piątek, 30 maja 2014

13.''Chcę aby ta chwila trwała wiecznie''

 PRZYPOMINAM O ZAKŁADCE INFORMOWANI

      (Rose)  
Dwa i pół tygodnia później...
Czułam na skórze jego palący dotyk. Muskał moje ramię swoimi cudownymi, malinowymi ustami. Cichy pomruk, który wydawał podczas tej czynności, doprowadzał mnie do stanu, którego nie potrafię opisać. Czułam jak moje policzki przybrały kolor purpury, a słodkie słówka, które wychodziły z jego ust w moim kierunku sprawiały, że ogromne fale gorąca oblewały moje ciało. W końcu chłopak brutalnie odwrócił mnie w swoją stronę i przycisnął swoje ciało do mojego w taki sposób, że opierałam się o zimną ścianę szkolnej łazienki. Czułam na sobie jego ciepły oddech. Był na szyi, policzkach, a nawet i ustach. Nigdy wcześniej nie doznałam takiej przyjemności. To było coś... niepowtarzalnie niesamowitego!
- Rose... - powiedział chłopak uwodzicielskim głosem.
- Roseeeeeee. - zaczął przeciągając moje imię, jakby innym, mniej ochrypłym głosem, którego nie mogłam odgadnąć.
- Wstawaj! -powiedział ktoś bardzo stanowczo.
Poczułam jak mój świat wiruje, a ja razem z nim. Oddalałam się od chłopaka, aż szkolna łazienka zniknęła z pola widzenia. Do oczu dostał się oślepiający blask reflektorów, co sprawiło, że musiałam je zamknąć. Kiedy po raz kolejny usłyszałam nawoływanie mojego imienia, poczułam, że muszę coś zrobić. Nie wiedziałam wtedy jeszcze dokładnie co. Moje myśli były porozrzucane na wszystkie strony świata i za nic nie chciały się zebrać w jedną, logiczna całość.
Odczekałam krótką chwilę i otworzyłam oczy. Rozejrzałam się z rozczarowaniem w oczach po domowym salonie. Nie było żadnego pocałunku, nie było czułych słówek, nie było NIC. Spojrzałam na osobę, siedzącą obok moich nóg. To Connor. Gładził moją gołą łydkę, próbując mnie obudzić.
- Rosalie...wstawaj. - tym razem powiedział bardzo delikatnie. Najwidoczniej wyczuł, że powoli powracam do świata żywych i nie chciał mnie wystraszyć.
- Nie śpię. - poinformowałam chłopaka z zaspanych głosem.
- Nie byłbym taki pewien. Siedziałem jakiś czas i patrzyłem na Ciebie. Niezła byłaby z ciebie aktorka komediowa. Tak śmiesznie próbowałaś kogoś całować przez sens. Jestem taki ciekawy, kogo sobie wyobrażałaś.
- Ja? - poczułam jak moje policzki robią się czerwone. Ogromy rumieniec oblał moją twarz z zażenowania i zawstydzenia. - Nie, nie próbowałam. Wydawało Ci się.
- Tak, na pewno wydawało mi  się. Tak samo pewnie się przesłyszałem słysząc twoje ''Och, Brad... Jesteś taki cudowny. Chcę aby ta chwila trwała wiecznie''. - chłopak zaśmiał się głośno i spojrzał na mnie wzrokiem mówiącym, że nie jestem w stanie go okłamać.
- Naprawdę, mówiłam coś takiego?
- Yhym. - Connor pokiwał głową i uśmiechnął się promiennie w moją stronę.
Usiadłam na sofie, na której poprzednio spałam i schowałam twarz w dłoniach .Nie chciałam, żeby oglądał mnie w takim okropnym stanie.
- Co za wstyd. - powiedziałam zażenowana.
- Oj Rose, nie przejmuj się.
- Nie powiesz nikomu, prawda? - zapytałam pełna nadziei. Nikt nie mógł się o tym dowiedzieć. Samo to, że śnił mi się Bradley i to w dodatku w takiej a nie innej okoliczności był bardzo absurdalny i niedorzeczny.
- Po co miał bym komuś mówić? - zapytał ze zdziwieniem Con. - A tak w ogóle to masz zamiar iść w spodenkach na imprezę walentynkową?
- Nie idę. - odparłam. Udało mi się tydzień temu przekonać do tego Laurę. Wymigałam się wyjazdem w rodzinne strony, co zwolniło mnie z obowiązku uczestnictwa w imprezie.
- Jak to ''nie idę''? - chłopak zagestykulował w powietrzu cudzysłów i spojrzał na mnie krytycznym wzrokiem. - Chodź, wybierzemy Ci coś fajnego i pójdziesz na tą cholerną imprezę.
- Ale ja nie mam z kim, to po pierwsze... A po drugie nie mam się w co ubrać.
- Ze mną pójdziesz. Przyjechałem teraz po Tristana i później jedziemy po Angie.
- Tą z blond lokami z jego rocznika?
- Tak, właśnie tą. Tris kleił się do niej od dłuższego czasu, aż w końcu zebrał się i ją zaprosił.
- A Ty czemu nie idziesz z dziewczyną? - zapytałam zaciekawiona.
- Przecież idę z Tobą. - odparł Con, wzruszając ramionami.
- Ale...
- Ale teraz idziemy do Twojego pokoju wybrać Ci jakieś ubrania. - przerwał widząc mój wzrok. - Nie bój się, nie musimy iść jako para. Chociaż w sumie... pewnie chciałabyś trochę utrzeć nosa Simpsonowi.
- Nie. Cieszę się jego szczęściem z Laurą.
- Uhum... - zamruczał Connor, po czym podniósł się z sofy i wziął moją rękę, powodując, że ja też wstałam.
- Nie wierzysz mi, prawda?
- Nie.
Westchnęłam tylko i poszłam w ślad Connora, wędrującego w stronę mojego pokoju. Kiedy weszliśmy do sypialni, chłopak położył się na moim łóżku i zaczął przyglądać się moim poczynaniom. Ja tylko z rezygnacją otworzyłam szafę i zaczęłam szukać czegoś sensownego, co nadawało by się na imprezę. Wyciągnęłam czerwone spodnie i czarną, przewiewną koszulę w  różowe kwiaty. Twarz Connora wyraziła tylko dziwny grymas. Chłopak szybko zerwał się z łóżka i podszedł do mojej szeroko otworzonej szafy.
- W tym nie pójdziesz. To jest impreza Rose, a nie jakiś dzień, um... różowego misia.
Connor podszedł do moich ubrań i zaczął w nich grzebać. Nie czułam się komfortowo. Miałam swoje zdanie na ten temat, ale nie mogłam go nawet powiedzieć. Jeśli już chciałam się odezwać Connor odwracał się w moją stronę i uciszał mnie gestem swojej dłoni. W końcu wyjął jakieś ubranie, o którym zapewne zapomniałam. Podał mi je i kazał się przebrać.
Przebrałam się i zaczęłam przeglądać się w lustrze. Connor wybrał najmniej odpowiedni dla mnie strój. Była to asymetryczna czarna sukienka w przeróżne kwiaty z przedłużanym dołem. Nie powiem ,sukienka sama w sobie bardzo mi się podobała, ale moja figura i te okropne nogi psuły całą ta piękność ubrania. Wyszłam z łazienki i poczłapałam jak najwolniej do pokoju. Gdy Connor mnie zobaczył, ożył i uśmiechnął się szeroko, sprawiając, że przewróciłam oczami.
- Wyglądasz w tym... WOW. Nie wiem, co powiedzieć.
- Wyglądam w tym jak jakiś nieudany ork z Władcy Pierścieni, ze zniekształconą twarzą i dziwnym ciałem.
- Ale Ty przeżywasz. - pokiwał z dezaprobatą przyjaciel brata. - Wiesz Rose... czegoś mi tu brakuje.
- Hm? - zapytałam, podchodząc do lustra wiszącego na mojej zielono-morskiej ścianie.
- Masz może skórzaną kurtkę. Um... najlepiej ramoneskę.
- Mam, ale po co ci ona?
- Będziesz w niej wyglądała jak hipiska. Bradley'owi się spodoba. - odparł Con, przyglądając mi się.
- Przestań. Nie idę z Tobą tam, aby mu dogryźć.
- Dobra, dobra. Zakładaj tą kurtkę, a ja pójdę sprawdzić, czy Tris jest już gotowy. Powinniśmy być trochę wcześniej, zanim impreza się zacznie.
- Dobrze. - pokiwałam głową i zaczęłam przeszukiwać szafki w poszukiwaniu kurtki. Ubierałam ją nie z powodu, który wymienił Con - czyli Brad'a. Chciałam założyć ją żeby sobie coś udowodnić. Chciałam raz się przemóc i porządnie się zabawić. To nic,że na szkolnej imprezie. Miałam nadzieję, że się uda i spędzę naprawdę miło czas z Connorem i resztą chłopców. Brad'a miałam w tej chwili gdzieś. Do niczego go nie zmuszę, niech idzie z Laurą. Nie przeszkadza mi to, tak myślę.

*   *   *
Właśnie odpaliliśmy samochód spod domu Angie. Jak się okazało, dziewczyna była naprawdę miła i... mądra. Od razu znalazłyśmy wspólny język. Nie mogła się nadziwić, dlaczego ja nadal gnieżdżę się w Dover. Uważała, że powinnam stąd wyjechać i pójść do lepszej szkoły. To fakt, nasza szkoła nie była jakaś super extra, ale wystarczyła mi do tego,  aby potem iść na porządne studia. A poza tym, nie chciałam się rozstawać z Dover. To miasto jest mi tak bliskie, że żadne słowa nie potrafią tego wyrazić, naprawdę.
Dojechaliśmy do szkolnego parkingu i szybko wyszliśmy  z samochodu Connora. Jako organizatorzy byliśmy strasznie spóźnieni. Connor wziął mnie za rękę, natomiast Tris zrobił to samo z Angie i razem pobiegliśmy do wejścia, przed którym powoli robiło się tłoczno. Na szczęście nie wpadliśmy na nikogo, kto mógłby nas spowolnić. Wbiegliśmy roześmiani na salę, na której panował mały harmider.
Uspokoiliśmy się szybko i już spokojnie podeszliśmy pod scenę, na której Brad dopasowywał mikrofon, a James stroił swoją gitarę. Na nasz widok blondyn uśmiechnął się radośnie i powiedział z wyczuwalną nutką zdenerwowania w głosie:
- O Jezu... już się martwiłem, że coś się stało. Czemu się spóźniliście?
- Rose... um... miała pewne obiekcje co do tego, czy tu przyjść. - westchnął Connor, jednak na jego twarzy nadal gościł uśmiech.
- To znaczy co? Biedna nie chciała się zgodzić, aby przyjść tu z Tobą i zaciągnąłeś ją siłą? - zapytał James.
- Ha ha. Bardzo śmieszne. - odparł Con, śmiejąc się sztucznie.
- Ja tu jestem. - upomniałam chłopaków. Spojrzałam jeszcze tylko na Brada, który udawał, że nie interesuje go nasza rozmowa. Wydawał się być smutny, przygaszony i  nieobecny, myślami gdzieś daleko. Z dala od nas, od szkoły, od wszystkiego.
- Przestańcie! - powiedziałam ponownie. Wkurzyłam się na chłopaków, bo zaczęli gawędzić o moim ubiorze. - Idę od Was. Nie wytrzymam tu ani chwili dłużej. Angie, idziesz?
- Jasne. - powiedziała dziewczyna, odklejając się od mojego brata, do którego była bardzo przyklejona.
Odeszłyśmy od chłopców. Nie chciałyśmy znajdować się zbyt daleko podczas koncertu , więc ruszyłyśmy do stołu z przekąskami i napojami. Tam usiadłyśmy na jednej z dostawionych ławeczek, udekorowanych serduszkami i różowo-białym materiałem.
- Słodko razem wyglądacie. - powiedziałam po chwili ciszy, która panowała u nas od dłuższego czasu. - Ty i Tristan. Gdyby nie Con, nawet nie wiedziałabym, że macie się ku sobie. Dziwna sytuacja.
- Tak, bardzo dziwna. Bo wiesz...Tristan strasznie mi się podoba i to już od drugiej, czy tam nawet pierwszej klasy, ale zawsze się wstydziłam. A tu któregoś dnia nie mogłam dosięgnąć książki w bibliotece i on mi pomógł i zaczęliśmy rozmawiać. Potem znowu, znowu, znowu i chyba... chyba się w nim zakochałam.
- Wow, mój brat zdolny do takich rzeczy... - odparłam zdumiona. - I pomyśleć, że jeszcze ten głupek dwa tygodnie temu skręcił kostkę, łamaga. - prychnęłam - A tu teraz takie rzeczy...
- A właśnie, co do tej kostki. Jak to się stało? Nie chciał mi powiedzieć.
- Wiesz... męczyłyśmy go z mamą cały tydzień, by powiedział. Jak się okazało, mój brat jest taką niezdarą, że rano gdy brał prysznic strasznie nachlapał na płytki, a potem to już chyba można się domyślić.
- Heh, Tris to Tris. Tego nie ogarniesz. - powiedziałam radośnie blondynka.
- Ta.
- A Ty i Con, no wiesz, jesteście razem?
- Nie,coś Ty. To przyjaciel Trisa no i chyba mój też. Ostatnio bardzo się zbliżyłam z chłopakami, a wszystko dlatego, że miałam te głupie lekcje z Brad'em.
- Ou... Brad to ten wokalista, no nie? - zapytała Angie, na co jej pokiwałam głową. - Jest strasznie przystojny, ale to nie o tym... Ty czujesz coś do Brada?
- Nie wiem. Więź przyjacielska się liczy?
- Nie wierzę Ci co do tej ''więzi''. - odpowiedziała szybko blondynka z kręconymi włosami.
- Dlaczego?
- Bo czerwienisz się, mądralo. Specjalnie Cię zapytałam o Brada, bo widzę jak patrzysz na niego, a on zresztą na ciebie też. Tylko, że jesteście jacyś smutni. Pokłóciliście się?
- Nie, nie wiem, może. To znaczy, nie rozmawialiśmy tak na osobności od dwóch tygodni. Jedynie co wiem to to, że zdał z fizyki.
- Aha.
- To dziwne, że mówię Ci to wszystko. - odparłam bez ogródek. - nigdy wcześniej nie zwierzałam się nikomu, poza Tristanem.
- Mogę czuć się wyjątkowa? - zapytała Angie, uśmiechając się przyjaźnie w moją stronę.
- Tak. - odparłam, po czym wybuchnęłyśmy śmiechem.
Czas leciał nieubłaganie szybko. Ciągle rozmawiałam z Angie o błahych sprawach. Mówiłyśmy także o chłopakach, o sukienkach dziewczyn, o wszystkim. Po prostu jak kumpela z kumpelą. Dopiero teraz poczułam jak bardzo mi tego brakowało, ostatni raz rozmawiałam tak z dziewczynami w podstawówce. Miło było tak posiedzieć i poplotkować.
W końcu naszedł czas na wielki występ chłopaków. Ludzie zaczęli się zbierać wokół sceny, wiec razem z Angie zaingerowałyśmy i pobiegłyśmy, przepychając się przez tłum, aby mieć dobrą widoczność na chłopaków. Przyznam szczerze, że jeszcze nigdy nie słyszałam ich na żywo. Widziałam tylko covery z youtube, które chłopcy regularnie wrzucają na swój kanał. Dzisiejszy występ był dla mnie podwójnie ważny, ponieważ dziś usłyszę jak Brad śpiewa High Hopes, którą poprawiałam. Dziwiłam się wtedy, gdy mu ją oddawałam, a on mi odmówił. Byłam ciekawa dlaczego, ale w tej chwili nie przejmowałam się. Chłopcy zaczęli grać. Aura, która się wytworzyła podczas koncertu była magiczna. Czułam się, jakbym była w transie. Chłopcy na początku zaczęli grać, mocne i skoczne kawałki, aby potem zwolnić i porwać ludzi do romantycznego tańca. Kiedy grono ludzi pod sceną przerzedziło się, postanowiłam usiąść wraz z Angie na ławce. Niestety nasza poprzednia miejscówka był zajęta, więc byłyśmy zmuszone udać się na taką, która stała na przeciwko sceny, jednak w znacznie większej odległości niż poprzednia.
- A teraz zagramy nasz nowy utwór. Jest on dla mnie bardzo ważny. Jak już kiedyś wspomniałem, każdy utwór jest pisany z myślą o kimś, ten także należy do tych utworów. Mam nadzieje, że domyślisz się, że śpiewam to do Ciebie.  - powiedział niewyraźnie  Brad i trochę ciszej niż powinien ostatnie zdanie. Słyszałam to tylko przez mgłę, moje myśli krążyły gdzieś dalej, poza murami szkoły.
- Ej. - szturchnęła mnie Angie. - Słuchaj co on mówi.
- A co on powiedział? - zapytałam jakby wyrwana z jakiegoś amoku. Byłam zamyślona i po prostu wyłączyłam się na chwilę. To u mnie normalne.
- Mówił, że każdy utwór jest pisany z myślą o kimś i ten także należy do takich. Wspomniał też, tak jakby mówiąc do tego kogoś, że ma nadzieję, że się domyli. No że ta osoba, dla której napisali tą piosenkę. - mimo intelektu Angie, jej wypowiedź była niespójna i ciężka do zrozumienia. Zastanowiłam się przez dłuższą chwilę, po czym odpowiedziałam:
- Fajnie. Pewnie ma na myśli Laurę.
- Naszą Laurę, tą przewodniczącą? - zapytała z niedowierzaniem Angie.
- Tak, przyszli tu razem. Najprawdopodobniej są parą i dla niej to napisał.
Angie wytrzeszczyła tylko oczy i kazała mi popatrzeć w stronę sceny. Z głośników zaczął wydobywać się zachrypnięty głos Brada, który wyśpiewał te słowa:
 ‘’How can a heart like yours be that high and dry,
When it burns the brightest?‘'

// 

 ''Jak serce, takie jak twoje może być tak silne i oschłe?
Kiedy płonie najjaśniej?''

wtorek, 27 maja 2014

12.''Możesz na mnie liczyć''

Nie wiem czy to ja wymagam od Was zbyt wiele,czy co... Wcześniej było po 40 kom,39 itd. a teraz? Ledwo co pojawia się 20 komentarzy. Wiem,że na pewno więcej osób czyta tego bloga,bo statystyki nie kłamią. Błagam Was! KOMENTUJCIE!!! Wystarczy ,że napiszecie ''SUPER'' ,a będę szczęśliwa. Już nie wymagam od was jakiś długich wywodów na temat rozdziału.Dobrze wiecie,że komentarze dają ogromną motywację i chęć do dalszej pracy. A ja mam wrażenie,że Was ciągle ubywa. Gdzie się podziali Ci czytelnicy ,którzy komentowali pierwsze rozdziały? Jest mi naprawdę przykro. Czuję,że Was zawiodłam. Nie wiem co mam jeszcze zrobić żebyście komentowały. Ech... tylko tyle.
NIE ZAPOMNIJCIE TEŻ O ZAKŁADCE INFORMOWANI!!!
 (Brad)
Chciałem podejść do Rose i powiedzieć jej, jak ładnie dziś wygląda. Chciałem zobaczyć, jak zareaguje na mój sukces. Chciałem zobaczyć  jej uśmiech. Chciałem... Najwidoczniej chcieć to za dużo. Poczułem, jak na moim nadgarstku zaciska się dłoń. Była ona drobna i należała do dziewczyny. Podniosłem wzrok, aby sprawdzić kim jest ta osoba. Moim oczom ukazała się jedna z najbardziej znanych dziewczyn w szkole - Laura. Lubiłem ją, czasami spotykaliśmy się na imprezach. W pierwszej klasie byliśmy nawet na kilku randkach, jednak nie udało nam się. Laura była bardzo sympatyczną osobą. Była pomocna i strasznie angażowała się w swój wolontariat. Nie bez powodu została przewodniczącą. Posłała mi swój firmowy uśmiech i zaczęła mówić:
- Brad, mam do ciebie sprawę.
- Słucham? - zapytałem zaskoczony.
- Będziesz mi bardzo potrzebny. Zbliża się bal, a ja nie mam partnera i o ile się nie mylę, Ty nie masz partnerki.
- Sugerujesz coś? Chcesz, żebyśmy wybrali się na niego razem?
- Tak, właśnie. Wiesz... bez żadnych zobowiązań. Nie musisz po mnie przyjeżdżać, dawać kwiatków i tak dalej. Chodzi mi tylko, abyśmy pokazali się tutaj w środku razem. Jestem przewodniczącą i moja reputacja jest bardzo ważna. Nie chciałabym źle wypaść. Zgodzisz się na to? Bądź dobrym przyjacielem! - powiedziała blondynka.
- W sumie czemu nie? - wypaliłem bez namysłu. - Możesz na mnie liczyć.
Powiedziałem to i poczułem na swoim policzku usta dziewczyny. Laura odeszła, więc chciałem pójść do Rose i z nią porozmawiać, jednak usłyszałem z drugiego końca hali jak ktoś krzyczy moje imię. Wywróciłem oczami z poirytowania i spojrzałem w stronę przyjaciółki. Stała wśród dziewczyn i patrzyła na mnie. W jej oczach nie było widać tych cudownych, skaczących iskierek. Wydawała się być smutna. Uśmiechnąłem się do niej pogodnie, jednak ona nie odwzajemniła go. Poczułem się dziwnie. Znowu zaczynamy okres ''zamknięta Rose''? Nie mogłem już wytrzymać. Pokręciłem głową i odszedłem. Nie wiem, czy zrobiłem coś źle. Wczoraj normalnie rozmawialiśmy, a teraz co? Obraziła się? Zachowujemy się jak dzieci w przedszkolu. Bawimy się w bezsensowne podchody. Ale... skoro ona tego chce, niech tak będzie. Nie powinienem się przejmować takimi błahostkami. Niedługo stanę się rozhisteryzowaną nastolatką.
Podszedłem do chłopaków i spytałem się w czym pomóc. Nie byłem zbyt wysoki, więc zawieszanie przeróżnych kabli na specjalnych słupach odpadało. Zack wskazał głośniki stojące w miłosnym kąciku dziewczyn, które wycinały serduszka. Miałem  wziąć wózek i je przewieźć pod scenę. Od razu wziąłem się do pracy i poszedłem w stronę dziewczyn.
Mimo, że był początek lutego, a na dworze było zimno, to na hali panował zaduch. Ciągle ktoś otwierał drzwi, które sprawiały, że przypływ świeżego powietrza odwiedzał pomieszczenie. W takiej właśnie chwili było najprzyjemniej. Podjechałem  wózkiem po pierwszy głośnik. Włożenie go nie sprawiło mi wiele trudności. Zrobiłem to bez żadnych przeszkód i zacząłem pchać wózek w stronę sceny.
- Czeeeeeść Brad - powiedziała  przeciągle Lily, z którą miałem zajęcia techniczne. Dziewczyna zamrugała oczami i popatrzyła na mnie w bardzo uroczy sposób.
- Hej Lily, co tam? - zapytałem uprzejmie. Nie chciałem być niemiły.
- Szukam partnera na imprezę. Chciałbyś iść ze mną?
Dlaczego ja? - zapytałem się w myślach.
- Yy... Lily - zacząłem cicho, ta sytuacja była naprawdę krępująca. - Niestety już się umówiłem z Laurą, może następnym razem?
- Och... jasne-pokiwała głową, odwróciła się i podeszła do grupki dziewczyn. Obserwowałem ją chwilę i zauważyłem, że ją zdenerwowałem. Dziewczyna ściskała pięści i zaczęła żwawo gestykulować ku swoim koleżankom. Postanowiłem się tym nie przejmować i wrócić do pracy.
(Rose)
- NIE WYTRZYMAM ZARAZ! - powiedziała głośno Lily. - ZABIJĘ JĄ!
- Kogo? - spytała przestraszona Caroline.
- LAURĘ!!
- Dlaczego, co ci zrobiła? - spytała Lindsey.
- Umówiła się z Bradem. Czy wy to rozumiecie? On mi się tak podoba, a ona... ona z nim idzie. Co za jędza! - powiedziała rozzłoszczona Lily.
Wiadomość, że Brad idzie na imprezę walentynkową z Laurą spowodowała, że czułam się co najmniej dziwnie. Już wcześniej widziałam jak razem rozmawiają i się przytulają. Puściłam to płazem, jednak teraz wszystkie fakty spajały się w jedną, logiczną całość. Tamten opis Bradley'a nie musiał pasować tylko do Lily, był także idealnym odzwierciedleniem Laury. Może po między nimi jest jakaś chemia? Nie wiem, czy zniosłabym ją. Nie czuję nic do Brad'a, ale jego widok z jakąś dziewczyną powodował, że czułam coś, czego nie czułam nigdy wcześniej. Dobrze wiem, że nie mogła to być zazdrość... BO PRZECIEŻ NIE MIAŁAM CZEGO ZAZDROŚCIĆ.
- Rose, a Ty co myślisz?
- Ale o czym? - zapytałam, trochę nieobecna. - Przepraszam, zamyśliłam się.
- Mówiłyśmy o tym, że Brad jest taki fajny, ale strasznie flirtuje z dziewczynami. A Ty co o nim myślisz?
- Nie wiem, co mam o nim myśleć. Naprawdę lubi flirtować z dziewczynami. - stwierdziłam tylko tyle, nie widziałam potrzeby zwierzania się obcym dziewczynom. Wolałam stłumić w sobie wszystko, a opinia o Bradzie nie była na pierwszym miejscu do wyjawienia światu.
- Tylko tyle? Czemu tak mało mówisz? - zapytała Caroline.
- Um... nie wiem. Już tak mam. - powiedziałam wymijająco i wzruszyłam ramionami.
Usłyszałam dźwięk telefonu wydobywającego się z prawej kieszeni spodni. Wyjęłam go pospiesznie i odebrałam przychodzące połączenie. Dzwonił Tristan i prosił, abym jak najszybciej wróciła do domu. Mówił szybko i niedbale. Nie mogłam wyłapać sensu jego słów. Szybko pożegnałam się z dziewczynami, zabrałam kurtkę z szatni i poszłam na przystanek. Telefon brata naprawdę mnie zaniepokoił. W mojej głowie powstawały już najczarniejsze scenariusze. W myślach modliłam się o to, aby nic poważnego się nie stało. Często miałam tak, że gdy ktoś mnie pośpieszał abym wróciła do domu to myślałam o tym, że coś się stało z rodzicami. Byłam przestraszona. Wybiegłam szybko z autobusu, popychając przy tym jakiegoś mężczyznę. Niedbale wydukałam "przepraszam" i pobiegłam do domu. Drzwi nie były zamknięte na klucz, więc mogłam wejść do środka bez problemu. W kuchni nikogo nie było. Salon oraz łazienka też były puste. Zdenerwowanie i strach rosło we mnie z każdą chwilą. Zaczęłam nawoływać brata.
- Tristaaaaann, gdzie jesteś?
- Tutaj. - odezwał się brat.
- To znaczy gdzie, geniuszu? - zapytałam, przewracając oczami. Mówiąc "tutaj" nie sprawi, że się domyślę.
- Jestem w swojej łazience.
- I co? Oczekujesz, że do niej wejdę. W ten chlew, nigdy!
- No błagam Cię, musisz! Chodź szybko! - błagał Tris.
Zdjęłam kurtkę i niedbale rzuciłam ją na poręcz schodów, po których chwilę później wchodziłam na piętro.
- Jezu, co Ci się stało? - wykrzyczałam przerażona, widząc Tristana z zakrwawioną kostką.
- To nie jest teraz ważne. Po prostu cholernie mnie boli. Pomożesz mi wstać, czy będziesz tak stała i tylko patrzyła jak cierpię?
- Już, już. - otrząsnęłam się i podałam rękę Tris'owi.
Mimo, że wszyscy uważali mojego brata za chuderlaka, to był on naprawdę ciężki. Podniesienie go z zimnej posadzki było nie lada wyzwaniem. Złapałam jego nadgarstek jeszcze jedną ręką, aby było mi łatwiej. Ciągnąc go do góry, słyszałam syczenie chłopaka. Rzeczywiście musiało go to boleć. Wreszcie Tristan się podniósł. Wzięłam jego rękę i położyłam sobie na ramieniu tak, aby Tris'owi szło się wygodniej. Po ciężkich trudach doszliśmy do jego pokoju. Chłopak położył się na łóżku, a ja szybko zbiegłam na dół po apteczkę i lód.
Opłacało się mieć mamę pielęgniarkę. Dzięki temu, umiałam dobrze poradzić sobie w trudnej sytuacji wymagającej pomocy medycznej. Wyciągnęłam wodę utlenioną oraz gazę i zaczęłam przemywać ranę brata, z której sączyła się szkarłatna krew. Polałam ostrożnie zranioną kostkę Trisa i poczułam ostre kopnięcie w okolicach ud. Chłopak tak się wiercił, że niechcący zranił i mnie. Owinęłam jego nogę prowizorycznym opatrunkiem i postanowiłam poczekać z Tris’em na mamę w jego pokoju.
- Idziesz z Bradem na walentynki? - zapytał nagle, przerywając dość długą i  krępującą ciszę, która panowała pomiędzy nami od dłuższego czasu.
- Nie, Brad ma już partnerkę. - odpowiedziałam beznamiętnie - a po za tym, czemu niby miałabym z nim iść?
- Hm... to dziwne. Myślałem, że podobasz się Brad’owi, a tu taki klops…
- Taaa… - tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić.

sobota, 24 maja 2014

11.'' Chciałabym, żeby zaprosił mnie Brad''

 WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM!


 (Rose)
Ciągle słyszałam irytujący dźwięk budzika. Tak bardzo żałowałam, że ustawiłam sobie jako melodię moją ulubioną piosenkę. Codzienne budzenie się przy niej sprawiło, że znienawidziłam w niej wszystko. Poszukałam telefonu pod poduszką i z przymrużonymi oczami wyłączyłam głupie urządzenie. Chciałam jeszcze iść spać, jednak promienie słoneczne wydobywające się  zza zasłon nie pozwalały mi na to. Usiadłam na łóżku i z zamkniętymi oczami, po omacku szukałam kapci na podłodze, niedbale porzuconych poprzedniego wieczoru. Założyłam je, po czym skierowałam się w stronę okien. Musiałam wpuścić do pokoju nieco świeżego powietrza, ponieważ panował w nim lekki zaduch.
Podeszłam do ogromnej szafy stojącej w lewym rogu pokoju. Pociągnęłam drzwiczki, sprawiając, że szafa otworzyła się. Ustałam przed nią, podpierając ręce na biodrach. Lustrowałam jej zawartość wzrokiem przez dłuższą chwilę, jednak nic ciekawego nie przyszło mi do głowy. W końcu moje oczy natknęły się na pudrowo-różową koszulę z wyciętą koronką na plecach. Pamiętam, że kupiłam ją sobie na święta, ale nigdy nie było okazji aby ją założyć. Schyliłam się i uklękłam na kolanach, przeszukując gromadkę spodni. W końcu znalazłam idealnie pasujące spodnie do wcześniej wspomnianej koszuli. Ubrałam się i podeszłam do lustra. Nie lubiłam długo na siebie patrzeć. Czynność ta sprawiała tylko, że człowiek stawał się bardziej próżny, a poza tym... nie lubię siebie. Po założeniu tych spodni ,moja wiara w siebie jeszcze bardziej zmalała. W lustrze było widać  wszystkie niedoskonałości - grube uda czy zbyt umięśnione łydki .Postanowiłam już po raz xxx w swoim życiu się tym nie przejmować. Jeśli jakiś chłopak kiedyś zwróci na mnie uwagę to będzie mnie musiał zaakceptować taką jaka jestem. Wmawiałam to sobie ciągle, jednak dobrze wiedziałam, że nie jest to prawdą. Kto w tych czasach patrzy na charakter? Nie oszukujmy się! Chłopcy oglądają się tylko za dziewczynami z szczupłymi, długimi nogami i wielkimi piersiami oraz ładną twarzą. Nikt nie spojrzy na dziewczynę z zbędnymi kilogramami czy z grubymi nogami. Odepchnęłam od siebie te smutne myśli i zbiegłam po schodach na parter. Tristan o dziwo siedział jeszcze przy stole i zajadał się tostami z malinowym dżemem. Natomiast mama prasowała swój uniform pielęgniarski do pracy.
- Dzień dobry. - powiedziałam wesoło do rodzicielki.
- Dzień dobry kochanie, bardzo ładnie dziś wyglądasz. - pochwaliła mnie kobieta.
- Ciekawe, dla kogo się tak ładnie ubrałaś. - wtrącił się Tristan. - Chyba zrobię zdjęcie i wyślę Br...
- Zamknij się! - przerwałam bratu.
- Rosalie! Nie mów tak do brata! - upomniała mama. - O kim mówiłeś Tris, komu chciałeś wysłać zdjęcie siostry?
- Bradley'owi, mamo. - zaśmiał się Tristan.
- O, Rose... dlaczego nic nie powiedziałaś? Jesteście już razem?
- CO? Mamo, nie!!! Jesteśmy przyjaciółmi, chyba. Ja i on? To absurdalne. - poczułam, jak na moją twarz wskakuje rumieniec.
- Oj Rose, Rose, Rose... -zaczął Tristan- Nie powinnaś się rumienić na same wspomnienie o przyjacielu.
Myślałam, że podejdę od brata i dam mu najzwyczajniej z liścia. Nie chciałam  rozmawiać z nim o Bradzie. Nie chciałam z nikim o nim rozmawiać. Nawet z mamą, z którą byłam naprawdę blisko. Odwróciłam się od niego i zaczęłam robić sobie kanapki. Wzięłam jedną do ust i postanowiłam wyjść z jadalni. Nie miałam ochoty dalej wysłuchiwać ciętych uwag od Trisa, ani ciekawskich pytań od rodzicielki. Zabrałam wszystkie potrzebne rzeczy do szkoły, ubrałam płaszcz, a następnie pożegnałam się i wyszłam.
Lekcje jak zwykle mijały powolnie, jednak nie mogłam narzekać, ponieważ były wyjątkowo ciekawe. Najciekawszą z wszystkich ośmiu lekcji, okazała się być biologia. Nie przepadałam za tym przedmiotem, jednak godzina w klasie biologiczno-chemicznej nie okazała się męczarnią. Dobieraliśmy się w pary ,aby potem przygotować specjalne preparaty. Mojemu duetowi przypadło przygotowanie preparatu krwi ludzkiej. Dogadałam się z Louisem, który był ze mną w parze, że to jego krew wykorzystamy w doświadczeniu. Nacięłam kawałek skóry przy wielkim  kciuku chłopaka. Po chwili pojawiła się jedna, potem dwie i co raz więcej kropelek krwi. Aby niczego nie zmarnować, wyjęłam szybko z szafki szkiełko podstawowe. Następnie skropliłam je wodą, znajdującą się w zbieraczu. Chłopak zawiesił rękę w powietrzu na takiej wysokości, aby krew mogła dokładnie skapywać w wyznaczone do tego miejsce. Jedna, potem dwie kropelki pojawiły się na skroplonym przez wodę szkiełku podstawowym. Nasz preparat był już prawie gotowy. Nałożyliśmy jeszcze szkiełko nakrywkowe i nasza ciężka praca się skończyła. Louis podniósł rękę do góry tak, aby nauczyciel mógł nas zauważyć. Pan Ansom podszedł do nas powolnym krokiem i poprosił o pracę. Patrzył na nią przez chwilę, trzymając ją w dłoni, a następnie pokiwał głową z uznaniem.
- Bardzo dobrze wykonana praca. Teraz Rose… i Ty, Louis - zwrócił się także do chłopaka - włóżcie swój preparat pod mikroskop, a następnie opiszcie go w zeszytach. Potem będziecie wolni.
- Dziękujemy, proszę pana - odpowiedziałam grzecznie. - A czy opis ma być szczegółowy?
- Nie, tylko najistotniejsze informacje. - powiedział pan Ansom, po czym dodał - A, no i kochani, dostajecie po piąteczce, ponieważ jako pierwsi wykonaliście pracę tak jak należy.
Wymieniliśmy triumfalne uśmiechy z kolegą, po czym wsadziliśmy preparat do wspólnego mikroskopu.  Jako że byłam dziewczyną, otrzymałam od chłopaka pierwszeństwo. Opisałam szybko i krótko naszą pracę i byłam wolna. Siedziałam w ławce i obserwowałam dalsze poczynania kolegów i koleżanek. Czasem miałam ochotę wybuchnąć śmiechem widząc ich nieporadność i  zdezorientowanie. Niektórzy byli naprawdę zieloni. Nie rozumiałam co oni robili w gimnazjum, skoro nie umieją zrobić podstawowej rzeczy. W końcu zabrzmiał dzwonek i mogłam wyjść z klasy. 
Na przerwie zaczepiła mnie Laura - przewodnicząca samorządu uczniowskiego - przypominając mi o dzisiejszych przygotowaniach do imprezy, o której kompletnie zapomniałam.
Jak zwykle, zabawa walentynkowa miała się odbyć na hali sportowej, tak jak i inne imprezy szkolne. Kiedy weszłam na salę sportową okazało się, że jestem najprawdopodobniej ostatnia. Wszyscy byli okropnie przejęci imprezą. Szkolne koło taneczne wycinało jakieś wielkie litery, inni zawieszali jakieś materiały, natomiast chłopcy nadmuchiwali helem balony. Wszystko było czerwone, różowe i takie słodkie. Po dzisiejszym dniu będę miała stanowczo dość tych kolorów. Zbrzydły mi, zdecydowanie!
Laura widząc, że miotam się od grupki do grupki podeszła do mnie i oznajmiła mi, że powinnam iść do grupy znajdującej się zaraz przy wyjściu. Ludzie w niej zajmowali się głównie wycinaniem serduszek różnej wielkości, aby później zrobić wiszące sznury serduszek, tak mi się wydaje. Wzięłam nożyczki z koszyka, kilka kartek i zaczęłam wycinać, przysłuchując się rozmowom dziewczyn stojących obok.
- Macie już dziewczyny partnerów na walentynki? - zapytałam śliczna dziewczyna, której imienia zapomniałam.
- Nie, ale mam kogoś na oku. - odpowiedziała kolejna.
- Ja już umówiłam się z Jaredem.
- A kogo masz na oku? - zapytała ponownie dziewczyna, która zapoczątkowała rozmowę.
- Chciałabym, żeby zaprosił mnie Brad. Wiecie... ten, co śpiewa w wolontariacie.
- Niezłe z niego ciasteczko. - przyznała Lindsey, jedyna dziewczyna, którą tam znałam.
Kiedy dziewczyny zaczęły rozmawiać o Bradley'u w ten sposób poczułam sie dziwnie. Nigdy czego takiego nie czułam, czyżby to była zazdrość? Niemożliwe. Nie mam przecież o co być zazdrosna, a po za tym, Brad ma kogoś na uwadze. A może to była ta dziewczyna? Może są w sobie zakochani na zabój, a nie wiedząc o swoich uczuciach? Jego opis zgadzał się z tą dziewczyną. Była bardzo ładna, urocza, chyba miła i pomocna. Tak, to na pewno była ona. Dałabym sobie rękę uciąć, że to o niej opowiadał Bradley.
- A Ty... nazywasz się Rose, prawda? - zapytała jedna z dziewczyn. - ja jestem Caroline, tam, z blond włosami, Lily i Lindsey. Idziesz z kimś?
- Ja? Nie. Gdyby nie to, że jestem w samorządzie w ogóle bym nie przyszła. Pójdę sama, ewentualnie z bratem i jego partnerką.
- Twoim bratem jest ten mega przystojny perkusista, Tristan? - zapytała z niedowierzaniem Lily.
- Tak. - uśmiechnęłam się przyjaźnie, jednak w środku wpadałam w lekką panikę. Czułam, że zaraz zaczną mnie wypytywać o jego numer telefonu i nie wiadomo co jeszcze.
- Zazdroszczę Ci. Pewnie w twoim domu aż roi się od jego przystojnych kolegów.

(Bradley)

Stukałem jakiś nieznany rytm na blacie ławki. Napisałem ten głupi test z fizyki, a teraz czekam na sprawdzenie. Ze zdenerwowania ręce zaczęły mi się pocić, a myśli plątać. Podczas pisania nie miałem z tym problemu. Jednak taki długi czas oczekiwania na wyniki pozwolił mi zwątpić w swoje możliwości. Ciągle gdzieś wyłapywałem błąd, winiłem się za głupotę i miałem ochotę przywalić sobie w czoło. Mijały minuty, a nauczyciel nadal sprawdzał. Kreślił coś i wymazywał. Miałem świadomość, że nie sprawdza tylko mojego egzaminu, ale też i kilku innych osób. Bałem się. Bałem się, że zawiodę Rose, siebie i chłopaków. Widziałem, że dziewczyna wierzyła we mnie, pomagała mi najlepiej jak umiała, a chłopaki wspierali mnie. Jeżeli tego nie zaliczę na choćby marną tróję to się chyba załamię. Nie będę mógł spojrzeć w piękne oczy Rose.
- Bradley, podejdź tu do mnie. - powiedział nauczyciel. Poczułem jak moje serce zaczyna bić coraz szybciej. - Dlaczego nie mogłeś napisać tak za pierwszym razem? Jesteś taki zdolny. Brawo! Ucz się więcej, a osiągniesz coś w tym życiu.
Pan Smith oddał mi egzamin. Odwróciłem szybko kartkę, aby zobaczyć kartę odpowiedzi oraz ocenę, którą wystawił mi nauczyciel. Otworzyłem szerzej oczy z niedowierzania. Dostałem 5+  z egzaminu końcowego. Przecież to niemożliwe! W tamtej chwili byłem najszczęśliwszym człowiekiem. Czułem się jakbym wygrał milion funtów. Podziękowałem Smith'owi za możliwość poprawy i żwawym krokiem ruszyłem w kierunku drzwi. Zaraz po napisaniu egzaminu dostałem sms'a od Laury, aby przyjść na halę i pomóc jakimś chłopakom przy nagłośnieniu. Przypominałem sobie o złożonej obietnicy nauczycielowi i poszedłem na halę.
Wszędzie krzątały się dziewczyny z nożyczkami i papierem w  dłoniach. Chłopcy zajmowali się czymś trudniejszym. Jedni zawieszali balony, drudzy je pompowali. Inny zajmowali się oświetleniem, a jeszcze inny nagłośnieniem. Ja należałem do tej ostatniej grupy, więc musiałem przejść przez całą długość hali, aby dotrzeć do reszty. Jednak przy wejściu zobaczyłem Rose. Wyglądała dziś inaczej niż zwykle. Miała różową koszulę i czarne, obcisłe spodnie, które uwydatniały jej piękne kończyny i pośladki. Tak cholernie mi się podobała, chciałem do niej podejść, ale ktoś pociągnął mnie za rękę.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wszelkie błędy poprawiała niezawodna i kochana @opsmybradley ,której dedykuję ten rozdział. W sumie bez ciebie nic by nie wyszło. Swoim ciągłym pisaniem zmotywowałaś mnie i dowartościowałaś na maxa. 
Ale nie powinnam dziękować tylko jednej osobie,dziękuję Wam wszystkim. Tym nowym ,którzy doszli i tym starym ,którzy są ze mną od początku. Dziękuję :* <3


A TERAZ WAŻNA CZĘŚĆ NOTKI!


Osoby,które chcą być informowane o nowym rozdziale proszone są o udanie się do zakładki ''Informowani'' z prawej strony ekranu.

czwartek, 22 maja 2014

10.''A ty czego pragniesz?''

ważna notka pod rozdziałem!



 (Rose)

-No więc...-zaczął Brad.
-Umm...taa-nie wiedziałam co powiedzieć. Zrobiło się niezręcznie.
-Ee..Muszę cię koniecznie o coś zapytać.-powiedział już nieco śmielej Brad.
-Tak
-Co będzie z nami? wiesz...skończyły się te całe lekcje.
-Tak, skończyły.-odparłam- NIe myślałam o tym w ogóle.A ty?
-Moglibyśmy się spotykać. Przecież lubimy przebywać w swoim towarzystwie,przynajmniej ja tak uważam. –odpowiedział Brad. Próbował być wyluzowany,jednak nie wyszło mu. Widać ,ze był spięty.
-Tak,ja też tak myślę. A po za tym..i tak często jesteś u Tristana,więc się zobaczymy jeszcze nie raz.
-Um..Rose,ale mi nie chodziło o spotkania z Trisem i resztą Vampsów.
-Ou.-zdziwiłam się.
-Lubię Cię i przyjemnie mi się z Tobą rozmawia...-zaczął Bradley.
-Brad...-chciałam chłopakowi przerwać.
-Tak? -zapytał.
-Skończ. Nie mów mi teraz o takich rzeczach ,błagam. Ja się do tego nie nadaję. Nie masz pojęcia co ja przeżyłam w dzieciństwie. To cud ,że ja w ogóle tutaj jestem. Nie wiem czy będę w stanie się z Tobą tak spotykać. To wszystko jest świeże. To dla mnie nowość. Próbuję się przed Tobą choć trochę otworzyć. NIe przyśpieszaj niczego. Co będzie to będzie. Żyjmy chwilą. Carpe diem!
-Okay,rozumiem. Ale wiedz Rose ,ze bardzo mi na Tobie zależy. Nie chciał bym z Tobą stracić kontaktu,zrozumiano?
-Tak,tak.-odpowiedziałam ,uśmiechając sie przy okazji wesoło.
-No to może tak dla zmiany tematu..hm co by tu porobić.
-Może obejrzymy jakiś film?-zaproponowałam.
-Oo! To bardzo fajny pomysł! Jakaś propozycja?-zapytał Brad.
-Hm..nie wiem co Ty lubisz..-dopowiedziałam bez namysłu.
-Ok,a co powiesz na ‘’Now is good’’ ?
-Ojeju uwielbiam ten film. To nic ,ze oglądałam go już z 20 razy.
-Też go lubię.-uśmiechnął się promiennie w moją stronę Brad.

 Brad podniósł się z łóżka i poszedł do biurka po laptop. Czułam się troszkę nieswojo siedząc tak z chłopakiem w jednym pokoju,robiąc coś co chyba robi typowa para,a my…nie byliśmy parą,co sprawiało jeszcze większe zażenowanie.Bradley usiadł na łóżku w pozycji półleżącej,podpierając plecy o obręcz dwuosobowego łożka  i poduszki, natomiast laptop postawił na swoich kolanach. Nie widziałam zbyt dobrze ekranu,więc położyłam głowę na jego klatce piersiowej. To dziwne,ale..nie czułam się niezręcznie. To było chyba czymś naturalnym. Wiedziałam ,ze już nie muszę się przy nim krępować. Spojrzałam tylko jeszcze w jego cudowne tęczówki,niemo  pytając się o przyzwolenie. Chłopak pokiwał tylko głową i zaczął szukać filmu na swoim dysku. Kiedy Brad już znalazł film poprawiliśmy swoje pozycje tak,aby nam było wygodnie nam obojgu. Brad leżał teraz już całkowicie,a moja głowa spoczywała na jego brzuchu. Wydaje mi się,że było nam wygodnie. 

Oglądaliśmy film z zaciekawieniem. Mimo ,że znałam już pewne sceny i dialogi na pamięć to zawsze z chęcią powracałam do tego filmu. Jest on naprawdę ciekawy i dużo uczy.

-Wiesz co..-zaczepiłam chłopaka,odrywając go na chwilę od oglądania filmu.
-Hm?-zamruczał.
-Chciałabym przeżyć kiedyś taką miłość jak jest przedstawiona w tym filmie. Chciałabym się w kimś zakochać,tak z dnia na dzień. Chciałabym żeby mój chłopak tak się o mnie troszczył i w ogóle,ŻEBY BYŁ!
-Rose,chyba każdy pragnie takiej miłości,nie sądzisz?
-Nie wiem,a Ty czego pragniesz?
-Ja? Sam  nie wiem. Nie chcę wymyślać sobie żadnych ideałów,bo jeśli się w kimś zakocham to ten ktoś automatycznie stanie się moim  ideałem. Chociaż wiesz..jednak ja mam swój ideał - Zoey Deschanel. Jest cudowna,ubóstwiam ją! Ale przechodząc do przyziemnych spraw – uśmiechnął się- Też chcę się w kimś zakochać.
-Ja nie wiem czy jestem gotowa na jakikolwiek związek.-odpowiedziałam.-A masz kogoś na oku?
-Nie..nie wiem.Chyba tak.
-Wiem,że imienia mi nie zdradzisz ,ale może opowiesz mi jaka jest?-zapytałam zaciekawiona
-I znowu odzywa się w Tobie ciekawska Rose-Brad słodko zachichotał- Jest bardzo ładną i strasznie uroczą dziewczyną.Po porostu cudo! Jest też bardzo miła i pomocna.
-Wow. –odpowiedziałam.-życzę Ci szczęścia z tą dziewczyną. Jak zaczniesz coś działać do koniecznie mi powiedz,okej?
-Dobrze Rose.Będziesz pierwszą osobą,która się o tym dowie.-zaśmiał się Brad.
Powróciliśmy do porzuconej czynności,czyli oglądania filmu. Na niektórych scenach po moich policzkach spływały łzy. Takie dramaty nie są dobre dla tak emocjonalnych osób jak ja.-pomyślałam. Dalej oglądalibyśmy w spokoju gdyby nie to ,że Natalie weszła do Brada.
-Czy wy nie jesteście za młodzi do tego aby leżeć w jednym łóżku? O ILE WIEM TO ROSE JESZCZE NIE SKOŃCZYŁA OSIEMNASTU LAT,HMM?
-Oj,przymknij się! –Zaśmiał się Bradley.
-Ech.. Brad! następnej bezbronnej dziewczynie mieszasz w głowie! Biedaczka będzie przez ciebie po nocach ryczała! –tym razem odpowiedziała ciętą ripostą siostra chłopaka.Czułam jak moją twarz oblewa rumieniec. –Wiesz Rose ,ze przecież żartuję,prawda?
-Zauważyłam,że lubicie sobie dogryzać. To normalne. Mam podobnie z Tris’em.-uśmiechnęłam się,przy czym podniosłam się i usiadłam po turecku,aby nie było większego zamieszania.-Wiecie co? Ja chyba muszę już leciec. Jest już dość późno,a mam jeszcze kartkówkę z chemii.
-A,rozumiem.-powiedziała Nat –To do zobaczenia. Mam nadzieję,że będziesz tu bywała częściej.
Oj ,jeszcze tego brakowało- pomyślałam.
-Mogę Cię odprowadzić? - zapytał Brad.

Kiedy wyszliśmy na zewnątrz zimny wiatr owiał moje ramiona,na których wisiał niedbale sweterek. Szliśmy z Bradem ulicą rozmawiając o błahych sprawach. Chłopak ciągle mnie przepraszał za zachowanie Nat. Uważałam ,że nie ma powodów do przeprosin. Doskonale rozumiałam tą sytuację. Tyle razy docinałam sobie z Tristanem,ze nie sposób zapamiętać. Nie zwracałam uwagi na to ,że Nat próbuje mnie swatać z Bradem. Podczas naszej rozmowy wiele razy wspominała o mnie i o jej bracie. Mówiła jaką to bylibyśmy cudowną parą. Chciałam ją wyśmiać,lecz moje dobre wychowanie nie pozwoliło na to. Zdołałam wydusić z siebie tylko cichy jęk niezadowolenia. Gdy doszliśmy do mojego domu Brad pożegnał się ze mną i odszedł. Nie wiem dlaczego,ale zawsze gdy na niego patrzyłam na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Nic z tego nie rozumiałam. Zobaczyłam jeszcze jak Bradley się odwraca i macha w moją stronę,potem znikł za rogiem i nie byłam w stanie dalej na niego spoglądać.Wróciłam do domu.



30 KOMENTARZY = ROZDZIAŁ 11

Dziękuję Wam bardzo za wszystkie komentarze,ale błagam Was! Wysilcie sie troszke i napiszcie nieco dłuższy komentarz niż ''super,czekam na nn'' .Wyraźcie swoją opinię,co Wam sie podoba a co nie itd. :> Będę bardzo wdzięczna <3
Pozdrawiam,Wiki! 

ps: Rozdział dedykuję ~ @ballmcveyevans ~ w sumie dzięki niej dzisiaj w ogóle jest rozdział.Takze możecie jej podziękować.


niedziela, 18 maja 2014

9.''Och..bawimy się w ocenianie biednej Rose?''




(Rose) 


Na pewnym odcinku korytarza stała wielka ,rozciągająca się na całą ścianę komoda z oszklonymi drzwiami. W środku na półkach stały trofea za osiągnięcia sportowe,konkursy wiedzy,festiwale muzyczne czy recytatorskie. Były tam wszystkie nagrody ze szkoły. Zaczęłam błądzić wzrokiem po szybie co chwila zatrzymując się przy jakimś pucharze,czytając przy okazji plakietkę z informacjami dotyczącymi pucharu.  Kiedy zobaczyłam pewien puchar,mało co gałki oczne mi nie wyszły. Stała tam niezbyt duża statuetka za osiągnięcia w Skateboardingu. Jakie było moje zdziwienie kiedy przeczytałam informację.
’Puchar za zajęcie
II MIEJSCA
Dla
Bradley Will Simpson
W mistrzostwach ‘’SKATEST’’  ‘’

Nie mogłam uwierzyć ,ze Brad odniósł taki sukces na tak wielkim poziomie. W końcu to były mistrzostwa krajowe. Nie wiadomo ile chłopców z Wielkiej Brytanii wzięło udział a nasz mały Brad zajął II miejsce. To było takie niesamowite. Chciałam iść do niego i porządnie go uściskać.  Nie byłam już w stanie się skupić na innych trofeach, więc udałam się w stronę klasy. Po drodze myślałam o sukcesie chłopaka. Zastanawiałam się dlaczego Brad mi nigdy o tym nie wspomniał.  Nie mam pojęcia,postanowiłam sobie tylko ,że na razie nie będę rozdrapywała tego tematu.


Zaczęła się pierwsza lekcja,czyli matematyka. Jestem dobrą uczennicą,przykładam się do każdego przedmiotu jednak matematyka…to matematyka. Sprawia mi najwięcej trudności chociaż i tak na semestr mam wystawioną 5. Jest tak,że muszę posiedzieć troszkę dłużej nad materiałem.Inne przedmioty są na tyle łatwe ,ze czasami nie muszę się uczyć w domu,aby coś zrozumieć. Jednak z matmy zawsze mam pod górkę.  Pani Waver poprosiła nas o zajęcie miejsc i przygotowanie się do lekcji. Pośpiesznie wyjęłam podręcznik,zeszyt oraz piórnik z potrzebnymi przedmiotami do pisania i rysowania. W tym tygodniu zaczynamy przerabiać geometrię,moją ulubioną tematykę,jeśli chodzi o matmę.Jest dość prosta i łatwo ją można zrozumieć. Liczenie opiera się głównie na wykonywaniu prostych do zapamiętania wzorów,więc nie sprawia mi to problem.
Robienie zadań na matematyce było cholernie nużącym zajęciem. Ciągle ktoś przerywał błogą ciszę jakimś zapytaniem do nauczyciela.A to nie wiedział czy dobry rysunek wykonał,a to nie wiedział jak obliczyć. Wszystko było dzisiaj dla mnie irytujące. Najlepiej byłoby gdybym wyszła z klasy i zamknęła się gdzieś sama w czterech ścianach. Byłoby to najbezpieczniejsze i wszyscy byli by szczęśliwi. Przez moje dzisiejsze zrzędzenie niektórzy mogli nieźle się obrazić,więc starałam się do nikogo odzywać.

Lekcja pierwsza dłużyła się niemiłosiernie,jednak 5 kolejnych minęło w zastraszająco szybkim tępie. Obyło się bez żadnych spięć i konfrontacji z innymi. Nie poszłam nawet dziś na obiad bo bałam się ,ze spotkam chłopaków i będę musiała z nimi rozmawiać. Już i tak wystarczyło ,że czekała mnie kolejna lekcja z Bradem.
Ostatni dzwonek zabrzmiał,więc szybko wrzuciłam książki do plecaka i wyszłam jako pierwsza z klasy. Potem już tylko popędziłam do szatni,zabrałam kurtke i pobiegłam w stronę przystanku. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu. Droga do mieszkania dłużyła się,więc wyciągnęłam mój ukochany egzemplarz Władcy Pierścieni i zaczęłam czytać. Mimo,że czytałam tą książke już wiele razy,nigdy mi się nie nudziła. Historia Frodo Bagginsa jest tak ciekawa,że nawet zrzędliwy staruszek by się nią zainteresował.  Kiedy czytałam ,nie mogłam się skupić na książce w stu procentach. Coś mnie rozpraszało,a mianowicie ktoś. Czułam na sobie czyjś wzrok,jednak nie wiedziałam kogo.  W końcu przyłapałam jakąś dziewczynę,która zaraz po tym odwróciła głowę w stronę szyby. Była to dziewczyna z włosami do ramion i prostą krzywką opadającą na jej czoło. Jej sylwetka była bardzo podobna do mojej.Nie była gruba,ale nie była także kościotrupem. Moim zdaniem wyglądała tak,jak prawdziwa kobieta powinna  wyglądac.  Dziewczyna wyglądała na młodą.Obstawiam,że jest w podobnym wieku co mój brat. Z twarzy przypominała mi kogoś.Była tak bardzo podobna do jakiejś osoby,którą już wcześniej widziałam. Miałam wrażenie ,że już gdzieś się spotkałam z tą dziewczyną.Była taka podobna do…

JUŻ WIEM! Przecież te usta,oczy,nos,kształt twarzy. Wyglądała niczym Brad w wersji żeńskiej. Chciałam parsknąć śmiechem wyobrażając sobie Bradley’a w sukience i długich włosach.
Odrzuciłam od siebie to myśl,ponieważ to absurdalne. Nie można tak być podobnym do kogoś nie będą z nim rodziną. Przywołałam się do porządku i wysiadłam z autobusu.

Lekcja z Bradem minęła szybko i bezproblemowo. Widać było ,ze chłopak się stara. Efekty naszej wspólnej nauki były już zauważalne. Wiedziałam,ze sobie poradzi. Był naprawdę zdolnym uczniem. Podchodził do nauki na poważnie i  brał sobie do serca każdą moją uwagę. Miałam wrażenie ,że Brad’a też coś dzisiaj trapi. Tak jakby przygasł. Nie miał zapału ,ani ochoty na żarty. Tak jakby uszło z niego życie. A to dość niespotykane u niego zachowanie, ponieważ chłopak czasami sprawia wrażenie chorego dziecka na ADHD. I to nie jest jakaś obraźliwa opinia z mojej strony ,ale najprawdziwsza prawda. On jak zresztą i Tristan,Connor czy nawet James mieli takie schizy. W jedne chwili byli śmiertelnie poważni,a w drugiej śmiali się w niebogłosy.  To tak jakby mieli rozdwojenie jaźni czy cos. Jedna ich strona to ułożeni chłopcy,a druga rozbrykane dzieci.


*   *   *


Dzisiejszy dzień zapowiadał się o wiele lepiej. Jak to się mówi~po deszczu wychodzi słońce. I tak też dzisiaj było. PO wczorajszym deszczowym dniu,nastał piękny ociekający słońcem dzień.  Lekcje w szkole odbywały się standardowo. Nabyłam kilka nowych ocen  z angielskiego i historii. Byłam podekscytowana tym,że zbliżał się koniec pierwszego semestru,ponieważ w drugim –letnim semestrze- będą dodatkowe lekcje z obcych języków. Już nie mogłam doczekać się pierwszej lekcji niemieckiego. Będzie to już mój czwarty język z kolei,ponieważ umiem angielski,włoski oraz trochę hiszpański.

Dziś był wtorek ,więc byłam umówiona z Brad’em na ostatnią dodatkową lekcje. Byłam zestresowana,ponieważ rzadko kiedy odwiedzałam kogoś w domu. Po co ja w ogóle proponowałam tą dzisiejszą lekcję? –zastanawiałam się w myślach.- Przecież obyłoby się bez niej. Brad umie już wszystko.Ech…to chyba jakaś chwila słabości. Nie mam pojęcia co mną wtedy kierowało.
Doszłam do wskazanego wcześniej przez Tristana domu i długo się wahałam. Ciągle podchodziłam do drzwi,próbowałam zapukać ale coś mnie odciągało. Robiłam tak przez dłuższy czas,ale wzięłam się w garść,przezwyciężyłam lęk i nacisnęłam przycisk dzwonka. Po werandzie rozległ się standardowy dźwięk obwieszczający nadejście gościa.  Zrobiłam dwa kroki w tył i czekałam aż ktoś otworzy mi drzwi.Słyszałam głośne zbieganie po schodach ,które oznaczało że ktoś idzie. Czekałam z niecierpliwością aż moim oczom ukazała się ta sama brunetka ,która tak perfidnie się na mnie patrzyła w autobusie. 

-Um..przepraszam.To chyba jakaś pomyłka. – potrząsnęłam głową i zwróciłam się w stronę schodów,prowadzących w dół.
-Czekaj..Ty jesteś Rose,siostra Tristana? – pokiwałam głową.- Chodź. To nie żadna pomyłka. Brad za chwilę wróci. Musiał skoczyć po ser feta do Sainsbury’s*. Za chwilę wróci.

Byłam zestresowana ,ponieważ musiałam przebywać z jakąś dziewczyną,której imienia nawet nie znałam.

-Och..gdzie moje maniery. Jestem Natalie,ale możesz mówić do mnie Nat.
-Ja właściwie jestem Rosalie ,ale przyjęło się ,ze wszyscy mówią o mnie Rose.
-Ooo,widzisz. A na mnie mówią Nat,ponieważ Bradley jak był mały nie potrafił powiedzieć mojego pełnego imienia.
-Zaraz…to Ty kim dla niego jesteś?-zapytałam.
-Jestem jego siostrą,a myślałaś ze co?
-Byłam pewna ,że jesteś jego dziewczyną czy coś. –powiedziałam cicho i poczułam jak moje poliki robią się czerwone.
-Jeju..Nie! Nie mogłabym być z Brad’em!
-Ha ha ,dlaczego?-zapytałam rozbawiona jej reakcją.
-Jest za uroczy. Bajeruje tylko biedne dziewczyny i mąci im w głowach.Szczerze im współczuję.Aby Ty się im nie daj Rose!-przerwała na chwilę,po czym kontynuowała-ŻARTUJĘ! Dobrze by było gdyby Brad znalazł sobie fajną,mądrą dziewczynę.Oo,właśnie taką jak ty!
-Czy ty coś sugerujesz? –zapytałam śmiejąc się. To dziwne,ale poczułam się z Nat swobodnie. Nie krępowałam się ,z czego byłam bardzo dumna.
-Może.-powiedziała wymijająco i dołączyła od mnie.
Kiedy ja i Nat zanosiłyśmy się ze śmiechu ,do kuchni wkroczył Bradley. Nagle stałyśmy się poważne i  ucichłyśmy. Brad popatrzył na nas zdezorientowany, a my jak na zawołanie zanosiłyśmy się kolejną salwą śmiechu. Nie mogłyśmy przestać,dopadła nas głupawka. Popatrzyłam na Brad’a  obierającego się o scianę.Intensywnie patrzył w moją stronę.
-Eghem.-odchrząknął Brad- skończyłyście?
-Nie.-odpowiedziałyśmy razem z Natalie ,po czym znów wybuchnęłyśmy śmiechem.
-Idziemy się uczyc?-zapytał Brad ,kierując pytanie w moją stronę.
-Uczyć? –wtrąciła się do rozmowy Nat- Kogo wy chcecie oszukać? Pewnie będziecie się całować,albo nie wiadomo co robić.
-Śmieszne-odparł Brad po czym wziął moją dłoń i pociągnął mnie w stronę schodów. 


*   *   *

(Bradley)

-Zdasz to! –powiedziała Rose.-Myślę,że uda Ci się napisać nawet na piątkę.
-Jestem strasznie zdenerwowany,bo włożyliśmy to w tyle pracy.Jeśli nie zdam to się chyba załamię.
-Przestań bredzić! Masz bardzo niskie poczucie własnej wartości,wiesz?
-Ty masz jeszcze niższe.-odparłem bez namysłu.
-Nieprawda.
-Prawda.
-NIE.
-TAK!
-NIE!
-Tak!
-No okej,może trochę.Ale nie przesadzajmy.-dziewczyna zaczęła się tłumaczyć.
-Jesteś zabawna.-poinformowałem Rose.
-Och..bawimy się w ocenianie biednej Rose?
-Tak. Ja zacznę.-podchwyciłem temat. – Jesteś ładna,ale jakoś nie możesz w to uwierzyć. Masz fajną figurę,a mimo to czuję ,ze masz jakieś małe kompleksy z nią związane. Jesteś bardzo mądra i czasami używać tak elokwentnych słów ,że nie można Cię zrozumieć.Jesteś słodka i …-chciałem dalej wymieniać,ale dziewczyna mi w tym przeszkodziła.
-Okej,okej. Rozumiem,jale już przestań. Nie lubię jak ktoś o mnie mówi.
-Nawet te dobre rzeczy? Oj Rose.-pokręciłem głową,nie mogąc uwierzyć w tak wielkie zakłopotanie dziewczyny.-Ech..szybko się uwinęliśmy z tymi korepetycjami.
-Tak,to prawda-odparła Rose.
-Muszę CI kogoś przedstawić.
-Nie mów ,ze w szafie ukrywa się Twoja kolejna siostra.
-Nie,coś ty.Zaczekaj.-powiedziałem i zszedłem na dół.\

Chciałem jej przedstawić Jasse. Mimo,ze jest to pies,to nadal jest on ważnym stworzeniem w moim zyciu. Przeszła ze mną najcięższe chwile,więc dużo jej zawdzięczam. Dlatego też chciałem ją pokazać Rose.Zawołałem czworonożnego przyjaciela i wskazałem mu palcem kierunek. Jesse szybko pobiegła i od razu rzuciła się na moje łóżko,na którym obecnie siedziała Rose. Jakie było jej zdziwienie kiedy zobaczyła dużego psa przy swoich nogach. Dziewczyna spojrzała na mnie ,a następnie pogłaskała psa.

-Piękny pies.Jak się wabi?
-Jesse.
-Świetne imię dla psa. Trochę podobne to Lessie z tego filmu,kojarzysz?
-Tak.Bardzo fajny był.
-Też tak sądzę.-uśmiechnęła się do mnie rozpromieniona. Wiedziałem,że pomysł z psem będzie dobry. Czuję ,ze powoli coś w niej pęka i w końcu mi ulegnie.


Sainsbury’s* - populary w Angli hipermarket. Oferta produktów podobna do TESCO.



_________________________________________________________________

35 KOMENTARZY = NOWY ROZDZIAŁ
Anonimki nie zapominają o podpisie! :3
Dziękuję za wszelkie opinie,jesteście cudowni! <3