PRZYPOMINAM O ZAKŁADCE INFORMOWANI
(Rose)
Dwa i pół tygodnia później...
Czułam
na skórze jego palący dotyk. Muskał moje ramię swoimi cudownymi,
malinowymi ustami. Cichy pomruk, który wydawał podczas tej czynności,
doprowadzał mnie do stanu, którego nie potrafię opisać. Czułam jak moje
policzki przybrały kolor purpury, a słodkie słówka, które wychodziły z
jego ust w moim kierunku sprawiały, że ogromne fale gorąca oblewały moje
ciało. W końcu chłopak brutalnie odwrócił mnie w swoją stronę i
przycisnął swoje ciało do mojego w taki sposób, że opierałam się o zimną
ścianę szkolnej łazienki. Czułam na sobie jego ciepły oddech. Był na
szyi, policzkach, a nawet i ustach. Nigdy wcześniej nie doznałam takiej
przyjemności. To było coś... niepowtarzalnie niesamowitego!
- Rose... - powiedział chłopak uwodzicielskim głosem.
- Roseeeeeee. - zaczął przeciągając moje imię, jakby innym, mniej ochrypłym głosem, którego nie mogłam odgadnąć.
- Wstawaj! -powiedział ktoś bardzo stanowczo.
Poczułam jak mój świat wiruje, a ja razem z nim. Oddalałam się od
chłopaka, aż szkolna łazienka zniknęła z pola widzenia. Do oczu dostał
się oślepiający blask reflektorów, co sprawiło, że musiałam je zamknąć.
Kiedy po raz kolejny usłyszałam nawoływanie mojego imienia, poczułam, że
muszę coś zrobić. Nie wiedziałam wtedy jeszcze dokładnie co. Moje myśli
były porozrzucane na wszystkie strony świata i za nic nie chciały się
zebrać w jedną, logiczna całość.
Odczekałam krótką chwilę i otworzyłam oczy. Rozejrzałam się z
rozczarowaniem w oczach po domowym salonie. Nie było żadnego pocałunku,
nie było czułych słówek, nie było NIC. Spojrzałam na osobę, siedzącą
obok moich nóg. To Connor. Gładził moją gołą łydkę, próbując mnie
obudzić.
- Rosalie...wstawaj. - tym razem powiedział bardzo delikatnie.
Najwidoczniej wyczuł, że powoli powracam do świata żywych i nie chciał
mnie wystraszyć.
- Nie śpię. - poinformowałam chłopaka z zaspanych głosem.
- Nie byłbym taki pewien. Siedziałem jakiś czas i patrzyłem na
Ciebie. Niezła byłaby z ciebie aktorka komediowa. Tak śmiesznie
próbowałaś kogoś całować przez sens. Jestem taki ciekawy, kogo sobie
wyobrażałaś.
- Ja? - poczułam jak moje policzki robią się czerwone. Ogromy rumieniec
oblał moją twarz z zażenowania i zawstydzenia. - Nie, nie próbowałam.
Wydawało Ci się.
- Tak, na pewno wydawało mi się. Tak samo
pewnie się przesłyszałem słysząc twoje ''Och, Brad... Jesteś taki
cudowny. Chcę aby ta chwila trwała wiecznie''. - chłopak zaśmiał się
głośno i spojrzał na mnie wzrokiem mówiącym, że nie jestem w stanie go
okłamać.
- Naprawdę, mówiłam coś takiego?
- Yhym. - Connor pokiwał głową i uśmiechnął się promiennie w moją stronę.
Usiadłam
na sofie, na której poprzednio spałam i schowałam twarz w dłoniach .Nie
chciałam, żeby oglądał mnie w takim okropnym stanie.
- Co za wstyd. - powiedziałam zażenowana.
- Oj Rose, nie przejmuj się.
-
Nie powiesz nikomu, prawda? - zapytałam pełna nadziei. Nikt nie mógł
się o tym dowiedzieć. Samo to, że śnił mi się Bradley i to w dodatku w
takiej a nie innej okoliczności był bardzo absurdalny i niedorzeczny.
- Po co miał bym komuś mówić? - zapytał ze zdziwieniem Con. - A tak
w ogóle to masz zamiar iść w spodenkach na imprezę walentynkową?
-
Nie idę. - odparłam. Udało mi się tydzień temu przekonać do tego Laurę.
Wymigałam się wyjazdem w rodzinne strony, co zwolniło mnie z obowiązku
uczestnictwa w imprezie.
- Jak to ''nie idę''? - chłopak zagestykulował w powietrzu
cudzysłów i spojrzał na mnie krytycznym wzrokiem. - Chodź, wybierzemy Ci
coś fajnego i pójdziesz na tą cholerną imprezę.
- Ale ja nie mam z kim, to po pierwsze... A po drugie nie mam się w co ubrać.
- Ze mną pójdziesz. Przyjechałem teraz po Tristana i później jedziemy po Angie.
- Tą z blond lokami z jego rocznika?
- Tak, właśnie tą. Tris kleił się do niej od dłuższego czasu, aż w końcu zebrał się i ją zaprosił.
- A Ty czemu nie idziesz z dziewczyną? - zapytałam zaciekawiona.
- Przecież idę z Tobą. - odparł Con, wzruszając ramionami.
- Ale...
-
Ale teraz idziemy do Twojego pokoju wybrać Ci jakieś ubrania. -
przerwał widząc mój wzrok. - Nie bój się, nie musimy iść jako para.
Chociaż w sumie... pewnie chciałabyś trochę utrzeć nosa Simpsonowi.
- Nie. Cieszę się jego szczęściem z Laurą.
- Uhum... - zamruczał Connor, po czym podniósł się z sofy i wziął moją rękę, powodując, że ja też wstałam.
- Nie wierzysz mi, prawda?
- Nie.
Westchnęłam tylko i poszłam w ślad Connora, wędrującego w stronę
mojego pokoju. Kiedy weszliśmy do sypialni, chłopak położył się na moim
łóżku i zaczął przyglądać się moim poczynaniom. Ja tylko z rezygnacją
otworzyłam szafę i zaczęłam szukać czegoś sensownego, co nadawało by się
na imprezę. Wyciągnęłam czerwone spodnie i czarną, przewiewną koszulę w
różowe kwiaty. Twarz Connora wyraziła tylko dziwny grymas. Chłopak
szybko zerwał się z łóżka i podszedł do mojej szeroko otworzonej szafy.
- W tym nie pójdziesz. To jest impreza Rose, a nie jakiś dzień, um... różowego misia.
Connor
podszedł do moich ubrań i zaczął w nich grzebać. Nie czułam się
komfortowo. Miałam swoje zdanie na ten temat, ale nie mogłam go nawet
powiedzieć. Jeśli już chciałam się odezwać Connor odwracał się w moją
stronę i uciszał mnie gestem swojej dłoni. W końcu wyjął jakieś ubranie,
o którym zapewne zapomniałam. Podał mi je i kazał się przebrać.
Przebrałam się i zaczęłam przeglądać się w lustrze. Connor wybrał
najmniej odpowiedni dla mnie strój. Była to asymetryczna czarna sukienka
w przeróżne kwiaty z przedłużanym dołem. Nie powiem ,sukienka sama w
sobie bardzo mi się podobała, ale moja figura i te okropne nogi psuły
całą ta piękność ubrania. Wyszłam z łazienki i poczłapałam jak
najwolniej do pokoju. Gdy Connor mnie zobaczył, ożył i uśmiechnął się
szeroko, sprawiając, że przewróciłam oczami.
- Wyglądasz w tym... WOW. Nie wiem, co powiedzieć.
- Wyglądam w tym jak jakiś nieudany ork z Władcy Pierścieni, ze zniekształconą twarzą i dziwnym ciałem.
- Ale Ty przeżywasz. - pokiwał z dezaprobatą przyjaciel brata. - Wiesz Rose... czegoś mi tu brakuje.
- Hm? - zapytałam, podchodząc do lustra wiszącego na mojej zielono-morskiej ścianie.
- Masz może skórzaną kurtkę. Um... najlepiej ramoneskę.
- Mam, ale po co ci ona?
- Będziesz w niej wyglądała jak hipiska. Bradley'owi się spodoba. - odparł Con, przyglądając mi się.
- Przestań. Nie idę z Tobą tam, aby mu dogryźć.
- Dobra,
dobra. Zakładaj tą kurtkę, a ja pójdę sprawdzić, czy Tris jest już
gotowy. Powinniśmy być trochę wcześniej, zanim impreza się zacznie.
-
Dobrze. - pokiwałam głową i zaczęłam przeszukiwać szafki w poszukiwaniu
kurtki. Ubierałam ją nie z powodu, który wymienił Con - czyli Brad'a.
Chciałam założyć ją żeby sobie coś udowodnić. Chciałam raz się przemóc i
porządnie się zabawić. To nic,że na szkolnej imprezie. Miałam nadzieję,
że się uda i spędzę naprawdę miło czas z Connorem i resztą chłopców.
Brad'a miałam w tej chwili gdzieś. Do niczego go nie zmuszę, niech idzie
z Laurą. Nie przeszkadza mi to, tak myślę.
* * *
Właśnie odpaliliśmy samochód spod domu
Angie. Jak się okazało, dziewczyna była naprawdę miła i... mądra. Od
razu znalazłyśmy wspólny język. Nie mogła się nadziwić, dlaczego ja
nadal gnieżdżę się w Dover. Uważała, że powinnam stąd wyjechać i pójść
do lepszej szkoły. To fakt, nasza szkoła nie była jakaś super extra, ale
wystarczyła mi do tego, aby potem iść na porządne studia. A poza tym,
nie chciałam się rozstawać z Dover. To miasto jest mi tak bliskie, że
żadne słowa nie potrafią tego wyrazić, naprawdę.
Dojechaliśmy do szkolnego parkingu i szybko wyszliśmy z samochodu
Connora. Jako organizatorzy byliśmy strasznie spóźnieni. Connor wziął
mnie za rękę, natomiast Tris zrobił to samo z Angie i razem pobiegliśmy
do wejścia, przed którym powoli robiło się tłoczno. Na szczęście nie
wpadliśmy na nikogo, kto mógłby nas spowolnić. Wbiegliśmy roześmiani na
salę, na której panował mały harmider.
Uspokoiliśmy się szybko i już spokojnie podeszliśmy pod scenę, na
której Brad dopasowywał mikrofon, a James stroił swoją gitarę. Na nasz
widok blondyn uśmiechnął się radośnie i powiedział z wyczuwalną nutką
zdenerwowania w głosie:
- O Jezu... już się martwiłem, że coś się stało. Czemu się spóźniliście?
- Rose... um... miała pewne obiekcje co do tego, czy tu przyjść. - westchnął Connor, jednak na jego twarzy nadal gościł uśmiech.
- To znaczy co? Biedna nie chciała się zgodzić, aby przyjść tu z Tobą i zaciągnąłeś ją siłą? - zapytał James.
- Ha ha. Bardzo śmieszne. - odparł Con, śmiejąc się sztucznie.
-
Ja tu jestem. - upomniałam chłopaków. Spojrzałam jeszcze tylko na
Brada, który udawał, że nie interesuje go nasza rozmowa. Wydawał się być
smutny, przygaszony i nieobecny, myślami gdzieś daleko. Z dala od nas,
od szkoły, od wszystkiego.
- Przestańcie! - powiedziałam ponownie. Wkurzyłam się na chłopaków,
bo zaczęli gawędzić o moim ubiorze. - Idę od Was. Nie wytrzymam tu ani
chwili dłużej. Angie, idziesz?
- Jasne. - powiedziała dziewczyna, odklejając się od mojego brata, do którego była bardzo przyklejona.
Odeszłyśmy od chłopców. Nie chciałyśmy znajdować się zbyt daleko
podczas koncertu , więc ruszyłyśmy do stołu z przekąskami i napojami.
Tam usiadłyśmy na jednej z dostawionych ławeczek, udekorowanych
serduszkami i różowo-białym materiałem.
- Słodko razem wyglądacie. - powiedziałam po chwili ciszy, która
panowała u nas od dłuższego czasu. - Ty i Tristan. Gdyby nie Con, nawet
nie wiedziałabym, że macie się ku sobie. Dziwna sytuacja.
-
Tak, bardzo dziwna. Bo wiesz...Tristan strasznie mi się podoba i to już
od drugiej, czy tam nawet pierwszej klasy, ale zawsze się wstydziłam. A
tu któregoś dnia nie mogłam dosięgnąć książki w bibliotece i on mi
pomógł i zaczęliśmy rozmawiać. Potem znowu, znowu, znowu i chyba...
chyba się w nim zakochałam.
- Wow, mój brat zdolny do takich rzeczy... - odparłam zdumiona. - I
pomyśleć, że jeszcze ten głupek dwa tygodnie temu skręcił kostkę,
łamaga. - prychnęłam - A tu teraz takie rzeczy...
- A właśnie, co do tej kostki. Jak to się stało? Nie chciał mi powiedzieć.
- Wiesz... męczyłyśmy go z mamą cały tydzień, by powiedział. Jak
się okazało, mój brat jest taką niezdarą, że rano gdy brał prysznic
strasznie nachlapał na płytki, a potem to już chyba można się domyślić.
- Heh, Tris to Tris. Tego nie ogarniesz. - powiedziałam radośnie blondynka.
- Ta.
- A Ty i Con, no wiesz, jesteście razem?
-
Nie,coś Ty. To przyjaciel Trisa no i chyba mój też. Ostatnio bardzo się
zbliżyłam z chłopakami, a wszystko dlatego, że miałam te głupie lekcje z
Brad'em.
- Ou... Brad to ten wokalista, no nie? - zapytała Angie, na co jej
pokiwałam głową. - Jest strasznie przystojny, ale to nie o tym... Ty
czujesz coś do Brada?
- Nie wiem. Więź przyjacielska się liczy?
- Nie wierzę Ci co do tej ''więzi''. - odpowiedziała szybko blondynka z kręconymi włosami.
- Dlaczego?
-
Bo czerwienisz się, mądralo. Specjalnie Cię zapytałam o Brada, bo widzę
jak patrzysz na niego, a on zresztą na ciebie też. Tylko, że jesteście
jacyś smutni. Pokłóciliście się?
- Nie, nie wiem, może. To znaczy, nie rozmawialiśmy tak na osobności od dwóch tygodni. Jedynie co wiem to to, że zdał z fizyki.
- Aha.
- To dziwne, że mówię Ci to wszystko. - odparłam bez ogródek. - nigdy wcześniej nie zwierzałam się nikomu, poza Tristanem.
- Mogę czuć się wyjątkowa? - zapytała Angie, uśmiechając się przyjaźnie w moją stronę.
- Tak. - odparłam, po czym wybuchnęłyśmy śmiechem.
Czas
leciał nieubłaganie szybko. Ciągle rozmawiałam z Angie o błahych
sprawach. Mówiłyśmy także o chłopakach, o sukienkach dziewczyn, o
wszystkim. Po prostu jak kumpela z kumpelą. Dopiero teraz poczułam jak
bardzo mi tego brakowało, ostatni raz rozmawiałam tak z dziewczynami w
podstawówce. Miło było tak posiedzieć i poplotkować.
W końcu naszedł czas na wielki występ chłopaków. Ludzie zaczęli się
zbierać wokół sceny, wiec razem z Angie zaingerowałyśmy i pobiegłyśmy,
przepychając się przez tłum, aby mieć dobrą widoczność na chłopaków.
Przyznam szczerze, że jeszcze nigdy nie słyszałam ich na żywo. Widziałam
tylko covery z youtube, które chłopcy regularnie wrzucają na swój
kanał. Dzisiejszy występ był dla mnie podwójnie ważny, ponieważ dziś
usłyszę jak Brad śpiewa High Hopes, którą poprawiałam. Dziwiłam się
wtedy, gdy mu ją oddawałam, a on mi odmówił. Byłam ciekawa dlaczego, ale
w tej chwili nie przejmowałam się. Chłopcy zaczęli grać. Aura, która
się wytworzyła podczas koncertu była magiczna. Czułam się, jakbym była w
transie. Chłopcy na początku zaczęli grać, mocne i skoczne kawałki, aby
potem zwolnić i porwać ludzi do romantycznego tańca. Kiedy grono ludzi
pod sceną przerzedziło się, postanowiłam usiąść wraz z Angie na ławce.
Niestety nasza poprzednia miejscówka był zajęta, więc byłyśmy zmuszone
udać się na taką, która stała na przeciwko sceny, jednak w znacznie
większej odległości niż poprzednia.
- A teraz zagramy nasz nowy utwór. Jest on dla mnie bardzo ważny.
Jak już kiedyś wspomniałem, każdy utwór jest pisany z myślą o kimś, ten
także należy do tych utworów. Mam nadzieje, że domyślisz się, że śpiewam
to do Ciebie. - powiedział niewyraźnie Brad i trochę ciszej niż
powinien ostatnie zdanie. Słyszałam to tylko przez mgłę, moje myśli
krążyły gdzieś dalej, poza murami szkoły.
- Ej. - szturchnęła mnie Angie. - Słuchaj co on mówi.
- A
co on powiedział? - zapytałam jakby wyrwana z jakiegoś amoku. Byłam
zamyślona i po prostu wyłączyłam się na chwilę. To u mnie normalne.
-
Mówił, że każdy utwór jest pisany z myślą o kimś i ten także należy do
takich. Wspomniał też, tak jakby mówiąc do tego kogoś, że ma nadzieję,
że się domyli. No że ta osoba, dla której napisali tą piosenkę. - mimo
intelektu Angie, jej wypowiedź była niespójna i ciężka do zrozumienia.
Zastanowiłam się przez dłuższą chwilę, po czym odpowiedziałam:
- Fajnie. Pewnie ma na myśli Laurę.
- Naszą Laurę, tą przewodniczącą? - zapytała z niedowierzaniem Angie.
- Tak, przyszli tu razem. Najprawdopodobniej są parą i dla niej to napisał.
Angie
wytrzeszczyła tylko oczy i kazała mi popatrzeć w stronę sceny. Z
głośników zaczął wydobywać się zachrypnięty głos Brada, który wyśpiewał
te słowa:
‘’How can a heart like yours be that high and dry,
When it burns the brightest?‘'
//
''Jak serce, takie jak twoje może być tak silne i oschłe?
Kiedy płonie najjaśniej?''