ciągle liczę na happy end z rose i bradem :( oni muszą być razem. ale teraz się pokomplikowało cos czuje że będzie ciekawie :) baw się dobrze na wyjeździe i wracaj z jakimś mega rozdziałem :* /n
OdpowiedzUsuńBiedna Rose, na szczęście, że Brad dość szybko zareagował, aż strach pomyśleć co by się stało jeśli dalej by siedział przy ognisku. Szkoda mi chłopaka, tak się przejmuje, choć wie, że jest przy niej jej matka i szkoda, że dowiedział się o wyjeżdzie w taki sposób.
OdpowiedzUsuńCzekam na next x
Biedny Bradley :(
OdpowiedzUsuńSwietne opowiadanie i rozdzial!:) z checia przeczytam kolejny
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, chociaż naprawdę smutny i poruszający. Widać, że Bradowi zależy na Rose i szkoda, że Tris powiedział mu o jej wyjeździe. Czekam na następny! Buziaki :*
OdpowiedzUsuńOoo Boże! Ile emocji, ile się wydarzyło! Nie mam pojęcia od czego mam zacząć! <3 Wiki, Wiki, Wiki! Jeden z najlepszych rozdziałów, jakie się dotąd pojawiły :D To może tak na wstępie xd
OdpowiedzUsuńMega zaszokowała mnie reakcja Brad'a na to wszystko...Mimo, że wiedział, że Rose żyje, to bardzo przejął się Jej zdrowiem. I ta scena kiedy On wchodzi do łazienki i widzi Rosalie leżącą na podłodze z zakrwawioną głową...NIEPRZYTOMNĄ! Rozpłakałam się jak dziecko, kiedy powiedział w płaczu ''Kocham Cię''..i ten całus w czoło....Bożeee! To było tak mega wzruszające...i to kiedy Bradley się rozpłakał..AWWW <3 Widać, że chłopakowi zależy na Rose :) Ale On jest cudowny! Wyobrażam sobie Jego przerażenie...:(
Uważam, że dobrze, że Tristan powiedział Brad'owi o wyjeździe głównej bohaterki. Chłopak powinien się dowiedzieć chyba jako pierwszy jeśli chodzi o grono przyjaciół Rose. W końcu to Jej przyjaciel.
W momencie kiedy Bradley wbiegł do domu i stanął przed drzwiami do łazienki, to napięcie tak wzrosło, że masakra xd Czułam normalnie to co czuli bohaterowie ff <3 Nie da się słowami opisać tego wszystkiego :*
Naprawdę, jeden z najlepszych rozdziałów! Ty prawie płakałaś...a ja od momentu ''Kocham Cię'' praktycznie do końca ryczałam jak idiotka :D Rzeczywiście z Brad'em działy się dziwne rzeczy...
Kochana! Udanego wyjazdu! Wracaj szybko i wstawiaj nowość :) Czekam z niecierpliwością :) Pozdrawiam, Iza :)
o jezusiku, ja już myślałam, że Rose chciała popełnić samobójstwo ;___;
OdpowiedzUsuńBrad powiedział, że ją kocha, umarłam skugfbuisdbj <3
nie może pozwolić jej jechać samej, no nie może! :(
Udanego obozu kochana! :*
@ohmyhojbjerg
jaki Brad jest słodki jejku <3 uwielbiam to opowiadanie xx
OdpowiedzUsuńTak mi się przypomniała ta twoja cała droga w bloggerze... Byłyśmy ze sobą od początku sis!
OdpowiedzUsuńTaaa to prawda <3
UsuńMi łzy napłynęły do oczu! Taki nastrój stworzyłaś, że..ja cie! ^^
OdpowiedzUsuńRozbawiła mnie ta zmiana od "Kocham Cię." do "CHOLERA JASNA… GDZIE TO POGOTOWIE?!" Tak delikatnie a potem wnerw. Boziuuu kocham :D
Jak powiedział, że jest jej chłopakiem - aaawwwwww! <3
Jeśli nie widziałaś, to polecam w podobnym klimacie film. W sensie, że płakać tylko idzie "Ósmoklasiści nie płaczą". Jest cudooowny!
Tak, po tym rozdziale zdecydowanie mogę mieć Brad feelings *-* "kocham cię", "..jej chłopakiem".. to takie słodkie jak Brad się o nią martwi, jemu naprawdę zależy i mam nadzieję, że Rose w końcu zrozumie, że są sobie przeznaczeni!
OdpowiedzUsuńJa sama zaczęłam się martwić o zdrowie Rose, ale uspokajała mnie myśl, że przecież głównej bohaterki nie zabijesz, więc cieszę się, że to tylko alergia i oby dziewczyna szybko wróciła do zdrowia :)
Przechodząc do Trisa... z jednej strony to trochę chamskie, że zdradził tajemnicę Rose, jednak Brad rzeczywiście powinien wiedzieć i to jako jeden z pierwszych...
Miłego wyjazdu (w sumie to już końcówki) i odpocznij, odeśpij spokojnie :) życzę weny i kolejnego, równie świetnego, rozdziału :D
Świetny rozdział! Nie mogę się doczekać nexta!
OdpowiedzUsuńPS: Wesołej końcówki wakacji i mam nadzieję, że w roku szkolnym nie zapomnisz o nas i rozdziały będą dodawane równie często jak i w wakacje ;)